Radiant Black. Połączenie sił. Tom 2

Radiant Black. Połączenie sił

Co jest lepsze od jednego superbohatera? Kilku bohaterów – no przecież! Kalesoniarze po wszystkich stronach mocy wpadają na siebie od niepamiętnych czasów. Czasem dochodzi do konfliktów, a czasem do przymierza, by wspólnie stawić czoła potężniejszemu wrogowi, którego pokonanie w pojedynkę byłoby niemożliwe. Higgins buduje własne superbohaterskie uniwersum – „Radiant Black. Połączenie sił” to bezpośrednia kontynuacja historii o nowym kalesoniarzu. A właściwie o drużynie, której moce pochodzą z kosmosu (więcej tu – klik).

Czy na rynku superbohaterów jest jeszcze miejsce na nowości?

W temacie superbohaterów opowiedziano już prawie wszystko, a przez lata czytania komiksów zdążyłem wyrobić sobie własnych faworytów. Nie oznacza to jednak, że nie otwieram się na nowości – Invincible’a przyjąłem ciepło i szybko wskoczył do grona moich ulubionych postaci. Mimo to nie zazdroszczę nowym bohaterom próbującym zaistnieć na rynku bez żadnej podbudowy czy zaplecza. Stworzenie czegoś świeżego, co nie sprowokuje fali porównań, to niemal niemożliwe zadanie. Radiant Black można sprowadzić do połączenia Power Rangers i Tronu – jakkolwiek krzywdząco by to nie brzmiało.

Radiant Black. Połączenie sił

Pierwszy tom skończył się srogą woltą – Nathan, którego zdążyliśmy poznać od strony prywatnej i polubić (zwłaszcza za jego życiowe nieogarnianie), tak szybko rozpoczął karierę superbohaterską, jak ją skończył. W jego miejsce wskoczył Marshall, bo wszechświat nie znosi pustki. Drugi tom startuje właśnie na fali tej zmiany i dzieje się w nim naprawdę sporo. Rozkładówki wręcz rozsadza dynamizm, akcja goni akcję, a kolorowa drużyna walczy z tajemniczym przybyszem roboczo nazwanym Usterką, bo coś ewidentnie jest z nim nie tak. Problem w tym, że mnie to kompletnie nie rusza. Kosmiczny konflikt? E tam. Galaktyczna nuda.

Czy to tylko efektowna bijatyka?

W zasadzie nie zżyłem się z Nathanem, ale i tak zmiana na Marshalla trochę mnie rozczarowała. Na szczęście „Radiant Black. Połączenie sił” to nie tylko bezmyślna, choć efektowna wymiana ciosów – no, może poza początkiem. Środek tomu okazuje się znacznie ciekawszy, bardziej emocjonalny i angażujący. Marshall staje przed kluczowym wyborem i realnie musi ratować swojego przyjaciela Nathana. Misja jest ryzykowna, momentami wręcz zakręcona – niektóre kadry trudno przeczytać przez dynamicznie obracającą się perspektywę. I właśnie w tym momencie uświadomiłem sobie, że dobrze zrobiłem, sięgając po drugi tom.

Radiant Black. Połączenie sił

Bardzo lubię eksperymenty z kadrami i samym medium komiksowym, zwłaszcza gdy pomagają oddać fabułę i emocje bohaterów w jak najmocniejszy sposób. Zdarza się, że strony tego komiksu są całkowicie zalane czernią, a nowoczesna, lśniąca neonami oprawa graficzna ustępuje miejsca surowej prostocie – w kilku momentach eksplodującej feerią barw. Ten kontrast jeszcze bardziej podkreśla depresyjny klimat i powagę sytuacji bez wyjścia.

Drużynowość rozcieńcza napięcie, ale i tak Massive-Verse nabiera rozpędu

Końcówka albumu to ponowna zmiana akcentu na drużynowość – w końcu tytuł tego zbiorczaka to „Połączenie sił” – i niestety napięcie znów trochę siada, choć zainteresowanie już nie tak bardzo. Przedstawianie pozostałych członków drużyny może być istotne dla dalszego rozwoju fabuły, ale mnie trochę drażni i rozcieńcza wcześniej zbudowane emocje.

Radiant Black. Połączenie sił

Na końcu znalazło się kilka sucharowych shorciaków, w których Marshall wykazuje się pomysłowością – jak tu zarobić kilka dolarów. Jednoplanszówki zrealizowane przez różnych twórców w cartoonowym stylu mają przede wszystkim rozbawić, więc nie łudźcie się, że wyniesiecie z nich jakąś głębszą naukę. No chyba że szukacie desperackich sposobów na zarabianie na sztuce. Ale nie, wtedy też Marshalla lepiej nie słuchajcie.

Massive-Verse się rozwija, a Radiant Black w moich oczach zyskuje na wartości, choć póki co dużo mocniej spodobał mi się Rogue Sun – bardziej kameralny i mniej rozciągnięty po różnych konfliktach, zwłaszcza tych wystrzeliwujących w kosmos. Jak i kiedy te serie się zejdą? Przyznam, że jestem trochę ciekaw.

Scenarzysta: Kyle Higgins

Ilustrator: Marcelo Costa

Współautorzy: Joe Clark, Meghan Camarena

Artyści gościnni: Eduardo Ferigato, French Carmomagno

Tłumacz: Anna Sznajder

Wydawnictwo: Non Stop Comics

Seria: Radiant Black

Format: 170×260 mm

Liczba stron: 176

Oprawa: miękka

Papier: kredowy

Druk: kolor

Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo

Share This: