Czekałem niecierpliwie na Stworzenie, bo bardzo mocno kibicuję całej serii (Biblioteka Niezależnego Komiksu Polskiego). Graficznie album jest bardzo różnorodny (i bez fuszerki), to na pewno. Tematycznie też brak pojedynczego szyldu, acz sporo jest krążenia wokół szeroko rozumianej inności (osoby nieheteronormatywne, czy z prowincji) i jest wyraźny sznyt feministyczny. Po przeczytaniu większości komiksów ze zbioru miałem jednak wrażenie pustki, braku puenty, banalności wręcz, ale, ogólnie rzecz ujmując, względem komiksu niezależnego zyskałem nieco nowych przemyśleń. Może nie stricte na temat opublikowanych tutaj historii i nie od razu, ale jednak. Stworzenie jest więc dobrą antologią, bo twierdzę niezbicie, że jak komiks popycha mnie do refleksji, to jest to dobry komiks.
Wielorakość jest sama w sobie na plus
Beata Sosnowska używała różnych technik. Są tutaj czerń i biel w duecie, w różnych proporcjach, są też radośniejsze kolory, mamy i kolaże, generalnie brak nudy. Czuć taką specyfikę artystki eksperymentującej, szukającej nowych form. Na pewno nie byłbym w stanie zidentyfikować autorki po jej charakterystycznym stylu, bo go po prostu tutaj nie widać, przynajmniej Stworzenie nic nie podpowiada. Czy zawartość od strony graficznej mi się podoba? Raczej nie, nic mnie nie urzekło, ale taka wielorakość jest sama w sobie na plus. Ponadto kilka opublikowanych w tej antologii prac ma moim zdaniem za mało komiksu w komiksie. Takie Drzewo na przykład – bez rysunków, które zasadniczo ilustrują treść zawartą w tekście, obyłoby się raczej bezstratnie. Nie mam dziecka to zapis wywiadu. Bloki tekstu plus portrety rozmówców. Po kilka dla każdej z rozmówczyń, rysowane pod różnymi kątami, w różnych barwach, ale czy adekwatnie do wypowiedzi, czy uzupełniająco w jakiś sposób, czy fakt, że kobieta na jednym rysunku uśmiecha się szerzej, niż na drugim, wiele dodaje? Nie. To mógłby być po prostu artykuł ze zdjęciami albo, czym był pierwotnie, wywiad video. Czasy Jadwigi, Zeszyciki prowincjonalne i Pytam: dlaczego? to też w zasadzie ilustrowane teksty. Ja wiem, że można sobie urządzić dyskusję na temat ram teoretycznych formy komiksowej i obronić twierdzenie, że to są jednak komiksy. Tylko czy im to czegoś doda oprócz etykietki? Co najwyżej chyba właśnie uprawomocni publikację w komiksowej antologii.
Poczucie braku puenty
Graficznie, czy też formalnie, w większości więc bez polotu, ale taki Anonim, choć króciutki, dzielnie broni całości. Liścik od sąsiedzkiej ferajny zniechęconej hałasami, znaleziony ponoć w skrzynce, wpisany w kolejne grafiki przywodzące na myśl średniowieczne malunki z drastycznymi scenami tortur wszelakich. Tutaj tekst mi tańczy z obrazem, tutaj jest zabawa formą, skojarzeniami, kontrastem, tutaj nie powiem, że coś nie gra, że coś zbędne. Są też obecne komiksy nieme, które nie pozwalają stwierdzić, że jest płytko (albo to po prostu ja jestem odwiecznie łasy na nieme komiksy), bo to zawsze bardziej wymagające – opowiadać samym obrazem. Tylko taki właśnie bezgłosy Krawat jest idealnym przykładem na to poczucie braku puenty, o którym wspomniałem na wejściu. Kobieta wchodzi do sklepu, przymierza krawat, druga kobieta jej przy tym pomaga, są jakieś nieśmiałe spojrzenia, dwuznaczny dotyk, po czym klientka wychodzi. Koniec. Ok, domyślam się, że panie miały milszą chwilę, może też zainteresowały się sobą seksualnie. Wciąż za mało. Czy gdyby to była analogiczna interakcja dowolnego innego duetu, dwóch mężczyzn, starszej pani i dziecka, nastolatka i Marsjanina, kogokolwiek, to czy byłoby mniej treści? Moim zdaniem nie. Może to kogoś szokuje, że kobieta mierzy krawat, albo że dwie kobiety mogą się sobie podobać, ale ja po prostu zawiedziony zacząłem czytać kolejny komiks ze zbioru. Świetne kolory tam były, oddawały klimat pstrokacizny z galerii handlowej, super kadrowanie, ale co to dało? Ja rozumiem, że bohaterki tam się pewnie bez słów rozumiały, a jednak powiedzieć coś warto było i że sam komiks jest bez słów, tak podkreślając tę scenę, ale to jakoś za mało dla mnie, żeby poczuć puentę zamiast pustki.
Stworzenie – komiks niezależny, głosy oddolne
Po fali krytyki (przerwanej wynurzeniem Anonimu i komiksów niemych), czas na wyjaśnienie, dlaczego mimo wszystko Stworzenie uważam za udaną pozycję. Zastanawiałem się, dlaczego ktoś tworzy takie komiksy, jak te tutaj. Bo skoro nie oniemiają ani warstwą wizualną, ani bezpośrednim przekazem, to czemu powstają? Ano temu, moim zdaniem, bo ktoś ma potrzebę wyartykułować fakt istnienia swoich praw, czy swojej inności. Tak często działa komiks niezależny, głosy oddolne, nie odgórne. Podważanie, polemizowanie, kontra. Wartość dla czytelnika, wartość artystyczna schodzi raczej na drugi plan. Głównie chodzi chyba o czyjąś potrzebę zabrania głosu w danej sprawie, bez wymogu atrakcyjnej oprawy dla takiej wypowiedzi, wręcz na surowo. Ktoś mówi, co czuje, nie czując potrzeby zszokowania, ani ubawienia tym drugiego człowieka, tylko poinformowania go. To bardzo ludzkie. Jak spojrzeć na to szerzej, to takie wytwory kultury mówią nam dużo o nastrojach społecznych w czasie, kiedy powstają. I tak sobie pomyślałem, że mamy sporo komiksów, które opisują osobiste traumy po holocauście, który poniekąd wziął się z nietolerancji i stygmatyzacji, a takie Stworzenie, mimo że uważam za inną ligę, pod względem wydawniczym można zestawić choćby z Mausem. Twarda oprawa, ładny papier, dostępność w księgarniach – no, równorzędne produkty kultury. I może to jest taka artystyczna prewencja, choćby nie do końca celowa? Może lepiej krzyczeć przed, niż po traumie? Stworzenie Cię ani nie zszokuje, ani nie ubawi, ale powie Ci trochę o ludziach, wśród których żyjesz. Dlatego mam wciąż romans z komiksem niezależnym, chociaż obok klasyki, wiadomo, wypada blado.