Gra Endera – Ender’s Game

     Nigdy nie czytałem Gry Endera. Nie można przeczytać wszystkiego. Science Fiction nie porywało mnie nigdy na tyle, żeby w moim ogromnym katalogu rzeczy do zrobienia / przeczytania / obejrzenia / zagrania stawiać je odpowiednio blisko mnie. Często, jak widzę coś ciekawego, doklejam temu czemuś łatkę na później. Potem, zazwyczaj na wskutek mocnego impulsu ta łatka zaczyna pulsować i świecić na czerwono. Tak było m.in. z książką „Gra Endera”. Kiedy zobaczyłem zwiastun filmu, stwierdziłem, że najwyższa pora zajrzeć do komiksu (bo na książkę niestety czasu brak).
    Zwiastun ukazuje nam kolejną, wysokobudżetową produkcje o kosmicznej wojnie i nawet nie stara się sugerować, że konflikt ludzi i robali może być tylko tłem dla ukazania historii o dużo mniejszej skali, o problemach o wiele bardziej przyziemnych, choć pozornie nieprawdopodobnych. Zwiastun ukazuje nam masę akcji, podczas gdy w komiksie liczą się przede wszystkim dialogi i relacje między bohaterami. Tu klimat budowany jest przez kolejne rozmowy, a nie walki kosmicznych krążowników. Nie jestem psychologiem specjalistą, ani tym bardziej nie zamierzam nadawać sobie takiego miana, ale pokuszę się o stwierdzenie, że „Gra Endera” to dramat psychologiczny z elementami sci-fi.

      Bohaterem komiksu jest młody chłopiec, Ender Wiggin. Kiedy go poznajemy ma 6 lat. Chłopak nie ma łatwego życia. Jego starszy brat jest brutalnym psycholem, dzieciaki w szkole próbują go zniszczyć, a jedyną osobą, która żywi do niego pozytywne uczucia jest jego siostra. Jak wspominałem, Ziemia stoi w obliczu zagłady. Kosmici już dwukrotnie dokonywali inwazji. Dowódcy, zmuszonej do obrony ludzkości, podjęli radykalne kroki. Ich zadaniem było wychowanie, a raczej stworzenie / wyhodowanie nowego pokolenia żołnierzy. Takiego, które poradzi sobie w walce z o wiele potężniejszym przeciwnikiem.
Armia przedszkolaków
      Nową armię szkolą od podstaw, tzn. od najmłodszych lat. Co ciekawe, bardziej od regularnych żołnierzy, wojskowym potrzeba dowódców. Komandorów, którzy będą myśleli nieszablonowo, wyszkolonych w niekorzystnych warunkach, żyjących w obliczu śmierci. Takich, którzy swoimi pomysłami na rozwiązywanie problemów niemożliwych zaskoczą wszystkich starych wyjadaczy. Jednym z kandydatów na takiego dowódcę jest właśnie nasz mały Ender. Chłopiec jest materiałem idealnym. Nie jest tak agresywny jak jego brat ani tak łagodny jak siostra. Tu musimy zaznaczyć, że te kilkuletnie twory ludzkości mają niewiele wspólnego z normalnymi dziećmi. Zachowują się niemal jak dorośli, a w dodatku są wyprane z uczuć, myślą strategicznie i ciągle wystawiane są na kolejne konflikty, które prowokują ich nauczyciele.
      Cały urok tej historii polega na tym, że Ender jest od samego początku kreowany na objawienie ludzkości. Dowódcy rzucają mu kolejne kłody pod nogi. Jedne bardziej sku*wysyńskie od drugich. Za wszelką cenę starają się złamać tego chłopca, a ten niemalże bezbłędnie realizuje zadania. Ender jest wzorem, to praktycznie ideał. Ale cena doskonałości jest ogromna. Chłopak szybko staje się obiektem nienawiści rówieśników, a cały ten burdel nakręcają opiekunowie. Ender bardzo często zmuszany jest do podejmowania straszliwych decyzji, nie może uciec od przemocy. Cierpi, bo nie chce być taki, jak jego starszy brat. Nie chce być mordercą.
      Fabuła naprawdę uwodzi. Genialne dialogi i dymki narracyjne budują lekko psychodeliczny klimat. Wręcz czujemy proces łamania młodych żołnierzy. Zastanawiamy się, ile ten chłopak jeszcze może wytrzymać? „Gra Endera” to wynaturzone przedstawienie negatywnych zjawisk, do jakich dochodzi w wielu armiach świata. Z tą różnicą, że zamiast nastoletnich chłopaków, bohaterami tego dramatu są dzieci, przez co całość ma o wiele potężniejszy wydźwięk.
Z posiedzenia gwiezdnej floty
        Nie ma na tym świecie rzeczy idealnych. Grze Endera ta sztuka również się nie udała. Jeśli miałbym wskazać na największą bolączkę tego komiksu, bez zastanowienia wskazałbym oprawę graficzną. O ile kreska potrafi (miejscami) zachwycić, o tyle kolory to zupełnie nie moja bajka. Może marudzę, ale to zupełnie nie moja bajka. Komiks nie należy również do najtańszych. Cena okładkowa to aż 30 dolarów. Przyznam szczerze – drogo. Za pięć dolców mniej byłoby idealnie.
      Musimy jednak pamiętać, że to coś więcej niż kolejna lekka historyjka obrazkowa. Gra Endera wymaga czasu. Sam mierzyłem się z nią przez trzy dni. Nie tylko z powodu braku czasu, ale także tego, że dawałem temu komiksowi dojrzeć. Musiałem się z nim oswoić. Dawkowałem go w porcjach: 2, 2 i 6 zeszytów. Przyznam, że z każdą stroną ta historia wciąga coraz bardziej, a w dodatku jest bardzo zgrabnie spointowana. Jeśli film ma być taki, jak zapowiada zwiastun, to zamiast biletów do kina, kupcie ten komiks.

Share This: