Gotham. Rok pierwszy

Gotham. Rok pierwszy

„Gotham. Rok pierwszy” od razu kojarzy mi się z „Batman: Rok pierwszy” autorstwa Franka Millera i Davida Mazzucchelliego – zarówno tytuł, jak i tematyka wydają się podobne. W końcu Batman to Gotham, prawda? Jednak szybki rzut oka na okładkę sugeruje, że tym razem mamy do czynienia ze współczesnymi mistrzami komiksu, takimi jak Tom King, który stworzył już kilka uznanych tytułów i zdobył grono wiernych fanów. Nie jest to więc dzieło gasnących gwiazd (z całym szacunkiem dla twórcy „Sin City”, którego twórczość cenię).

Gotham z czasów przed Batmanem – czyli kiedy dokładnie?

Ku mojemu zaskoczeniu, akcja cofa się aż do 1961 roku, czyli o dwa pokolenia wstecz. Szczerze mówiąc, nie jestem pewien, jak obecnie w DC rozumiana jest oś czasu, zwłaszcza że Batman pojawił się w komiksach już w 1939 roku. Domyślam się jednak, że w celu większego urealnienia wydarzeń postarano się, by starszy Bruce Wayne występował jedynie w seriach związanych z „Powrotem Mrocznego Rycerza”. Najprawdopodobniej osiągnięto to za pomocą jakiegoś „Kryzysu” lub innego fabularnego wytrychu (czytaj: restartu). Tymczasem Tom King, zdaje się, chciał pokazać Gotham na długo przed pojawieniem się Batmana i zanim miasto przybrało swoją mroczną i toksyczną aurę.

W ten sposób powstaje obraz Gotham, którym twardą ręką rządzą policjanci. Nie owijają w bawełnę – przesłuchania bywają długie, a krew niejednokrotnie bryzga po ścianach. Dzięki temu jednak na ulicach panuje porządek. Cała fabuła osnuta jest wokół idealnego, a przynajmniej bogatego małżeństwa Wayne’ów: Richarda i Constance. Już na samym początku komiksu ich córka Helen, zwana Księżniczką, zostaje porwana. Kto mógł dopuścić się tak odrażającego czynu? Wkracza podrzędny detektyw i były glina – Slam Bradley.

Gotham. Rok pierwszy

Gotham. Rok pierwszy to rasowy kryminał w stylu noir, który pod wieloma względami przypomina inne klasyczne dzieła tego gatunku. Graficznie komiks mocno nawiązuje do „Parkera” Darwyna Cooke’a (więcej tu – KLIK), i szczerze mówiąc, aż prosi się o eleganckie wydanie w stylu Martini Edition. Idealnie pasowałby tu szorstki papier offsetowy oraz matowa oprawa, ponieważ lakierowane elementy i kredowy papier, który wręcz zaprasza do zostawiania odcisków palców, zupełnie nie oddają klimatu tej historii.

Jak ćma do płomienia

Śledztwo nabiera tempa, a detektyw Slam Bradley ostrożnie podąża tropem porywacza, zawsze o krok za przeciwnikiem, starając się przewidzieć jego kolejny ruch. Jednak nie da się zbliżyć do ognia bez ryzyka poparzenia. Slam nie raz zbiera mocne cięgi, a ciosy nierzadko nadchodzą z najmniej spodziewanej strony. Policjanci z Gotham nie tolerują, gdy ktoś wchodzi im w paradę, a tu stawka jest naprawdę wysoka – chodzi o życie Księżniczki. Jej śmierć mogłaby rozpętać chaos, który zniszczy dotychczasowy porządek miasta.

Jeśli lubicie kryminały, to Gotham. Rok pierwszy ma wszystko, czego można oczekiwać od rasowego noir. Jest tu marudny, nieco zmęczony życiem detektyw, który nie śmierdzi groszem, ale i tak dostaje najważniejszą sprawę w mieście, twardzi, bezkompromisowi policjanci, piękne kobiety, a w tle – niebezpieczne Gotham. Zwroty akcji są przemyślane i potrafią zaskoczyć, ale jednocześnie nie odrywają się od realiów ulicznego życia. Nie wywołują wrażenia sztuczności, że scenarzysta „przekombinował”. Zamiast tego, za każdym zakrętem fabuły myślałem sobie „oczywiście, to ma sens”, choć prawda ostatecznie zawsze czekała jeszcze kilka przecznic dalej.

Gotham. Rok pierwszy

Tom King dodał do swojej opowieści kilka zaskakujących elementów, które mocno rezonują z realiami tamtych czasów. Szczególnie widoczna jest segregacja rasowa i wszechobecny rasizm, który wpływa na życie mieszkańców Gotham. W pewnym momencie napięcia na tle rasowym doprowadzają do zamieszek i podpalenia miasta, ale w końcu zostaje zaprowadzony pozorny porządek. Dlaczego jednak to historia upadku Gotham? Ponieważ ten „nowy porządek” jest zbudowany na kłamstwie.

Black, white, and… blood

Wrażenie robi na mnie zarówno fabuła oparta na „spowiedzi” starca, który wyznaje swoją największą tajemnicę (choć nietrudno zgadnąć, komu), jak i genialna oprawa graficzna. Choć nie jest rewolucyjna dla gatunku, to zrealizowana jest perfekcyjnie. Niektóre plansze to prawdziwe mistrzostwo – cienie zalewające uliczki tworzą niesamowitą atmosferę, spokojnie nadającą się na plakaty (i nie mówię tylko o okładkach). Praca kolorem jest doskonale wyważona – barwy są stonowane, a niektóre kadry są wręcz czarno-białe. Szczególnie podoba mi się scena zrealizowana w technice „black, red, white”, która jest jednym z moich ulubionych momentów. To doskonały przykład gry kolorystycznej, która dodaje emocji.

Niuanse graficzne sprawiają, że komiks zyskuje na wartości. Na przykład subtelne ukazanie podbitego oka jednej z postaci, czy powtórzenie kadrów na sąsiedniej planszy z pocałunkiem – takie detale są jak komiksowe smaczki, które podnoszą ocenę albumu o dobre dwa poziomy. To właśnie te małe elementy czynią z „Gotham. Rok pierwszy” dzieło nie tylko narracyjnie wciągające, ale i wizualnie dopracowane do perfekcji.

Gotham. Rok pierwszy

Nie brakuje też znajomych elementów znanych z klasycznych komiksów o Batmanie. Pojawia się nawet ukryta w cieniu postać, nazywana Bat-Manem, która posiada swoją Batjaskinię – choć pełni ona funkcję kryjówki zupełnie innego rodzaju. Można również dostrzec nutkę szaleństwa, charakterystyczną dla Gotham, a ta spływa głównie od Jokera. Jedna z postaci drugoplanowych popisuje się zwinnością godną Catwoman (choć niestety także „kocim rzyganiem”).

Przyznam, że spodziewałem się dobrego komiksu, ale Tom King i tak mnie zaskoczył. „Gotham. Rok pierwszy” jest o wiele lepszy, niż oczekiwałem. Wprowadzona zostaje świeżość, mimo że bazuje na elementach dobrze znanych fanom Batmana. To naprawdę solidny kryminał noir, który doskonale wpisuje się w dziedzictwo Gotham.

Moja ulubiona linia: „Zełła przy tym słowo „nadzieja”, jakby było pestką w szklance soku”.

Gotham. Rok pierwszy

Scenarzysta: Tom King

Ilustrator: Phil Hester

Tusz: Eric Gapstur

Kolory: Jordie Bellaire

Okładki albumu: Phil Hester, Eric Gapstur, Jordie Bellaire

Tłumacz: Paulina Walenia

Wydawnictwo: Egmont

Format: 170×260 mm

Liczba stron: 208

Oprawa: twarda

Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo

Share This: