Dwie maski
Dwie maski to kolejna opowieść w stylu history fiction duetu Dufaux/Jamar, którą w przepiękny sposób dostarcza wydawnictwo Lost in time. Trudno mówić tu o kontynuacji, zwłaszcza że Łupieżczy Imperiów (więcej tu – klik) dzieją się po omawianej nowości (więc jak już, to prequel). Oba albumy można czytać osobno, poszczególne cykle zawierają zwarte historie z wyraźnym początkiem i końcem, ale czytając trudno nie rozpoznać tego samego stylu, zarówno w grafice, jak i w scenariuszu.
Co w artykule?
Początek XIX wieku we Francji
Fabuła komiksu zaczyna się w 1781 roku, by nadgryźć wątek jednej z tytułowych masek, a potem szybko przeskakuje do 1802. Dufaux zanurza czytelnika w polityce, intrygach, sojuszach, zdradach, bezwzględnych mordach i innych dworskich knowaniach rozgrywających się na francuskiej arenie na początku XIX wieku, czyli w czasie gdy władzę zdobywał Napoleon Bonaparte.
Bez trudu wyłowić można prawdziwe wydarzenia, jak choćby koronację, Dufaux dba o to, by kalendarz się zgadzał, tak aby czytelnik mu uwierzył. Wątki historyczne wsparte, czy uzupełnione są fikcją, symboliczną, wyrazistą i wzbudzającą ogromną ciekawość. Szereg postaci, których nazwiska znajdziecie w podręcznikach uzupełniony jest przez powołane do życia na potrzeby tej opowieści. Zaplecione jest to w ten sposób, że Dwie maski sprawia wrażenie kroniki, tak jakby Dufaux znalazł tajemne źródła, na podstawie których opowiedział tę historię jako pierwszy w całości.
Tam gdzie jest światło, jest i cień
I tak już na samej okładce zobaczycie postać, która jest cieniem najbardziej znanej postaci z komiksu. Dwie maski i dwie postacie, które są swoimi przeciwnościami, czy nawet stronami tej samej monety. Ich historia jest lekko podszyta niepokojącym, może nawet magicznym klimatem, przez osobę tajemniczej kobiety wręczającej obu chłopcom maski, wyznaczającej ich los oraz pomagającej odnaleźć ich imiona związane ze zwierzęcymi patronami.
Pierwsza intryga rozpoczyna się w biurze samego Bonapartego, Pierwszemu Konsulowi zostaje skradziony przybornik, w podwójnym dnie zostało ukryte coś bardzo ważnego. Do wykonania zadania zostaje wybrany prosty rzezimieszek Drątwa, doskonale znający półświatek, a na którego władza ma akurat kilka haczyków. Zostaje mu postawione ultimatum, którego nijak nie da się odrzucić, po czym rudzielec rusza do wykonania niby prostego, ale bardzo niebezpiecznego zadania. Stawka jest bardzo wysoka, bo od jego wykonania zależeć może bardzo wiele, choćby odsunięcie od władzy na wysokim stanowisku.
Poznaj prawdziwe oblicze Paryża
Akcja przenosi się z salonów na wilgotne i brudne ulice miasta, nie stroniąc od mrocznych zaułków, w które lepiej się nie zapuszczać. Są sierocińce, przytułki dla bezdomnych, a nawet burdele. Ludność Paryża funkcjonuje pod dwoma banderami. Oficjalna elita państwa, bogata, chciwa i bezduszna oraz biedota, uciskana, starająca się przetrwać, głodująca i walcząca z niesprawiedliwością. Obie społeczności reprezentowane są przez swojego wodza, ale tylko jednemu z nich dane będzie przetrwać na oficjalnych kartach historii.
Jamar przez trzy z pięciu rozdziałów trzyma duszny realistyczny poziom znany z Łupieżców imperiów, grubą krechą oddając wystawne wnętrza i śmierdzące zaułki. W pozostałych dwóch rozdziałach zmienia nieco podejście, w ilustracjach jest więcej przestrzeni, pojawiają się duże, zachwycające ilustracje, kreska jest nieco lżejsza, nawet lekko wyszarzana, co odejmuje grafikom ciężaru.
Dwie maski, tak samo jak Łupieżcy imperiów to lektura zazdrosna, zajmująca kilka długich wieczorów, angażująca, wymagająca skupienia, wątków jest bardzo dużo, tak samo jak postaci. Jedne są rozpoznawalne od razu, bo tak jak człowiek handlujący rondlami są nie do pomylenia z nikim innym. Drudzy giną trochę w szeregu podobnych postaci, czy to na stopniu urzędniczym, czy tłumie pospólstwa. Niektóre ze stron wręcz uginają się od dialogów, ale te nie męczą, ani trochę. A to dlatego, że Dufaux genialnie je rozpisał, nie stroniąc od humoru, choć najczęściej jest to humor sytuacyjny.
Dialogi, w których tętni życie
Momentami nawet same postacie są tak rozbawione, że wykrzywiają się w grymasach, byle tylko nie parsknąć śmiechem. Z tym że rzeczywiście lepiej było dla nich się nie śmiać, nie wypadało i mogło to się różnie skończyć. Ja za to chichotałem, bardzo często, mimo że w ten to sposób Dufaux akcentował i krytykował rozwarstwienie społeczne, choćby pokazując Drugiego Konsula udającego się na wydawanie zupy biedocie zaraz po śniadaniu, którym wykarmić by można przez tydzień czteroosobową rodzinę. Swoje grosze dorzucił też Jakub Syty, tłumaczenie jest lekkie, podąża za wypowiadanymi dobrze przełożonymi kwestiami, a w jednym miejscu została ułożona zgrabna gra słów, która być może nie występuje w oryginale, ale genialnie pasuje.
W intrygach nie brakuje zwrotów akcji, pojawiają się wątki zyskania pozycji poprzez uzyskiwanie względów nawet poprzez propozycje małżeństwa. Nie brakuje szantaży, skrytobójstwa, pozbywania się ciał, krew ścieka ulicami Paryża dość wartkim strumieniem. Wiele postaci ubiega się o względy czytelnika, ja bardzo polubiłem Wiewiórkę, której ścieżki bardzo często krzyżowały się z Drętwą, a między tą parą iskrzyło za każdym razem tak mocno, że aż chciałem zobaczyć ich w końcu razem. To uczucie podążało na ślicznej amplitudzie oscylującej od nienawiści do miłości.
Jeśli podobał się Wam poprzedni album, Łupieżcy imperiów albo lubicie opowieści w stylu history fiction, w których twórcy dokładają dużo mitologicznej magii, aby wyjaśnić i pokazać historyczne wydażenia w o wiele szerszym spektrum, niż tylko przytaczając suche fakty, to śmiało sięgajcie po Dwie maski. Jest to intensywna lektura, wolałbym nie czytać takich komiksów zbyt często, ale i tak mam nadzieję, że jeszcze panowie Dufaux/Jamar coś nam stworzą.
Scenarzysta: Jean Dufaux
Ilustrator: Martin Jamar
Tłumacz: Jakub Syty
Wydawnictwo: Lost in Time
Format: 215×290 mm
Liczba stron: 312
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor