Piękna ciemność – Mroczna baśń na 25-lecie Kultury Gniewu
Kolejnym tytułem wznowionym przez Kulturę Gniewu z okazji 25-lecia jest „Piękna ciemność.” To prześliczny przykład na to, że opowieść nie zawsze jest tym, czym się wydaje. „Niepokojąca baśń” — to chyba najtrafniejsze określenie, jakie można przypisać temu albumowi. Nowa okładka? Początkowo wydawała mi się słabsza od poprzedniej… dopóki nie przyjrzałem się jej dokładnie.


Calineczka w cieniu
Bohaterami „Pięknej ciemności” są skrzaty żyjące w lesie — większość z nich nie jest większa niż ludzki kciuk. Na pewno sami mielibyście własny zestaw skojarzeń; mnie najbardziej przypominała Calineczkę. Aurora, która wysuwa się na pierwszy plan, ma nienaganną — choć nienachalną — urodę, złociste, połyskujące włosy i… zdarza jej się rozmawiać ze zwierzętami. Tyle że to tylko pozory. W opowieści Vehlmanna wszystko rzuca cień — cień, pod którym kryje się coś brzydkiego. Nie z wyglądu, lecz z definicji.


Skojarzenia nasuwają się same — Dzwoneczek, Muminki, Królewna Śnieżka, a nawet książę zaklęty w ropuchę (choć wersja przedstawiona tutaj jest zwyczajnie ohydna). Nie mamy tu jednak do czynienia z reinterpretacją znanych historii, lecz z próbą zbudowania własnego, baśniowego świata — pełnego zupełnie nowych postaci, z których każda mogłaby z powodzeniem pociągnąć własną opowieść. Gdyby rozdzielić te drobne ludziki na osobne historie, powstałaby antologia w stylu „Baśni braci Grimm” — z równie gęstym, niepokojącym klimatem i fabułami naszpikowanymi brutalnością.
Baśń (nie)dla dzieci
Tymczasem ten świat ma swoją genezę — nieco podobną do tej z serii RIP, gdzie śmierć stanowi dopiero początek. Rozwój wydarzeń podąża rytmem zmieniających się pór roku, prowadząc do finału, który jest cichy, zimny i pozbawiony złudzeń. W miarę jak z każdą kolejną stroną maleje liczba postaci, zaczynamy rozumieć, że nie wszyscy są przystosowani do życia w dzikiej naturze. W tym świecie przetrwać mogą tylko silni — bezwzględni, brutalni i bez skrupułów. Las wydaje się ogromny, ale bezpiecznych miejsc jest tu naprawdę niewiele. Naiwni i ufni padają ofiarą tych, którzy patrzą tylko na siebie.


W tle można wypatrzyć najróżniejsze zestawy toksycznych relacji: nieodwzajemnioną miłość, wykorzystywanie wzbudzanego podziwu czy manipulację opartą na szantażu emocjonalnym. Vehlmann serwuje czytelnikowi brutalną szkołę przetrwania, w której Aurora przechodzi radykalną przemianę — z pogodnej, ufnej dziewczyny staje się stworzeniem walczącym o przetrwanie. Jej ewolucja robi ogromne wrażenie i pozostawia po sobie niepokojący ślad.
Przepiękna zgnilizna – z polany do wnętrza duszy
Warstwa graficzna — choć pełna zgnilizny, wijących się czerwi i scen obżerania się robactwem (plus, dodajmy, dość chybiony pomysł karmienia się przez ptaki) — jest po prostu piękna. Kerascoët to nie jeden artysta, lecz pseudonim duetu: Marie Pommepuy i Sébastiena Cosseta, prywatnie małżeństwa, które poznałem już dzięki Pięknej — u nas wydanej w wersji monochromatycznej, z czernią, bielą i sepią jako jedynym akcentem kolorystycznym. W Pięknej ciemności mamy już pełną paletę barw, która – w połączeniu z miękkimi rysunkami, dużymi oczami postaci i ich uroczymi buźkami – tworzy silny kontrast z brutalnym scenariuszem. I to właśnie ten rozdźwięk działa najmocniej.


Gdyby moje myśli, uczucia, marzenia i tęsknoty ożyły i zaludniły leśną polanę, to jak szybko cały teren spłynąłby krwią? Czy potrzeba byłoby aż 96 stron? Coś podejrzewam, że nie — to byłaby raczej szybka piłka. A jednak… pomimo wszystkich zranień i rozczarowań, nadal tkwi we mnie ta naiwna, łatwowierna łezka. Ta, która patrzy na świat z dziecięcą ufnością. Moja śliczna Aurora — gotowa oddać potrzebującemu ostatnią kromkę chleba. Ta, której marzy się klasyczne: „i żyli długo i szczęśliwie”.
A właśnie. Czy „Piękna ciemność” ma szczęśliwe zakończenie?
No… powiedzmy, że tak jakby.
Scenarzysta: Fabien Vehlmann, Marie Pommepuy
Ilustrator: Kerascoët
Wydawca: Kultura Gniewu
Format: 190×264 mm
Liczba stron: 96
Oprawa: Twarda
Druk: kolor
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo