JOKER – historia pewnego komika
Historia pewnego komika- recenzja Filmu Joker
Są w historii komiksów takie postacie , których nie da się nie znać. Joker – odwieczny wróg Batmana, morderca Robina, to jedna z takich ikon. Za narodziny Jokera odpowiedzialni są Jerry Robinson, Bill Finger oraz Bob Kane. Jego osoba pojawia się po raz pierwszy w komiksie o Batmanie. Kreacja morderczego błazna była wzorowana na postaci Gwynplaine’a z filmu „Człowiek, który się śmieje”. Co ciekawe, przyszły morderca Robina miał być uśmiercona na początku serii, jednak przypadł fanom na tyle do gustu, że stworzyli z niego nemezis człowieka-nietoperza. Na przestrzeni czasu Joker ewoluował i stał się postacią wręcz kultową, dlatego moja ciekawość, gdy dowiedziałem się o nakręceniu solowego filmu z tym bohaterem, była niewyobrażalna. Proporcjonalne jednak do mojej ciekawości były obawy, kiedy dowiedziałem się, że Jokera nakręci człowiek znany z takich filmów jak Kac Vegas. Czy reżyser zajmujący się takimi produkcjami będzie w stanie udźwignąć ciężar kreacji tej postaci? Niewiele myśląc, w dzień premiery zakupiłem bilet, rozsiadłem się w fotelu i czekałem. Postaram się nieco przybliżyć, co wyszło z tej przygody.
Arthur Fleck (w tej roli Joaquin Phoenix) zmaga się z problemami życia codziennego po opuszczeniu zakładu psychiatrycznego. Mieszka w zrujnowanym bloku, wraz ze swoją przykutą do łóżka matką, a na chleb zarabia jako uliczny klaun promujący sklep muzyczny. Już w pierwszych scenach dostajemy ogromną dawkę brutalnego świata, który gna do przodu, nie patrząc na ludzkie istnienie. Podczas codziennej pracy Arthur zostaje dotkliwie pobity przez bandę nastolatków. Nie mając lepszych perspektyw na życie, uśmiecha się przez łzy, aby utrzymać siebie i matkę. Jego życie sprowadza się do cyklicznie powtarzanych czynności: praca, wizyta w ośrodku opieki społecznej, wykupienie recept i oglądanie komediowego talk show. Gdzieś między tym wszystkim poznajemy marzenie naszego bohatera, aby stać się komikiem i mieć normalne życie.
Joker Phoenixa to Joker nietypowy – nie mamy tutaj do czynienia z bezdusznym szaleńcem, a człowiekiem, którego życie doprowadziło na skraj obłędu. To przede wszystkim twór społeczeństwa, bezdusznego, brutalnego i obojętnego na los innych. Dotychczas myślałem, że nikt nie dorówna śmiechowi Jokera z Batman Animated Series(Mark Hamill), jednak bardzo się myliłem. Niekontrolowane (będące wynikiem choroby neurologicznej) wybuchy śmiechu spowodowane rozpaczą czy stresem idealnie odwzorowują złożoność tej postaci. Śmiech w wykonaniu Jaquina to jak wołanie o pomoc z głębi duszy. Wołanie osoby samotnej, pozbawionej wszelkiej nadziei na lepsze jutro. To Joker naszych czasów, odzwierciedlający osoby prześladowane, marginalizowane i upokarzane z powodu swojej odmienności.
Dla mnie osobiście, drugim bohaterem tej opowieści jest miasto Gotham. Siedząc podczas seansu w kinie, wydaje nam się wręcz, że wdychamy jego spaliny. Czujemy pod palcami kurz, i gęstniejącą dookoła nas atmosferę alienacji. Samotność głównego bohatera, jego rozpacz i bezradność są właśnie tym spowodowane. Gdyby ktoś podał mu dłoń w momencie desperacji, lub po prostu powiedział „hej, stary, dasz radę”, pewnie ta historia potoczyłaby się inaczej. Ile razy w życiu czujemy się odtrąceni, zrzuceni na boczne tory – ten film pokazuje dokładnie, co może się stać w momencie, kiedy nie będzie nikogo obok nas, bo miasto przejdzie nad nami do dnia codziennego, jego mury będą stały nadal, a jednostki zostaną zapomniane.
Podsumowując – Joker to film rewelacyjny, wszystko tutaj tworzy zgraną, idealną wręcz całość. Od fantastycznej muzyki (między innymi Frank Sinatra) po ujęcia i dobór barw. Czy warto iść do kina? – to zgoła inne pytanie. Jeżeli oczekujecie po tym filmie seansu rodem z komiksów, zawiedziecie się totalnie. Jeżeli jednak chcecie zgłębić studium bohatera, który poprzez działania społeczeństwa zostaje zepchnięty w przepaść, aby stać się przypadkową ikoną rewolucji, a koniec końców arcywrogiem Gotham – polecam całym sercem.
Ulwar