Saint-Elme. Tom 1 – Spalona krowa
Trzeba mieć nie lada chytry plan, aby swoją serię zatytułować nazwą miejscowości, w której rozgrywa się akcja. Czytelnik, niczym pies gończy, szukający zapachu uciekającego lisa, łapie taki komiks i szuka głównego bohatera. Czy w takim Saint-Elme. Tom 1 w ogóle ktoś taki jest? Wcale bym się nie zdziwił, gdyby nie było.
Co w artykule?
Witajcie w Twin Peaks… eee, tzn. w Saint-Elme
Saint-Elme to górskie miasteczko, w którym pewnego dnia zjawia się detektyw Fanck Sangaré. Misja? O tak! Razem z asystentką, panią Dombre ma odnaleźć syna pewnej kobiety, niewidzianego od trzech miesięcy. Od razu uczepiłem się tego wątku, radośnie przyjmując wszelkie odkryte tropy wiodące coraz bliżej ściganego, który wcale nie chciał zostać znaleziony. Tak czy inaczej, zostałem oszukany.
Saint-Elme to niezwykle żywe miasteczko, dzieje się tu bardzo dużo, już sam wątek poszukiwania jest przyczyną, by odwiedzać różne lokacje. Od zatłoczonego portu, po nieczynną toaletę w miejscowym klubie. Dość prosty wątek kryminalny uzupełniany jest scenami, które wywołują skołowacenie. Już otwierająca komiks scena w górach z ujadającym ciągle psem (dawno nie czytałem tak głośnego i irytującego tym hałasem komiksu) zmusza do zadania pytania: „tak właściwie, co tu się dzieje?”.
Spalona krowa i ultrabogaci ludzie
Podtytuł komiksu zaprowadza czytelnika na miejscowe wydarzenie roku, upamiętniające pewną krowę, która została skazana lata temu na spalenie na stosie, za niefartowne zabicie biskupa. Tym razem idzie coś nie tak i zwierzę, któremu nic nie miało się stać, staje w płomieniach i rzuca się do ucieczki, siejąc spustoszenie.
No i jest jeszcze rodzina Saxów, do której należy prawie całe miasteczko, mieszkająca w willi wzniesionej nad wszystkimi zabudowaniami. Przegniłe towarzystwo, odrzucające od siebie, na razie tylko pobieżnie przedstawione, na pewno zagra ważną rolę w następnych tomach.
Gdzie jest clue wszystkiego?
No więc, o co w tym wszystkim chodzi? Nie wiadomo. Po finałowej akcji ratowniczej, która kończy się brutalnie i w zupełnie inny sposób, niż by się tego można było spodziewać, więcej jest pytań, niż odpowiedzi. Serge Lehman dobrze wykorzystuje planszę i rozstawia figury tak, że zupełnie nie wiadomo, w którą stronę to wszystko pójdzie. Lubię takie trzymanie za twarz czytelnika, z tym że miałbym z tego o wiele większą przyjemność, gdybym mógł kontynuować lekturę, a nie czekać na następny tom, czy tomy. Już w tym momencie mam ponadgryzane różne serie, rozpoczęcie kolejnej nie pomaga w poukładaniu sobie poszczególnych fabuł w głowie.
Malownicze górskie miasteczko
Niestety o fabule nie da się powiedzieć wiele więcej. Nadal Saint-Elme. Tom 1 to komiks, który mnie zachwycił. Frederik Peeters to twórca znany już w Polsce, na mojej półce czekają dwa tomy jego Lupusa, w nadziei, że uda mi się kupić kiedyś dwa pozostałe, tak aby przeczytać całość. Ten szwajcarski twórca zachwyca rozplanowywaniem scen. Dobiera tak perspektywę, że czuję się, jakbym osobiście brał udział w akcji. Odnoszę wrażenie, jakbym chodził po podwórku, na którym ujada ten hałaśliwy pies. Przeciskam się między ludźmi w klubie w poszukiwaniu Red Doga, miejscowego dilera. No i wbija mnie w ziemię, gdy w moją stronę biegnie płonąca krowa, a strzał z daleka przyjmuję jak wybawienie.
Warstwa kolorów genialnie dopełnia całości i steruje nastrojem. Barwy pałają jak neony, albo jak klubowe reflektory. Pokochałem zwłaszcza seledynki. Niejednokrotnie cała plansza zalana jest jednym kolorem, co może mieć uzasadnienia rozgrywania sceny w półmroku. W niektórych pomieszczeniach świeci tylko czerwona lampa, co podkreśla tajemniczy nastrój i wagę tego, co w środku można znaleźć. W świetle dnia kolorystyka się uspokaja, w nocy atakuje oko niczym zranione zwierzę.
Czuję, że jeszcze w Saint-Elme wiele się wydarzy. Serge Lehman wykreował mały zastęp postaci, o których na pewno jeszcze opowie. Jak choćby ta dziewczynka uwolniona z komórki. Czy oko rysowane na szybie coś znaczy? To się okaże. Po pierwszym tomie odnoszę co prawda wrażenie, że nie ważne co się opowiada, ale liczy się jak, ale na łamach tej serii niepodważalnie jeszcze się będzie działo.
Scenarzysta: Serge Lehman
Ilustrator: Frederik Peeters
Wydawnictwo: Nagle Comics
Seria: Saint-Elme
Format: 214×280 mm
Liczba stron: 80
Oprawa: twarda
Druk: kolor