Pillow Man. Mężczyzna naszych marzeń – Superbohater od snu

Zazwyczaj superbohaterowie dbają o nasze bezpieczeństwo. Bronią nas przed niebezpieczeństwami, ale często zapominają o innych, bardziej podstawowych potrzebach. Co z jedzeniem, wodą czy snem? No właśnie! Kto nigdy nie zarwał nocki, ten nie wie, jakie to szczęście porządnie się wyspać. Tu na scenę wchodzi Pillow Man – cichy, ale jakże potrzebny superbohater.

Nie tylko parodia

Nie dajcie się zwieść, także droczącemu się wstępowi. Pillow Man to ani komiks superbohaterski, ani parodia gatunku. To niezwykle czuła i ciepła – jak mięciutka podusia – opowieść obyczajowa. Jean to mężczyzna żyjący w niezalegalizowanym związku, zmagający się z nadwagą i bezsennością. Kiedyś pracował jako kierowca ciężarówki, ale od trzech lat pozostaje bezrobotny. To jednak ma się wkrótce zmienić – bo już za chwilę otrzyma bardzo osobliwą ofertę pracy.

Pillow Man

I tutaj Pillow Man delikatnie zahacza o fantastykę – choć do Zakochanego bez pamięci jeszcze trochę brakuje, to uzupełnianie rynkowej luki przebiega w podobny sposób. Niemniej Grodet nie tworzy żadnej zaawansowanej technologii, lecz odpowiada na realną potrzebę – sięgając po coś tak prostego, jak bliskość. Jean, podczas rozmowy o pracę, zostaje opisany następująco: „Pierś mięciutka i wygodna. Zapach przyjemny. Kości brak…” Człowiek sprowadzony do fizycznych atrybutów – ale przyznajcie: czy nie chcielibyście się do niego przytulić?

Kodeks bliskości

Trudno uwierzyć, że taka firma mogłaby realnie zaistnieć na rynku — i że komuś udałoby się utrzymać to wszystko w ryzach. Potrzebny byłby oczywiście bardzo sztywny kodeks, bo „pójść z kimś do łóżka” kojarzy się raczej jednoznacznie. Seks jest surowo zabroniony, choć pojawia się ktoś na wzór „tajemniczego klienta”, sprawdzającego, czy wszystkie zasady są przestrzegane.

Pillow Man

Nie wiem, jakie najbardziej szalone zajęcia macie za sobą, ale ja kiedyś trafiłem do firmy, o której do ostatniej chwili nie miałem pojęcia. Nie wiedziałem, na co się piszę ani czym dokładnie się zajmują. Dopiero pierwszego dnia wyszło na jaw, że pracownicy chodzą z różnymi fantami po sklepach i lokalach usługowych, próbując je sprzedać. Najbardziej lubiłem poranne rozgrzewki i wspólne piosenki, choć szybko wyszło, że sprzedawcą jestem marnym – gadkę trzeba było mieć pierwszorzędną. Tak że możliwe, że o rynku pracy nadal wiem mniej, niż mi się wydaje.

Nie(koniecznie) pidżamkowo

No ale to nie jest komiks pidżamkowy, otulający niczym kocyk. A przynajmniej — nie tylko taki. Mimo bardzo przyjemnej oprawy graficznej, bazującej na miękkim obrysie i stonowanych kolorach, to złożona opowieść obyczajowa. Jean nosi w sobie głębokie zranienia i doświadczenie balansowania na krawędzi depresji po długim okresie bezskutecznego szukania pracy. To zresztą coś, z czym łatwo mi się utożsamić — czekanie na telefon zwrotny bywa jak sygnał, że jest się niepotrzebnym. Niechcianym.

W życiu Jeana wszystko zaczyna się układać — przynajmniej finansowo i psychicznie. Ale kłamstwo, które sprzedał swojej partnerce, okazuje się mieć bardzo krótką kołderkę. Prawda o jego profesji w końcu wychodzi na jaw. Ich relacja została pokazana z taką autentycznością, że aż szczypie. To nie są proste nici, które wystarczy ze sobą połączyć, by wszystko się rozwiązało. Czasem rozwiązanie wydaje się widoczne dopiero z dystansu — z boku. Nic nie jest jednoznaczne, a nawet jeśli podejmie się decyzję, jej konsekwencje potrafią się ciągnąć długo.

Kadrowa swoboda i emocjonalna głębia

Ilustracje często przejmują narrację — nie ma tu schematycznego układu kadrów, mimo że momentami aż się o to prosi. Fabuła zmierza do finału, choć po drodze nie brakuje momentów, w których wydaje się, że Jean zostanie zupełnie sam. Porusza szczególnie scena z umierającą starszą panią — emocjonalna, wzruszająca, trafiająca prosto w serce. Ale to ostatnia plansza uruchamia najwięcej refleksji. Bo choć to Jean przychodzi do innych z pomocą, można odnieść wrażenie, że to on sam jej najbardziej potrzebuje. Symboliczne jest też to, że na okładce — za oknem — nie widać reflektora wzywającego bohatera. Światło bije z jego własnej czołówki. Być może to nie ktoś go wzywa… lecz on sam wysyła sygnał.

Pillow Man czekał na mnie w schludnie zasłanym łóżeczku, przykrył cieplutkim kocykiem i sprawił, że na chwilę zapomniałem o wszystkich kłopotach. Serio — po lekturze tego komiksu zasnąłem bez najmniejszego problemu i spałem jak dziecko. A rano? Obudziłem się bez bólu głowy, z poczuciem lekkości i radości z nowego dnia.

Scenarzysta: Stéphane Grodet

Ilustrator: Théo Calméjane

Tłumacz: Ernest Kacperski

Wydawca: Egmont

Seria: Pillow Man      

Format: 21.6×28.5cm

Liczba stron: 224

Oprawa: Twarda

Druk: kolor

Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo

Share This: