Skarga utraconych Ziem – „Wyobraźnia rządzi się sama sobą”
Zastanawiałeś się kiedyś, co by było, gdyby zamiast czytać komiks, można było do niego wejść? Wystarczyłoby upodobnić się do postaci, które tam występują. Tak aby się nie wyróżniać i pasować do charakteru opowieści. Wybrać klasę, niczym zamierzając przejść kolejny raz Diablo II. Może tym razem wcielę się w wojownika? Czemu o tym myślę? Skończyłem czytać kolejny komiks narysowany przez Grzegorza Rosińskiego, na który nie natknąłem się w moich dziecięcych latach. Skarga utraconych Ziem została wznowiona przez Egmont w powiększonym formacie, zbierając pełny pierwszy cykl. Komiks oryginalnie wydawany w latach 1993-1998 potrząsnął mną solidnie, wywołując spazmy melancholii. W poniższy sposób chciałbym podzielić się z Tobą klimatem panującym w komiksie. Otwieram czarne drzwi wyobraźni. Wierzeje, których strzeże blondwłosa księżniczka. Chodź za mną.
Skarga utraconych ziem
Zanim postawię nogę na nowym gruncie, muszę przejść przez zbrojownię mieszczącą się w korytarzu. Na ścianach porozwieszano szkice podpisane swojsko brzmiącym nazwiskiem. Obserwując rysunki, mogę odpowiednio dobrać swój oręż oraz szaty, ale ledwo zdołałem rozejrzeć się po ścianach, pod rękę złapał mnie powracający z krucjaty gawędziarz. „Wyobraźnia rządzi się sama sobą”, zaczyna mówić typ, który szybko wyjawia swoje imię. Jean Dufaux. „Tak powstała Skarga”, opowieść, która bierze swój tytuł od pradawnej pieśni. Historia celtyckiej księżniczki imieniem Sioban. Legenda o odzyskaniu władzy i o miłości rozgrzewającej młodzieńcze serce. Od niego dowiaduję się, że artysta naciągający po szkicach swą kreskę, niczym cięciwę łuku, to pradawny ogr, który uciekł z legend. Po spotkaniu z autorami pora zejść na kolejny poziom wyobraźni. Tym razem droga wiedzie przez knieje.
Do zamku zbliżam się od strony lasu. Zagajnik i rozpostarta na łące mgła osłoniły moje przyjście. Twarz, twarda niczym skała, zdradza, że przeszedłem już wiele. Wystający zza pleców dwuręczny miecz podpowiada innym wielkimi zgłoskami, że nadchodząca postać nie chybi, należy do kasty wojowników. Moje oczy zobaczyły już wiele obrazów, część z nich chciałbym zapomnieć, ale nawet jak staram się o nich nie myśleć, wracają w nocy w snach. Uszy słyszały już wiele pieśni, zarówno marszów żałobnych, jak i hymnów zwycięstwa. Tej, którą zaraz usłyszę, jeszcze nie uświadczyły. Zabrzmi melodia, nienowa, pradawna. Jej tytuł przekazywany z pokolenie na pokolenie, z ust do ust, znany jest jako Skarga utraconych ziem.
Stawiam nogę na zielonej łące. Zaczynają napływać obrazy. Opowieść płynie pomału, nieśpiesznie, wzbudzając zainteresowanie. W świecie celtyckich legend i mitów, w którym się znajduję, pełnym czarownic, dziwnych stworzeń i magii (najczęściej czarnej), nadzieją napawa przepowiednia. Księżniczka, która straciła władzę, ma szansę na jej odzyskanie, ale najpierw musi zabrzmieć pradawna pieśń, Skarga utraconych ziem. W jej żyłach płynie ogień, charakteru nadaje jej młodzieńczy temperament. Przed nią cztery długie rozdziały sagi, w których będzie musiała się zmierzyć z ciemnymi typami władającymi czarami, postaciami o przegniłych sercach. Zostaną w nią wycelowane intrygi oraz zaklęcia tak mocne, że tylko śmierć może je przerwać. Będzie mogła sprawdzić, czy to miłość mieszka w sercu ciemności, czy jednak na odwrót.
