Furia – uciekająca panna młoda
Legendę o Królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu słyszeli wszyscy, no bo była już walcowana na wszystkie, mniej lub bardziej zbliżone do folkloru sposoby. O Ysabelle jednak słyszał mało kto, bo po co mówić o dziewczynie, która nie słucha swojego zapijaczonego ojca, uważanego za wzór króla, nie w głowie jej wychodzić za mąż za barona Kumbrii i postanawia uciec z domu. Furia to opowieść o tej niepokornej księżniczce.
Co w artykule?
Parodia fantasy, bardzo dobrym fantasy
Furia wpisuje się w nurt fantasy, który ostatnimi laty wchodzi mi niczym zimne piwko w upalne popołudnie. Średniowieczne realia tu pokazywane są we współczesny sposób, lekko wyśmiewając najbardziej nobliwych rycerzy przez realistyczne, czy prawdziwe do bólu pokazywanie postaci. Król Artur, którego tu spotykamy, rzeczywiście ocalił królestwo, władając potężnym mieczem (nazywanym szpadą, ale ze względu na podkrzyż i osłonę, to jednak bardziej jest to rapier), ale dzisiaj żadnej świetności po nim nie widać.
Pije na umór, robi pod siebie, śliniąc się, śpi na swoim tronie. Pozostało mu rozliczyć się z obietnicy danej przed laty. Jak to w bajkach bywa, była to ręka księżniczki. Niestety starsza siostra Yso uciekła od zamążpójścia, mimo że była już starą panną, bo skończyła 16 lat, ale zdarza się jej przysłać list, w którym opisuje, jak dobrze jej się żyje.
W sytuacji bez wyjścia do Ysabelle przychodzi (przylatuje, lewituje) miecz, którym władał kiedyś Artur i składa dziewczynie propozycję nie do odrzucenia. Ucieczka, zerwanie czaru łączącego z królem i nowe przygody. Ojciec nie ma żadnego wpływu na córkę, pozostaje mu w zwyczajowy sposób rozzłościć się wśród znanych wśród dworzan wycieków ze wszystkich otworów ciała jednocześnie. Hrabia Kumbrii, posunięty w latach nie postanawia się łatwo poddawać. Życia nie zostało mu za wiele, chciałby skorzystać z zasłużonej emerytury, a zgodnie z jego zapewnieniami, wigoru wystarcza mu jeszcze na sporą część nocy. Dziwnym sposobem, sługa szlachcica Claude, wie dokładnie w którą stronę podąża dziewczyna.
Ahoj, przygodo!
Przygody Yso pochłaniają, w wielu miejscach śmieszą, czasem przerażają i zasmucają prozaicznością wydarzeń. Geoffrey Monde podzielił opowieść na sześć rozdziałów, z których każdy ma coś do zaoferowania. Nie brakuje niebanalnych, ale odartych z poklasku i lśniących ideałów zwrotów akcji. O, choćby okazuje się, że siostra bohaterki wcale nie wiedzie idealnego życia, jeżdżąc na siwym koniku i pocieszając prosty lud, tylko stoczyła się na samo dno. Uciekając z zamku swojego ojca, nie jest już szacowaną księżniczką, a zwykłym produktem. Miała więc do wyboru albo zaakceptować nową sytuację, albo wrócić do domu. Gorzkie i niesprawiedliwe. Jak to życie.
Scenarzysta nie zapomina o Merlinie, chociaż wchodząc do jego samotnego domku pośrodku lasu, można nadziać się na kolejny finezyjny hak fabularny, mimo (albo przede wszystkim dlatego) że żadna dodatkowa postać nie zostaje wprowadzona na scenę. Ważną rolę gra magiczny miecz, z pięknie zdobioną osłoną, na której widać jego twarz. Z niej to odczytujemy prawdziwy charakter tej broni, niemający nic wspólnego z chęcią ocalenia czy to dziewczyny, czy królestwa. Wręcz przeciwnie. Żelastwo knuje okropnie i jedyne czego pragnie to krwi. No i siać zniszczenie. Cena, którą płaci się, władając najpotężniejszym mieczem w królestwie, umożliwiającym pokonanie nawet najpotężniejszych demonów jest ogromna, zepsucie przelewa się na właściciela, co wyjaśnia stoczenie się króla Artura i jego smutny koniec.
Zajrzeć pod każdy kamień w królestwie
W międzyczasie poznajemy różne zaułki królestwa, trasa jest co prawda na początku zaplanowana, ale oprócz znanego skądinąd „tam i z powrotem” wybieramy się z bohaterką gdzieś jeszcze, ale widać to z resztą na samej okładce, bo tytuł komiksu płonie w portalu do krainy, do której będziemy mogli zajrzeć z bohaterką. Piekielnie dobre wyjście z całej sytuacji, ale to jeszcze nie koniec, bo autor przygotował coś na kształt szczęśliwego zakończenia.
Uwielbiam ten komiks w każdym calu, włącznie z rysunkami. Prosta kreska jest tu mocarna, razem z żywymi kolorami stanowi kamuflaż niezbyt przyjemnych aspektów tej opowieści. A, no właśnie. Dzieciom raczej tego komiksu nie pokazujcie, bo można choćby zobaczyć kilka innych mieczy, czy mieczyków niż ten zaczarowany i to w niedających się dla najmłodszych okolicznościach. Furia wygasa po 228 stronach, jeśli będzie wam jeszcze mało, to w podobnym klimacie i w podobnej stylistyce możecie sięgnąć jeszcze po Kapucyna (więcej tu – klik).
Scenarzysta: Geoffroy Monde
Ilustrator: Mathieu Burniat
Tłumacz: Olga Mysłowska
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Format: 195×260 mm
Liczba stron: 228
Oprawa: twarda
Druk: kolor