Śledztwa Enoli Holmes 1. Sprawa dwóch zaginięć
Sherlock to, Sherlock tamto, Sherlock tu, Sherlock tam. Sherlocka grał Iron Man, Sherlocka zagrał też Doktor Strange. Geniusz rozwiązujący nawet najtrudniejsze zagadki, lawirujący w pełnym śmiercionośnych pułapek labiryncie? Jak najbardziej, nie ma co się z tym spierać. Może jednak czas, aby odstawić na boczny tor tę nudnie, buro wyglądającą, okopconą śmierdzącym dymem z fajki postać, ale niekoniecznie rezygnować z ekscytującej, detektywistycznej otoczki? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w wydanym niedawno przez Egmont komiksie pt.: Śledztwa Enoli Holmes 1. Sprawa dwóch zaginięć.
Zaraz pod wykaligrafowanym na okładce mianem dziewczyny znajdziemy dopisek obwieszczający, że niniejszy komiks został stworzony na podstawie serii powieści Nancy Springer. Dodać trzeba, że ta seria książek odświeża dobrze znaną formułę, korzystającą ze stworzonych już postaci, ale ukierunkowując je w inne terytorium, została doceniona przez czytelników. Sukces zapewnił tytułowej bohaterce ekranizację, w roli jej brata, czyli ikonicznego Sherlocka, wystąpi Henry Cavill, znany ze wcieleń w Supermana czy też Geralta z Rivii. Film ma wyjść na ekrany w tym roku, Egmont dobrze robi, że wychodzi naprzeciw głodnego klienta, który już za chwilę, już za moment zada pytanie. Kim jest Enola? Oprócz książek może sięgnąć po komiks.
Śledztwa Enoli Holmes 1. Sprawa dwóch zaginięć
Za adaptację książki na strony kolorowych zeszytów odpowiedzialna jest Serena Blasco. Poraża mnie skromność autorki, w pierwszym zeszycie, wydanym przez Egmont w twardej oprawie, nie znajdziemy wiele informacji o tej artystce. Ba! Trudno nawet doszukać się krótkiego stwierdzenia o odpowiedzialności za scenariusz i rysunki. Podziękowania też ograniczono do absolutnego minimum, tłumacząc się, że przecież metek z ubrań nikt nie lubi. Zgadza się, osobiście przyznam, że ich nienawidzę. Myślę, że całkiem niedługo w miejsce krótkiego wycinka informującego, w jakiej temperaturze należy wyprać daną część garderoby, dołączana będzie książka, którą absolutnie nijak będzie wyciąć. Walczę z tym cholerstwem, jak mogę, przez co połowę bluzek mam podziurawionych.
Co więcej można powiedzieć o Serenie? Nie czytałem książek Nancy Springer, gdybym czytał, po komiks raczej bym nie sięgnął. Bałbym się dziur powstałych przy procesie adaptacyjnym. Czasem braki wybijają nawet gdy się nie zna oryginału. W tym przypadku po lekturze zeszytu Śledztwa Enoli Holmes 1. Sprawa dwóch zaginięć nie odnoszę takiego wrażenia. Historia młodej dziewczyny, pozostawionej pewnego poranka przez matkę i uciekającej przed ukutym przez jej braci planem przyszłej edukacji, przedstawiona jest w wyraźny i zabawny sposób. Nie ma żadnych niedopowiedzeń, ale czy zostało powiedziane tyle co w książce? Nie wiem.
Czy tylko dla 14-latków?
Enola w momencie, gdy wzrok czytelnika pada na pierwszą stronę, kończy 14 lat, zdradzając nieco, kto jest odbiorcą docelowym serii. Mnie czytało się komiks dobrze, ale fakt, że chłopcy dorastają do szóstego roku życia i później już tylko rosną, może wiele tłumaczyć. Warstwa z kodowaniem informacji i rozwiązywaniem zagadek jest bardzo interesująca, ale jak wkroczymy w atlas kwiatków i tajniki ubioru młodej damy, zdajemy sobie sprawę, że dla chłopaków to aż tak emocjonujące może nie być. Szybko jednak przenosimy się do knucia intrygi (dziewczyna ucieka spod wpływu starszych braci), ukuwa sprytny plan (chowa się pod nosem samego Sherlocka) oraz rozwiązuje kryminalne zagadki… Londynu (sprawa zaginięcia wicehrabiego Tewskburrego). Powyższe czyta się w pełnym wyczekiwania napięciu i bez mrugnięcia okiem.
Dziewczynka przedstawiona w komiksie Śledztwa Enoli Holmes 1. Sprawa dwóch zaginięć ubrana jest z gracją. Choć chodzi mi tu nie tyle o ubiór młodej damy, a o same rysunki. Warstwie graficznej bliżej jest do rozmarzonych ilustracji zdobiących książki, niżeli klasycznego komiksu. Sztywna kreska, mnóstwo cienia, płaskie kolory. Fe, nie, to nie tutaj. Przecież mamy do czynienia z rudowłosą nastolatką, której głowa wypełniona jest marzeniami. Serena Blasco ilustruje całość nieco figlarną kreską, skupiając się na akwarelowych kolorach. Rysunkom niewiele zabrakło, aby na stałe zagościć w moim sercu i abym krzyczał tu o ich genialności! Gdyby tylko pociągnięcia farbką były mniej intensywne, a kolory rozlewały się troszeczkę swobodniej. Tak pozostajemy na poziomie bardzo dobrego kunsztu, o krok od genialności. Zresztą, to co ja bym nazwał geniuszem, ktoś inny mógłby określić niedokończonym dziełem. Także w ten sposób jest na pewno bezpieczniej. Drugi tom w maju, także na poznanie dalszych losów dziewczyny nie trzeba będzie długo czekać.
Sylwester
Dziękuję Wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.