Załoga Promienia – komiks, który jest jak zachód słońca
Załoga Promienia to komiks, który jest jak zachód słońca. Można przy nim usiąść i spokojnie w niego się wpatrywać, nawet gdyby miało to trwać wiecznie. A on Cię zahipnotyzuje, zauroczy, obezwładni i nie pozwoli oderwać wzroku od powolnego, ale pełnego dramatyzmu spektaklu.
Tillie Walden absolwentka i wykładowczyni CCS (ang. Center of Cartoon Studies) zabiera swojego czytelnika wysoko w gwiazdy. W nieśpieszną, ale i nienużącą podróż trwającą 540 stron. Główną bohaterką komiksu jest Mia, która wraz ze startem akcji, zaraz po tym, gdy pojawia się pierwszy kadr, zatrudnia się do pracy na statku kosmicznym. Tytułowa załoga to zespół, który zajmuje się odnajdywaniem starych budynków (oczywiście w przestrzeni kosmicznej), ich renowacją i opisaniem w archiwum. Przy okazji odkrywana jest historia tych miejsc, mimo że nie jest to główne zadanie grupy.
Zaraz po tym, gdy skończy się pierwsza scena, autorka cofa zegar o 5 lat i wyprowadza drugą linię wydarzeń. Tu Mia jest dość niesforną uczennicą szkoły z internatem. Tu poznaje swoją pierwszą, prawdziwą miłość i ją traci. Oczywiście, czytelnik dowie się, jak do tego doszło, ale poszczególne informacje docierają do odbiorcy niczym gwiezdny pył. Ziarnko po ziarnku. Linie wydarzeń dość przyjemnie się przeplatają, a kluczowe zdarzenia nakładają na siebie, tworząc wspólną amplitudę, przez co ze sobą rezonują i podkreślają swoją wagę.
Punktem zwrotnym w karierze Tillie Walden (tak przynajmniej twierdzą internety) był warsztat ze Scottem McCloudem, autorem takich dzieł jak Zrozumieć Komiks, czy Stworzyć Komiks. Nawet jeśli ich nie czytaliście (a warto) to sami przyznajcie… jeżeli ktoś zabiera czytelnika do kuchni tworzenia historyjek obrazkowych, to musi się na nich znać, prawda? W Załodze Promienia czuć ogromną świadomość twórczą autorki, czy to w narracji, która często opiera się na samych tylko ilustracjach, czy na wykorzystaniu barw, które nie służą tu do pokolorowania (choć trawa akurat jest zielona zgodnie ze stanem z natury) a do podkreślenia nastroju scen.
Zatrzymam się jeszcze przy kolorach, bo w nich jest ogromna siła tego komiksu. Tillie Walden włada pastelową paletą barw, którą używa niesamowicie umiejętnie. W jej ilustracjach nie zmieniłbym nic. Często kadry wypełnione są tylko kilkoma kolorami. Czasem pałają bordowo, a innym razem są wręcz czarno-białe. Momentami nawet są prawie że puste, pozwalając poczuć czytelnikowi samotność głównej postaci.
A, tak! Załoga Promienia to komiks, który się czuje. Od umownej kreski autorki, przez kadrowanie, dzięki któremu możemy się porozglądać, popatrzeć w gwiazdy, czy kontemplować upływające chwile, kończąc na warstwie fabuły. A tu bywa kleiście i ciemno niczym w bezdennej pustce kosmosu. Takie przecież jest uczucie straconej szansy i żal po rozstaniu. Zwłaszcza jeśli nie było szansy na pożegnanie.
Załoga Promienia umieszczane jest w nurcie science-fiction, ale Tillie Walden stworzyła tu wszechświat, jakiego jeszcze nie widzieliście. Statki kosmiczne to nie ostre szpice wystrzeliwane z ogromną prędkością w przestworza. W kreacji autorki przypominają duże złote rybki, czy (będąc bardziej dokładnym) welony, wijące się wśród gwiazd, podróżując to tu to tam. Razem z architekturą starych budynków, których konstrukcje pną się niczym zamkowe wierze, tworzy to świat bardziej przypominający legendy z dawnych czasów, niż futurystyczne opowieści o robotach, odległych światach, czy potrafiącej wszystko technologii.
Aczkolwiek, autorka powiedziała wyraźnie. Chciała stworzyć opowieść, którą mogła umieścić w kosmosie. Czemu? Ja to czuję tak. Ogromna odległość we wszechświecie, wręcz niemożliwa do pokonania, która rozdziela dwie zakochane osoby, gra tu rolę przeszkody stojącej na drodze miłości. Niczym różnice między rodzinami Romea i Julii, nie pozwalające na zejście się zakochanych. Czy Załoga Promienia to love story w kosmosie? Oj, tak!
Tillie Walden prowadzi czytelnika do bardzo dramatycznego finału. Daje poznać bohaterów drugiego planu, kreśli różne miejsca w kosmosie i opowiada ich legendy. Ale nawet przy dynamicznej, wartkiej akcji, tempo opowieści nie przyśpiesza, pozostając przy nieśpiesznej narracji. Opowieść ma potencjał do tego, aby poznawać ją od początku. Przeglądając komiks, po skończonej lekturze zwróciłem uwagę na nowe szczegóły. Wszechświat stworzony przez Walden zatrzymuje część sekretów dla siebie, ale wiedząc już to i owo, patrzy się już na Załogę Promienia troszkę inaczej.
Załoga Promienia to komiks, który jest jak zachód słońca. Po pełnym kontemplacji wyczekiwaniu gwiazda znika, chowając się za horyzontem, a na niebie pojawia się zielony płomień, będący dość rzadkim zjawiskiem. I to niestety koniec, a szkoda. Tak przyjemna lektura mogłaby jeszcze trwać.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji
PS. Załoga Promienia wystartowała jako webcomics. Co ciekawe, nadal znajdziecie całość na stronie internetowej projektu. Osobiście wolę papier, tym bardziej że wydanie Kultury Gniewu jest doskonałe, pachnące i wydrukowane na genialnym, szorstkim papierze. Jeżeli macie jeszcze jakieś wątpliwości, czy sięgać po ten komiks, czy nie, to sprawdźcie sobie rozdział, dwa i wtedy… ruszajcie do sklepów.