T’zée. Tragedia afrykańska
T’zée to władca, który nad afrykańskim krajem położonym gdzieś przy zwrotniku wznosi się niczym posąg. Odziany w mundur, zasłaniający oczy ciemnymi okularami. Wznoszący rękę w geście triumfu i górowania nad wszystkimi, ale zwycięstwa tu nie ma. Twardy i skorumpowany reżim odchodzi niczym zachodzące słońce kryjące się za brzegiem rzeki.
Co w artykule?
Pałac na końcu rzeki
Apollo i Brüno zabierają czytelnika nad rzekę wymyślonego państwa. W raju wybudowanym w samym środku dżungli kryje się Hippolyte najmłodszy syn prezydenta oraz Bobbi młoda żona tegoż władcy. Duszną, nerwową atmosferę, genialnie ilustrowaną przy użyciu stylu plakatów propagandowych podsyca wiadomość spadająca niczym ulewny deszcz. W wyniku zamieszek wywołanych przez rebeliantów doszło do obalenia prezydenta. T’zée nie żyje.
Z tak napiętego punktu wyjściowego Apollo wyprowadza retrospekcje. Pokazuje rozwarstwienie społeczne. Ogromne bogactwo na tle biednego społeczeństwa. Czarne, lśniące limuzyny i szykowne stroje kontrastują z piaszczystymi drogami i ubogimi chatami. Dla elity świat stoi otworem. Hippolyte bez żadnego problemu mógł studiować w Europie. Reszta musi się zaspokoić rzucanymi przez władzę ochłapami. Dochodzi do absolutnych bezsensów jak wystrzelenie w kosmos pierwszej afrykańskiej rakiety. Siła rządowego reżimu wyrażana w luksusie i wszędobylskiej broni palnej, noszonej dumnie jako symbol władzy, mierzy się z pradawną naturą, spoczywającą pod powierzchnią rzeki, której tafli nie zmieni na dłużej przepływający nowoczesny prom.
Czy możliwe jest kochać?
Podczas gdy T’zée znika z pola widzenia, Bobbi odkrywa w sobie niebezpieczną prawdę. Niewiele młodszy od niej Hippolyte wzbudza w niej uczucia, którymi nie darzyła dotąd żadnego mężczyzny. W związku z tym, że ta miłość jest niemożliwa, wyrażana jest najczęściej w chłodzie, odtrącaniu, odpychaniu na ogromne odległości i kamuflowaniu prawdziwych uczuć, za całkowicie przeciwnymi. Nawet jeśli oznacza to nienawiść.
Gdzieś na boku, tak przy okazji pojawia się też kwestia relacji ojcowskiej i tęsknoty za krajem. Hippolyte łapie się na tym, że próbuje wytłumaczyć okrucieństwa reżimu sytuacją polityczną. Walka z kolonializmem w jego oczach wymusiła brutalne środki. Potrzebna była twarda ręka, by pokierować wstającym z kolan państwem. Nie wstydzi się tego powiedzieć, nawet jeśli oznaczałoby to tylko, że chciałby wrócić do domu.
Upadek
W tym komiksie dochodzi do kilku upadków. W centrum całej fabuły stoi chłodny władca, który przez pół komiksu nie wymawia nawet słowa, bo sama jego postawa jest już wystarczająco wymowna. Z drugiej strony, choć nieco w tle upada targana emocjami afrykańska seksbomba. Obiekt pragnień umiejący wykorzystywać dary od natury. Bobbi potrafi zniewolić prawie każdego mężczyznę, ale jej serce nie chce słuchać rozsądku, a Hippolyte gardzi nią i jej wyznaniami.
Przed finałem w stylu szekspirowskim pojawia się wstawka z zawodów afrykańskiego wrestlingu. Przebrania, aktorstwo i pradawna magia. Tu wszystko jest symboliczne i powiązane metaforycznie z główną fabułą. Lampart po wygranej z belgijskim żołnierzem i wściekłym psem spętanym łańcuchami przegrywa końcową batalię z leśnymi bóstwami. Mimo że nic tu nie należy przyjmować dosłownie, bo mamy do czynienia z fikcyjnym władcą i nieistniejącym państwem, to jednak przy tym epizodzie odnosi się wrażenie przypowieści opowiedzianej pomiędzy wiadomościami. Mogłoby się wydawać, że nie ma tu żadnego ukrytego przekazu, od T’zée to krytyka reżimu, warto jednak popchnąć drzwi interpretacji i chociaż zajrzeć, co tam może się znajdować.
Zabójcza miłość
Finał tego komiksu jest ogromnie przejmujący i przypomina mi najsławniejszy dramat miłosny. Romea i Julię. Wracałem sobie kilkukrotnie do początku ostatniego aktu, aby po odczytywać, jak genialnie autorzy rozegrali sceny. Zachwyca, jak poszczególne spokojne plansze ubogacone są niuansami, jak wychwycone szczegóły podpowiadają, co się akurat rozegrało. Odczuć można milczący dramat kobiety, którą niemożliwa do spełnienia miłość popchnęła na skraj rozpaczy. Oczy zamyślonej kobiety, niby pogrążonej w głębokiej nostalgii okazują się czymś innym. I mimo duchoty i gorąca, pusty wzrok przeszywa chłodem. W tym czasie gdzieś w dżungli skarb, którego nie dostanie nikt inny, ląduje w błocie. Koniec końców smutek wynikający z tragedii miesza się z gorzkim wnioskiem dotyczącym reżimu, który można próbować obalić, ale ten w cudowny niemal sposób powraca do życia i oznajmia, że jest nieśmiertelny.
Scenarzysta: Appollo
Ilustrator: Brüno
Tłumacz: Jakub Syty
Wydawnictwo: Lost in Time
Format: 215×290 mm
Liczba stron: 160
Oprawa: twarda
Druk: kolor