Marvel Origins. Iron Man 3. Tom 19
Na wczesne przygody człowieka z żelaza trzeba patrzeć z lekkim przymrużeniem oka. Marvel Origins. Iron Man 3 to napędzana akcją i pojedynkami karuzela, ale „cudowne tranzystory” jednak nie robią wielkiego wrażenia. Przestarzała „nowoczesna” technologia, uzupełniana przez wrotki może spowodować pełne politowania spojrzenia. No może poza jednym, jedynym wyjątkiem. Zbroja mieszcząca się w biznesowej walizce jest jednak świetna (i kapitalnie została zinterpretowana w filmie).
Poligony doświadczalne Marvela
Marvel Origins. Iron Man 3 zawiera przedruk historii z Tales of Suspense #54-60. Zdarzało się co prawda, że nowi superbohaterowie dostawali od razu swój magazyn, ale często wprowadzano je właśnie na łamach antologii, sprawdzając, czy nowa postać „zażre”. Stark powoli, ale skutecznie rozpychał się pośród historyjek science-fiction, superbohaterowie byli na fali, co sprawiło, że Iron Man zaczął w końcu dzielić Tales of Suspense z Kapitanem Ameryką.
Z historii Iron Mana sączy się klimat wojenny, zwłaszcza Zimnej wojny, wspominana też jest wojna w Wietnamie, a sam Stark handluje bronią. Dlatego też jego przeciwnicy, to często komuniści. Stan Lee dobrze żonglował antagonistami głównej postaci, to pozwalał, aby któryś przeszedł na stronę Amerykanów, tak jak Dynamo, najciekawszym dawał powracać z nowym, jeszcze bardziej kąśliwym planem (Mandaryn), to wprowadzał nowych (Jednorożec to jednak porażka). Najciekawszych przeciwników Iron Mana, czyli Czarną Wdowę i Hawkeye’a czekała droga do wybawienia i walka po stronie dobra. Zresztą pojawienie się (i to dwukrotne) purpurowego łucznika to najważniejszy występ z Marvel Origins. Iron Man 3.
Superbohater bez mocy, za to z kijkiem z nawiniętą żyłką
Poza tym ja bardzo lubię postaci władające łukiem, zaczynając od samego Robin Hooda, przez Thorgala Aegirssona, po Green Arrowa. Czuć, że Stan Lee miał pomysł na tę postać, zwracając uwagę, że nie ma on supermocy, a jedynie świetne zdolności łucznicze i konstrukcyjne. Za to nie zostałby na pewno projektantem mody, bo jego pierwszy napierśnik był niebieski, co słabo wyglądało w zestawieniu z purpurowym hełmem i naramiennikach. Za to świetnie wypada relacja z Czarną Wdową, bo między tą dwójką wyraźnie iskrzy, choć niestety nie na długo. Niemniej i tak znana z filmu scena poświęcenia o Kamień Duszy nabiera dodatkowego wymiaru.
Osobna kategoria postaci drugoplanowych to bohaterowie wyciągani ze Złotej Ery, gdy Marvel wydawał komiksy pod nazwami Timely i Atlas Comics. Kapitana Amerykę udało się reaktywować w Avengersach (więcej tu – klik), tak samo, jak i Czarnego Rycerza (choć wcześniej jeszcze wpada na Ant-Mana), ale tego dowiemy się dopiero w 21. tomie kolekcji. Na razie dostajemy kolejny jego występ i powiem, że jest to ciut dezorientujące. Latający na skrzydlatym koniu wojownik planuje z jakiegoś powodu zemstę na najpotężniejszych bohaterach świata, no i Nathan Garret poza zbroją nie ma zbyt wiele wspólnego z Sir Percym (chyba). Tu ujawnia się charakter Marvel Origins, która to kolekcja umożliwia w dużej mierze przeczytanie komiksów ze Srebrnej Ery po kolei, ale czasem trzeba poczekać na odpowiednie tomy, a niektórych zeszytów nie będzie, jak to w przypadku Tales to Astonish #52.
Wczesne wersje Wojny Domowej i Pięciu Koszmarów
Bardzo ciekawie wypada pojawienie się Kapitana Ameryki, Iron Man zostaje wywiedziony w pole przez Kameleona, ukrywającego się przy okazji za plecami Kravena Łowcy. Dochodzi do pierwszego starcia, a między tymi dwoma superbohaterami jeszcze będzie iskrzyło i to nie raz, aż dojdzie między nimi do wojny. Najciekawiej jednak wypada wyciąganie przez Stana Lee akcentów związanych ze złotą zbroją. Jest to cudeńko, które umożliwia latanie, dodaje siły, ale przede wszystkim jednak jest to kombinezon medyczny. Dla Tony’ego Starka jest to przekleństwo, z jakim musi się zmagać, uczyć z nim żyć, tym bardziej że pod koniec tego tomu, musi nosić pełną zbroję, a nie tylko napierśnik (choć i to przecież dużo, w filmach miał w piersi tylko element wielkości serca).
No i muszę przyznać, że Don Heck daje w tym tomie czadu. Jego ilustracje są dynamiczne, kadry duże, akcyjniak pełną gębą i to uśmiechniętą. Najlepsze momenty to dziewiąta strona Tales of Suspense #54 podzielona na cztery kadry, w trakcie pojedynku kamera krąży jak szalona, a nawet ląduje na chwile na ramieniu Mandaryna. Pionowy kadr z trzeciej strony Tales of Suspense #56, na którym Iron Man siedzi z twarzą ukrytą w dłoniach, genialnie oddaje bezradność i trudną chwilę w życiu superbohatera. Bardzo podobny kadr wykroił Salvador Larroca w Pięciu Koszmarach. No i filmowa narracja z Tales of Suspense #57, na szesnastej stronie zobaczycie zbliżenie na twarz Hawkeye’a czekającego na odpowiednią chwilę, aby wyciągnąć specjalną strzałę, którą pomogła mu złożyć Czarna Wdowa. Sama nazwa, czyli „Niszczący podmuch” zwraca na siebie uwagę, choć w sumie większego zniszczenia nie powoduje. Oczywiście jest tego więcej, choć nie wszystko zostało wykonane świetnie, choćby nagięcie pala przybrzeżnego, jakby był z gumy.
Prezentację tego tomu znajdziecie w poniższym filmiku, a Iron Man powróci (prawdopodobnie) w tomie 39. kolekcji Hachette.