Thorgal. Giganci. Tom 22
„Thorgal. Giganci” to tom, który kończy całą zabawę w Shaigana. Zgodnie z życzeniem Jolana, Thorgal nie zginął, a do twierdzy, gdzie pełnił rolę pozoranta, przypływa stary znajomy, mający okazję zwrócić przysługę sprzed lat.
Co w artykule?
Wycofanie się rakiem z Shaigana
To jeden z najsłabszych tomów serii. Przede wszystkim dlatego, że Van Hamme wycofał się ze swojego pomysłu zrobienia z Thorgala pirata, co w praktyce oznacza odwrócenie wydarzeń z „Niewidzialnej fortecy”. Przypomnijmy: Syn Gwiazd opuścił rodzinę, dotarł na kamień z pamięcią bogów, położył na nim rękę, wymazując swoje imię, po czym zostało po nim jedynie znamię. Kriss wmówiła mu, że jest postrachem mórz, jednak ciągłe rzezie i napady nie przynosiły mu żadnej satysfakcji, a jedynie narastające wrażenie, że coś jest nie tak. Już podczas ostatniego zamachu Kriss wymknęło się: „Thorgalu, uważaj”. Teraz pojawia się ktoś, kto tłumaczy Shaiganowi, kim jest „Thorgal”. Wystarczy odwrócić tę historię, by otrzymać scenariusz 22. tomu.
Najbardziej szkoda chyba okładki i pomysłu na przygodę, która mogła wypełnić lukę między wydarzeniami. Przywrócenie pamięci wymagałoby niebezpiecznej wyprawy, w której bogowie – skłonni zmienić zdanie – żądaliby jednak odpowiedniej ofiary. Jak to już bywało, Thorgal nie przebierałby w środkach, by wrócić do rodziny. Nawet jeśli oznaczałoby to podróże w czasie, przeprawę przez ocean, zdobycie środków na nową łódź przez pokonanie mistrzów łucznictwa w turnieju czy konfrontację z księciem wikingów. Dla Aegirssona nie ma rzeczy niemożliwych. Tym razem wystarczyłoby „tylko” przemierzyć Asgard, Niewidzialną Fortecę i… krainę olbrzymów.
Dobra okładka, dalej już gorzej
Co zaskakujące, „Thorgal. Giganci”, po przepięknej okładce z ogromnym szczurem, która zapowiadała nie lada wyczyn przerywający i ubarwiający królewską ucztę, okazuje się zaskakująco niechlujny pod względem rysunków. Na przykład książę, przypominający Shaiganowi wcześniejsze wydarzenia, na chwilę traci wąsik, który zapuszczał przez tyle tomów – drobiazg, ale irytujący. Najgorzej jednak wypadają olbrzymy. Choć wśród nich pojawia się stary, odrażający znajomy z „Gwiezdnego dziecka”, wciąż wyglądający brutalnie i złowrogo, to ich przedstawienie wizualne pozostawia wiele do życzenia.
Reszta, w tym król, który miał być najgroźniejszy z olbrzymów, bardziej przypominają zabawkowe trolle z kolorowymi włosami do czesania. Do niektórych niby to pasuje – zwłaszcza do księżniczki obchodzącej urodziny i adoptującej Thorgala na swoją lalkę – ale zupełnie nie łączy się z dotychczasowymi tomami. Brakuje spójności z klimatem serii, kojarzącym się z legendami, a całość wizualnie prezentuje się po prostu źle. Owszem, inspiracje baśniami w stylu „Jaś i fasola” mogłyby zadziałać i dodać historii fantastycznego uroku, ale niestety tym razem to się nie udało.
Ach, ten Thorgal
Aha, Thorgal, jak to już bywało, w drodze powrotnej do swojej pięknej żony Aaricii znów rozkochuje w sobie przypadkowo spotkaną kobietę. Szukającemu spokoju przybyszowi z gwiazd nikt nie potrafi się oprzeć – i to w każdej rzeczywistości. Tym razem pada na Swanee, Walkirię paradującą bez bielizny. Ich spotkanie, a zwłaszcza pożegnalny pocałunek, zostają wygodnie wytarte z pamięci, co dla Thorgala jest oczywiście niezwykle praktyczne.
To nie tak, że „Thorgal. Giganci” jest zupełnie pozbawiony wartości – album ma swoje momenty. Rosiński stworzył interesującą interpretację Ragnaroku, która zdecydowanie zasługuje na uwagę. Warto również docenić pracę kolorystki, bo w tym tomie Grażyna Fołtyn-Kasprzak wykorzystała kilka ciekawych zabiegów, dzięki którym jej wkład jest bardziej zauważalny. Graza wspierała Grzegorza Rosińskiego w aż dziesięciu tomach – od „Niewidzialnej fortecy” po „Kriss de Valnor”. W „Gigantach” szczególnie warto zwrócić uwagę na drugi plan – tło nie jest tutaj zwykłym wypełnieniem, lecz pełnoprawnym elementem narracyjnym, dodającym głębię wielu scenom.
Jest kilka udanych kadrów – szczególnie dobrze wypadają sceny na murach warowni, zanurzonej w ciemności i skąpanej ulewą. Jednak takie ujęcia już widzieliśmy wcześniej, więc trudno je uznać za coś wyjątkowego. Zaskakuje za to widok Thorgala podróżującego na olbrzymim łabędziu – moment, który trudno traktować poważnie. Na szczęście bohater tego nie będzie pamiętał, a szczerze mówiąc, ja też wolałbym o tym zapomnieć.
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo Hachette. Na koniec podaję tajemne hasło: