Niezniszczalni & Nadzieja na końcu świata. 2. i 3. tom serii DCeased.
Uwielbiam wariacje na temat (post)apokalips, uwielbiam elseworldy, uwielbiam pierwsze DCeased. Albumy pt. Niezniszczalni oraz Nadzieja na końcu świata miały zatem wysoko postawioną poprzeczkę. Choć może nie aż tak bardzo, bo uwielbiam też Toma Taylora, wobec którego rzadko jestem krytyczny.
Świat DC po wybuchu pandemii spowodowanej wirusem zamieniającym ludzi w zombie nieumarłych (antyżyjących?) przenoszonym przez ekrany cyfrowe oraz krew, szybko stał się polem apokalipsy i fantastycznym miejscem, gdzie wyobraźnia Taylora może dać upust fantastycznym pomysłom i relacjom między postaciami, które dobierane są w niespodziewane team-upy oraz wrzucane w dramatyczne okoliczności. To jak się zachowają, kto przeżyje, a kto padnie ofiarą wirusa antyżycia, nie daje oderwać się od tego alternatywnego świata bohaterów DC.
Tom z podtytułem Niezniszczalni to spin-off, dziejący się równolegle do wydarzeń przedstawionych w pierwszym DCeased (link do recenzji). Tym razem atak zombie-podobnych zarażonych obserwujemy z perspektywy antybohaterów i złoczyńców. Kto ma dać sobie radę w takich okolicznościach jak nie typy spod ciemnej gwiazdy i osobniki, których niejeden już dawno zaszufladkował w kategorii, w której ciężko odkupić swoje winy? No właśnie. Podczas końca świata liczą się konkretne kompetencje i umiejętności, a nie przeszłość. W takich warunkach na co dzień wrogowie naszych ulubionych protagonistów DC stają się obrońcami przed nowym, ogromnym zagrożeniem czyli hordami nieumarłych.
Świetnym zabiegiem scenariuszowym było splecenie ich wątku z bezbronnymi dzieciakami z sierocińca. Obrona bezbronnych dzieciaków przez przestępców i złoli wypada tu znakomicie. Nawet oni potrafią się zrekompensować, a dla tych dzieciaków stać się bohaterami.
Jak zawsze u tego scenarzysty są bezbłędne dialogi, rewelacyjne tempo, świetnie dobrani bohaterowie i wzorowy sposób prowadzenie ich wątków. Kilka przemyślanych lokacji, efektowne kadry i szokujące twisty dopełniają ten bardzo udany album.
Najnowsza część zombie-cyklu od DC czyli Nadzieja na końcu świata, nie jest już aż tak udana jak poprzednie, ale wciąż dostarcza całą masę rozrywki. Wydarzenia z tego tomu też starają się uzupełnić perspektywy innych uczestników tych makabrycznych wydarzeń związanych z nadejściem zabójczej zarazy. Nie popychają zatem mocno akcji do przodu względem głównego albumu rozpoczynające serię. Poświęcają po prostu więcej uwagi kolejnej porcji bohaterów i temu jaki np. Black Adam oraz jego kraj miał udział w tej apokalipsie.
Jak w każdym albumie z serii, również tu młodzież namaszczona niekiedy do nowej roli jak w przypadku Batmana, ma więcej okazji się wykazać. Ten album jest zdecydowanie najbardziej śmieszkowy i wypełniony gagami oraz żartami z uniwersum DC wykraczającym nawet poza medium komiksowego (choć i tak moim ulubionym momentem jest żart z głosu Bane’a nawiązujący do nolanowskich filmów z Niezniszczalnych). Żartów jest jednak zbyt dużo w porównaniu z wartościową fabułą. Nadal jednak błyszczą relacje i bystrość Taylora w przemycaniu spostrzeżeń na temat prawdziwego świata. Uwielbiam moment krytyki epidemio-sceptyków, których każdy z nas podczas naszej covidowej pandemii poznał aż za dużo.
Mimo że trzeci album wypadł najgorzej nie osłabił mojego oczekiwania na kolejny tom, którego okładkę z radością przyjąłem na ostatniej stronie tej rozrywkowej jazdy bez trzymanki z zombiakami w tle od DC.
Bartosz
Dziękuje wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarzy do recenzji