Przykucam w połowie trwania opowieści, aby się rozejrzeć. Niby jestem tu po raz pierwszy, ale nadal wiele krajobrazów zdaje się znajomych. Czy to widok równiny, na którą patrzyłem, wychodząc z lasu, czy to okręty ścierające się w morskiej bitwie, czy samotna wieża pnąca się w stronę gwiazd na nocnym niebie, dzięki nim czuję się, jakbym był w domu. Napływają wspomnienia z dzieciństwa, a wokół serca zawija się cienka nitka melancholii. Właściwie to nie zdziwiłbym się, gdyby zza krzaków wyskoczył Thorgal, a za nim inni Łucznicy. Wcale by mnie nie zaskoczył widok Czarnej Galery prującej fale. Widok Wilczycy szukającej pożywienia dla swoich młodych nie przestraszyłby mnie. Przeciwnie, to mile widziane obrazy, pałające ciepłem niczym płomień obozowego ogniska, rozbitego przy lesie.
Gawędziarz spojrzał w moją stronę, nie ukrywając swojego zniecierpliwienia, wzrokiem pytając się, czy długo jeszcze będę bezmyślnie gapił się na fale. Tym razem nie pociągnął mnie przyjacielsko za rękaw, a z siłą popchnął w stronę ciemnej sali. Niezbyt przyjemnie, ale tam też nie czekały miłe wydarzenia. W drugiej części interesującej opowieści, jaką przygotował Jean Dufaux, losy księżniczki przesiąknięte są czernią. Wszystko za sprawą trucizny, która zmieniła jej serce. Przeważa mroczna, depresyjna, zła na wskroś atmosfera. Patrzę na wszystko ze zniesmaczeniem, dworskie fortele napawają obrzydzeniem osobę miłującą wierność, odwagę i honor. Walka o władzę nie ma z kodeksem wojownika niczego wspólnego.
Zło mieszka w sercu ciemności
Pod moimi nogami zaplątał się żarłoczny zwierzak, wcześniej bardzo mnie irytował. Wkurzało mnie jego zachowanie, jak to igrał na nosie kucharza. W drugiej części opowieści zrobiło mi się go żal. Tak się składa, że zepsuty do szpiku krwi książę Gerfaut (który za sprawą czarów namieszał Sioban w głowie), to smakosz tych zwierzaków. Spokojnie mój mały, ochronię cię. Nie jesteś niczemu winien, choć księżniczka w sumie też nie. Wszystko przez perfidne zaklęcie. Ruszam w stronę, z której przybyłem. Minąłem jeszcze Drzewo Prawdy, które także zapłakało nad księżniczką, tracąc liście. Spojrzałem ostatni raz w stronę utraconych ziem i skryłem się w lesie.
To koniec podróży, zamykam komiks, który sprawił mi naprawdę dużo radości. Może właśnie dlatego, że kreska Grzegorza Rosińskiego wygląda tu niczym w Thorgalach, którymi się zachwycałem w dzieciństwie? Może też dlatego, że opowieść Jena Defuaxa nie jest prostolinijna niczym bajeczka zmierzająca pewnie do dobrego zakończenia, a załamuje się i wiedzie po depresyjnych terytoriach. A może i dlatego, że na końcu jednak wypływa na powierzchnię sprawiedliwość. Kolekcja dzieł wybranych Grzegorza Rosińskiego powiększa się o kolejny tom (poprzednie to Western i Zemsta hrabiego Skarbka), a w listopadzie dojdzie kolejny. Cóż, drepczę w miejscu ze zniecierpliwienia, niczym przedszkolak czekający na cukierka, bo następną opowieść bardzo chętnie sobie odświeżę.
Sylwester
Dziękuję Wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.