Kaznodzieja. Tom 5 – Słowo jako broń w amerykańskim wild west

Kaznodzieja. Tom 5 - okładka

Trzymam w ręku album „Kaznodzieja. Tom 5” i oceniałem go wzrokiem przez chwilę. Ulubione komiksy w moim prywatnym systemie rankingowym dzielę na dwie kategorie. Pierwsza to tytuły z efektem „łał”, druga – te, które bez reszty wyrywają mnie z rzeczywistości. Do pierwszej zaliczam wszystkie te pokręcone perełki, które wprawiają mnie w zachwyt: szalone koncepcje, nad którymi mógłbym dywagować sto lat i wciąż nie wymyśliłbym nic równie niezwykłego. To pomysły, które da się streścić jednym zdaniem – i które w okamgnieniu potrafią zaintrygować.

Kaznodzieja. Tom 5 kadr5

Do drugiej zaliczają się historie, które przenoszą nas do innych światów, zabierają w pasjonującą podróż gdzieś daleko stąd. Dajemy się ponieść lekturze, tracimy własne „ja” i jesteśmy gdzieś tam z dala od przyziemnych problemów. A wiecie, kiedy jest najlepiej? Dokładnie. Najlepiej, gdy komiks można zaliczyć do obydwu. Tak właśnie jest z Kaznodzieją.

Zabłysła gwiazda, szeryfa znak

Były kaznodzieja, Jesse Custer, jakiś czas temu zyskał „moc słowa”. Jeśli powie coś tonem tak stanowczym, jak matczyny warkot zakazujący sięgania po batonik, adresat niezwłocznie wykona polecenie. Jessiemu towarzyszy przyjazny, choć nieco nieobliczalny wampir i żylasta morderczyni w typie Mallory Wilson z Urodzonych Morderców. Ta wesoła gromadka zabiera nas w podróż, której celem jest, jakież to alegoryczne, odnalezienie Boga.

Kaznodzieja z karabinem

Kaznodzieja. Tom 5 kadr2

Całość może na pozór brzmieć jak zapowiedź kolejnej amerykańskiej historyjki dla gówniarzy. Pulpy, której głównym celem jest wzniecić nieco kurzu obrazoburczym kopniakiem w dogmat kościoła, przyprawić to wszystko wulgarnym słowem i zanęcić pojawieniem się wampira czy supermocy. Jako że diabeł tkwić nawykł w szczegółach, to tutaj znalazł całe morze kryjówek. Można twierdzić, że to seria z drugim, trzecim dnem, dopatrywać się licznych przełomowych aspektów, czy opiewać złożoność świata przedstawionego, ale prawda jest taka, że tym, co stoi za fenomenem serii, jest w lwiej części niebywała sprawność, solidność i finezja scenarzysty.

Gdy Garth klnie, to klnie jak nikt. Gdy Garth rzuca mięsistą ripostę, to taką, że warto zanotować i wyciągnąć podczas podwórkowej wymiany zdań. Gdy Garth pisze o miłości, to tak, by fanka Harlequinów spaliła kolekcję swoich książek i zaczęła czytać amerykańskie komiksy. Jeden z najlepszych scenarzystów na świecie stworzył sobie podwórko, na którym poczuł się nad wyraz dobrze i w takich sprzyjających okolicznościach wysmażył historię, która wbija w fotel i zabiera nas w dziką przejażdżkę, od której trudno się oderwać.

Campbell’s Soup Cans

Kaznodzieja. Tom 5 kadr6

Jedną z nieodłącznych cech serii jest czerpanie garściami z amerykańskich stereotypów i kanonów. Tarantinowskie epatowanie przemocą i przekształcanie starej, naiwnej tandety w nową, całkowicie świadomą i nowoczesną. Ta skłonność do budowania wielkiej karykatury pulpowej Ameryki daje o sobie znać i w tym tomie. Jessie porzuca na chwilę swoją główną misję, by zostać szeryfem małego miasteczka.

Wszystko po to, by przenieść ciężar zdarzeń na kolejną scenę, będącą jednym z ulubionych tematów amerykańskiej pulpy – pełną rednecków, rządzącą się swoimi prawami prowincję. Prowincję, którą trzęsie zapluty karzeł mięsokracji. Jessie pozałatwia tu swoje sprawy i trochę mu zejdzie, nim wróci na szlak, a my dostaniemy swój kawałek tłustego, amerykańskiego pancake’a.

Całości jak zwykle dopełnią efektowne okładki Glena Fabry’ego. To może wydawać się szczegółem, ale w mojej opinii mają one ogromny wkład we właściwy odbiór całego utworu. Pamiętacie Baldur’s Gate’a, prawda? Gdy w niego gracie, nie macie w głowie tych małych, pikselowych ludzików, ale wspaniałe portrety dołączone do każdej postaci, zgadza się? Kreska Dillona jest niczym ogólnikowy zarys zdarzeń, który pozostawia nam spore pole do interpretacji. Tu z powodzeniem wsadzić możemy wspaniałe malunki Glenna i chwała mu za nie.

Kaznodzieja. Tom 5 kadr3

Zdarzało mi się czytać opinie ludzi, którzy twierdzą, że Kaznodzieja się zestarzał, że nie czyta się go już tak jak kiedyś. Każdemu, kto tak twierdzi, chętnie szepnąłbym do ucha specjalnym głosem Jessy’ego, żeby wsadził sobie swoją opinię głęboko w dupę i obserwował, co się stanie. Kaznodzieja to jeden z najlepszych komiksów na ziemi i w piekle.

Józef Śliwiński

Ocena 10/10

Scenarzysta: Garth Ennis

Ilustrator: Steve Dillon

Tłumacz: Maciej Drewnowski

Wydawca: Egmont

Seria: Kaznodzieja

Format: 170×260 mm

Liczba stron: 372

Oprawa: Twarda

Druk: kolor

Share This:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.