Piękna i Bestia. Opowieść Belli. Tom 1
Piękna i Bestia. Opowieść Belli to pierwszy z dwóch tomów mangowej adaptacji znanej wszystkim baśni. Nie wiem, na co to, komu potrzebne, mnie przyciągnęły ładna szata graficzna okładki, z uroczo wybijającą się złotą różą na granatowym tle oraz rozdwojenie optyki na tę samą opowieść. Czy się opłacało, to się w sumie dopiero okaże, bo spojrzenie Belli wpisuje się w znaną już narrację.
Klasyczna baśń
Piękna i Bestia to baśń francuskiej pisarki Gabrielle-Suzanne Barbot de Villeneuve wydana w 1740, która została skrócona i uproszczona dla młodszego czytelnika przez Jeanne-Marie Leprince de Beaumont w 1756. Oczywiście wszyscy znamy tę drugą wersję, na której zazwyczaj opierają się adaptacje. Tu nie sposób nie wspomnieć disnejowskiego filmu animowanego z 1991 roku oraz filmowej wersji z Emmą Watson w roli Belli z 2017. To tylko wierzchołek góry lodowej, bo adaptacji jest sporo więcej, co mnie z deka zaskoczyło, może kiedyś ciekawość doprowadzi mnie do zapoznania się jeszcze z jakąś wersją.
Bazą jest cały czas ta sama opowieść, o przepięknej dziewczynie z małego miasteczka, która wpada w oko miejscowemu cwaniaczkowi, a której owdowiały ojciec wdaje się w zatarg z przeklętym paniczem mieszkającym w środku lasu. Niby bajeczka, ale z której wyciągnąć można życiową mądrość dotyczącą potęgi miłości, która potrafi wydobyć dobro nawet z najokrutniejszego potwora. No, chyba że ktoś jest nieczułym skurczybykiem i takim chciałby umrzeć, to wtedy dla niego szansy nie ma żadnej.
Gdzie to piękno i gdzie te potworności?
Z czym kojarzy mi się ta opowieść? Z wytwornymi wnętrzami i przepięknymi, kolorowymi strojami, a także ze wpadającymi w ucho musicalowymi piosenkami. I tu jest mały problem, bo manga zrealizowana w czarno-białej technice ma bardzo mało możliwości, aby przekazać najbardziej kojarzącą się stronę tej opowieści. Nawet sama Bella, która przecież powinna być piękna, wygląda tu dość przeciętnie, po mangowemu (w nurcie shōjo, kierowanym do dziewcząt), zwracając uwagę swoimi dużymi, cielęcymi ślepkami. No, chyba że chodzi, że to piękno jest ukryte, to wtedy wszystko się zgadza.
Tak samo jest z Bestią, który nic, a nic, nie wygląda strasznie. Poza rogami i powiększonymi kłami nie różni się za bardzo od zwyczajnych facetów, a nawet przystojniejszy jest od niejednego prostaka. No owszem, ma sierść na twarzy, ale zrealizowana jest szarością, więc drastycznie wyglądu nie zmienia.
„TA-DAM”!!!
Nie ma piosenek, ale komiks przecież nie jest zupełnie niemym medium, o czym nie należy zapominać. W kadrach często pojawiają się japońskie onomatopeje, podpisane pod spodem, o jaki odgłos chodzi. Wypada to czasem dość zabawnie, bo przez stronę przelatuje jakieś „dadadadadada” albo szmer tłumu oddawany jest jako „szmeru”, „szmeru”, ale w zasadzie mi to nie przeszkadza, a działa na wyobraźnię. Wyjątkiem jest tylko „TA-DAM”, użyte w kilku miejscach, choćby przy pierwszym pojawieniu się Bestii. Wypada to turbo komicznie, balansując na krawędzi parodii, ale i tak uważam to za jeden z lepszych momentów tego komiksu.
Aha, pojawia się motyw epidemii dżumy, który wyjaśnia zniknięcie matki Belli i dobrze pasuje do epoki. Wydawało mi się, że jest to element dodany na potrzeby tej mangi, co dodawałoby w mojej ocenie wartości temu tytułowi, ale po sprawdzeniu okazało się, że podobnie zostało to przedstawione w filmie z Emmą Watson. Nadal jestem ciekawy jak wypadnie druga wersja opowieści, bo na razie Opowieść Belli traktuję jako lekką stratę czasu. Aha, trochę szkoda, że dano tylko próbkę wersji „chibi”, czyli takich przesłodzonych wersji postaci, z dużymi głowami (zobaczcie jak słodziutko wypadł Usagi – KLIK). Chętnie przeczytałbym całość w tej technice, wyglądałoby to ekstra.
Adaptacja: Mallory Reaves
Rysunki: Studio Dice
Projekt okładki: Cody Matheson
Szkice koncepcyjne: Hachi Mizuno
Ilustracja na okładce: Hisashi Nosaka
Tłumacz: Mateusz Lis
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Piękna i Bestia
Format: 148×210 mm
Liczba stron: 176
Oprawa: miękka
Papier: offset
Druk: czarno-biały
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo