Biały Orzeł #8 – Żywy lub martwy cz. 2

Siódmy zeszyt Białego Orła obnażył smutną prawdę o tym projekcie, pokazał, że autorzy dosłownie robią sobie jaja z czytelników, a produkcja, która z początku wydawała się być powiewem świeżości na polskim rynku, przeistoczyła się w tanią komedię klasy C. W pierwszej części historii Żywy lub martwy, twórcy już nawet nie próbowali udawać, że jest inaczej. Stworzyli potwora i minęło dobre 9 miesięcy nim wydali na świat kolejnego. Po konkretnej obsuwie, światło dzienne ujrzał bowiem ósmy numer serii o przygodach polskiego superbohatera.

Targowa rozrywka

Klapę siódemki można opisać w dwóch słowach: Bazarowi Baronowie. To właśnie ta, chyba najgłupsza w dziejach polskiego komiksu, drużyna superzłoczyńców położyła ten projekt do reszty i obdarła ze złudzeń wszystkich tych, którzy pokładali wiarę serię Kmiołków. Ta banda pajaców była tak żenująca, że aż odechciewało się czytać!

Autorzy nie mogli się jednak odciąć od swoich nieudanych dzieci i urwać historii w połowie. Musieli wypić to kiepskie piwo, którego nawarzyli, by móc zrobić następne, miejmy nadzieję bardziej strawne. Dylemat, przed którym stanęli okazał się naprawdę twardym orzechem do zgryzienia i w mojej ocenie… połamali na nim zęby.

Obywatelu, meldujcie

Twórcy musieli dociągnąć wątek Baronów do końca, a jednocześnie sprawić, by czytelnicy ponownie im zaufali. W tej sytuacji wyciągnęli swoje największe działo, czyli postać Obywatela. Rodzimej krzyżówki Punishera z Caseyem Jonesem, która w Internecie zdobyła całkiem sporą popularność. I może coś by z tego było, gdyby nie fakt, że całą historię doprawili fatalnym humorem. To już nie są nawet suchary, to konserwy ze szwedzkiego demobilu.

W najnowszej odsłonie Białego Orła leży niemal wszystko. Dialogi są zbyt długie i pozbawione życia, a dobór miejsca akcji i sposób rozwiązywania dylematów przez herosów woła o pomstę do nieba. Szczytem kiczu jest walka na Stadionie Narodowym podczas meczu Polska-Brazylia. Orzeł walczy tam z Bazarowymi Baronami m.in. przy pomocy piłki. Super, dzieci w przedszkolu może by się ucieszyły.

Na marginesie chciałbym jeszcze dodać, że nasi ulubieni anty-bohaterowie zyskali arcygroźne pseudonimy: Rzeźnik, Jajcarz, Człowiek-Ryba i Profesor Wąs. Brakuje tylko Kierownika Pożycz Dwa Złote! Oczywiście Ryba wygląda jeszcze bardziej jak Nightcrawler, a Wąs musi mieć gdzieś nad łóżkiem plakat Doctora Octopusa.

orzel2

Już nie tak ładnie

Poprzedni zeszyt miał jednak coś, co wyróżniało go na tle innych pozycji. Fenomenalne kolory, nałożone przez zagranicznych specjalistów. Od strony graficznej miejscami był wręcz fenomenalny i choćby dla tych kilku planszy można było go kupić. Ósemka to już jednak pełny powrót Adama „Jima Lee znad Wisły” Kmiołka. I o ile sama kreska mi siadła (nie licząc komentatora, piłkarzy i Jajcarza), o tyle kolory już mniej. Jest ciemno i smutno, co mocno kontrastuje z radosną parodią.

Wszystko to może mogłoby się bronić w sytuacji, kiedy Biały Orzeł byłby jedynym polskim superbohaterem. Wszak na bezrybiu i rak ryba, ale dziś to za mało. Zwłaszcza, że konkurencja hardo umacnia swoją pozycję. Wydawnictwo Wizuale trafiło idealnie ze swoim produktem na sam początek obecnie trwającego boomu i to pozwoliło im osiągnąć pewien sukces. Pytanie tylko, czy dobry start to wystarczy na to, żeby mieć kibiców do samego końca wyścigu?

Dziewiątka będzie lepsza?

Biały Orzeł przetarł szlaki dla wielu nowych polskich komiksów, ale autorzy dość szybko zgubili się w twórczym lesie. Zamiast pójść w stronę dobrych historii, zaczęli hurtowo robić nawet nie pastisz, a parodię samych siebie. Najnowszy zeszyt umacnia mnie w przekonaniu, że Orzeł zamiast lecieć, nieprzytomny spada w dół. Bo jak inaczej nazwać sytuację, kiedy czerstwe teksty i zachowania są jeszcze głupsze niż sam pomysł na postać Bazarowych Baronów?

Mariusz Basaj

PS. Komiks zmienił okładkę na śliską i błyszczącą, a zarazem podrożał o piątaka i kosztuje teraz 15 pln. Sami oceńcie, czy warto.

Share This: