Łukasz Kowalczuk – Battle 365. Pierwsze wrażenia
Battle 365 zdążył już wystartować, rozpędzić się i delikatnie przyhamować. Łukasz Kowalczuk planuje publikować na Instagramie dokładnie jeden panel dziennie przez okrągły rok, a potem całość wydrukować. Jest luty, są już cztery strony. Wystarczająco dużo, żeby cokolwiek o projekcie powiedzieć.
Póki co utrzymana jest konwencja symetrycznych sześciopanelowych plansz i w tej materii raczej zmian nie będzie. Wynika to z planów cotygodniowych publikacji pełnych stron na tumblrze autora. Po dokonaniu skrupulatnych obliczeń matematycznych z użyciem elektronicznego urządzenia liczącego stwierdzam, że łącznie zobaczymy 60 takich stron i… zostanie pięć paneli.
Komiks jest niemalże niemy, autor prowadzi narrację wyłącznie za pomocą obrazu. To sprawia, że Battle 365 jest w istocie jeszcze bardziej uniwersalny w odbiorze, jak na komiks internetowy przystało. Kiedy pojawia się jakiś tekst, jest on w języku angielskim, co maksymalnie poszerza grono potencjalnych odbiorców. Często komiksy nieme mimo surowości formy pozostawiają czytelnikowi bardzo szerokie pole do interpretacji, jak na przykład u Marka Turka (Bajabongo, NeST). Zestawienie jednak pulpowych wygłupów Kowalczuka z tak onirycznymi tworami może wywołać w pełni uzasadniony uśmiech. I słusznie. W końcu to „głupie komiksy dla mądrych ludzi”.
Syntetyzacja przekazu w Battle 365 jest bardzo potrzebna, inaczej odbiorca szybko pogubiłby się w świecie przedstawionym. A przedstawiona jest pusta w środku Ziemia pogrążona (najwidoczniej) w konfliktach pomiędzy humanoidalnymi gadami, świniami, wolfspiderami, czy snotillami/monkeysaurami. Przedstawiciele tych dwóch ostatnich gatunków zostali nazwani wyłącznie w hashtagach dołączonych do pojedynczych paneli, na których się pojawili. Podobnie o tym, że bohaterowie żyją na (w?) pustej w środku planecie dowiadujemy się wyłącznie z hashtagów obecnych przy każdym opublikowanym panelu. Wyrażenia poprzedzone symbolem # są komplementarne względem komiksu, pomagają w lekturze i ją umilają – to jest dopiero komiks internetowy. Takie rzeczy tylko w XXI wieku, ciekawe czy któryś z prekursorów komiksu się teraz w grobie przewraca?
Battle 365 – głupi komiks dla mądrych ludzi
Wygląda znajomo? A jakby tak pokusić się o nazwanie tej góry, to czyją nomenklaturę by to przypominało? Bartosz Walaszek i Kapitan Bomba. Tutaj prostota graficzna, tam też. Tutaj brutalność i wulgarność, tam również. W obu przypadkach mnóstwo specyficznego, parodystycznego humoru. Wszystkim fanom opowieści z Galaktyki Kurvix polecam także Battle 365, jest podobnie, tylko mamy konwencję fantasy. I wymowne imiona postaci, jak na przykład Carycę Elizardbeth, która jest reptilianką, albo Barona von Ptero – pterodaktyla. Taki kicz kontrolowany trzeba lubić, inaczej nie warto zaglądać do Reptilii (gadziego świata/państwa/miasta, w którym zawiązuje się akcja Battle 365).
Komiks internetowy Kowalczuka póki co nie zawodzi sympatyków jego twórczości niczym więcej, poza obecnym kilkudniowym przestojem w publikowaniu nowych paneli. 365 dni bez żadnej pauzy byłoby zbyt piękne. Poza tym mamy multum podobieństw wskazujących na to, że Battle 365 jest prequelem antyutopijnego Radioactive Cross albo Violent Skate Bulldogs. Albo jakiegoś innego komiksu Kowalczuka, a może wszystkich jednocześnie, co za różnica?! W końcu to tylko szlam wyciekający z Instagrama, Tumblra i Facebooka, kolejny bezwartościowy produkt kultury śmieciowej. Jest dookoła tyle wyśmienitych dzieł popkultury, że nie ma sensu tego czytać.
Konrad
Pojedyncze panele: https://www.instagram.com/battle3six5/
Pełne strony: https://selfdropkick.tumblr.com/tagged/battle365e