Rotmistrz Polonia – recenzja

W ciągu pierwszych miesięcy 2020 roku Wydawnictwo 23 podwoi swoją komiksową ofertę. Do Broma i Johannessa Schachmanna, wydanych w zeszłym roku, dołączył już Mówili na niego Karol, a za chwilę będzie miał premierę Rotmistrz Polonia. Pierwsze co przykuwa uwagę na okładce ostatniego tytułu, to nazwisko scenarzysty Łukasza Kowalczuka, tu i ówdzie piszącego, rysującego i wydającego też na polskim rynku. Tym bardziej cieszę się, że dane mi już było go przeczytać, a jakże – w wersji recenzenckiej. W strukturze komiksu spokojnie można wyróżnić trzy bloki. Jeśli chcecie mieć niespodziankę, nie czytajcie dalej.

Rotmistrz Polonia

Fikcja historyczna

Ostatnio zacząłem czytać książkę Pawła Chmielewskiego pt. Nie tylko Yorgi Historia świętokrzyskiego komiksu. Mam nadzieję, że wkrótce przebiję się przez 128 stron tej kroniki i opiszę wam swoje wrażenia z lektury. Książka sięga do samego początku i w sposób przekrojowy opisuje, jak kształtowały się świętokrzyskie historie obrazkowe, zaczynając od pierwszych form komiksowych z 1859 roku. To, czym zaskoczył mnie Rotmistrz Polonia, to użycie na pierwszych dziewięciu stronach dokładnie tej samej formy co we wspomnianej przeze mnie książce. Autorzy wsiadają w wehikuł czasu, cofają się do początków i opisują kuluary tworzenia bohatera, obrazując to tu, to tam fotografią, czy rysunkiem wyciętym z kroniki. Zdążyłem zakodować, że Łukasz Kowalczuk dopisywał takie śmieszne stwierdzenia typu „Mogę całymi dniami czytać Trylogię, Słowackiego i Rotmistrza Polonię”, co rzekomo miał powiedzieć sam Józef Piłsudski, ale muszę wam się przyznać, że się nabrałem. No, chociaż na chwilę.

No to tak, z pierwszych stron dowiadujemy się, że Rotmistrz Polonia został powołany do życia w 1919 roku wyobraźnią Jana Marwickiego, jako bohater ilustracji patriotycznych w Wieściach Warszawskich. Przyznaję, całkiem wiarygodne stwierdzenie, zwłaszcza jak się popatrzy na dość proste obrazki bohatera kopiącego bolszewików po tyłkach. Przecież mogły one rzeczywiście znaleźć się w prasie okresu międzywojennego. To, że czytamy fikcję historyczną, wywnioskować można z dwóch elementów. Butnych stwierdzeń typu „To nie amerykanie stworzyli superbohaterów” oraz klasycznych okładek przerobionych na modłę tytułowego bohatera. Gdy zobaczyłem Action Comics #1 już nie miałem żadnych wątpliwości. Ech, a przez chwilę myślałem o tym, aby sprawdzać referencje w internecie.

Rotmistrz Polonia

Szybko przechodzimy przez kolejne okresy działalności Rotmistrza Pileckiego, przemykamy przez okres wojenny i kierujemy się do lat powojennych oraz komunistycznej Polski, w której bohater musiał zmienić swój przydomek ze względu na panujący ustrój. Jak wspomniałem wcześniej, niektóre stwierdzenia wypadają naprawdę wiarygodnie, jak choćby to, że robotnicze pochodzenie autora pomagało mu znaleźć się w nowej rzeczywistości panującej po zakończeniu II Wojny Światowej. Przyznaję, kilka razy się uśmiechnąłem, zwłaszcza czytając o nieudanej ekranizacji z Piotrem Fronczewskim i Markiem Perepeczko w rolach głównych. Dochodzimy do połowy lat 80. – bohater przepada w labiryncie historii, przechodzimy do czasów współczesnych i nowej przygody (tym razem klasycznie zilustrowanej) zatytułowanej…

Rotmistrz Polonia: Misja 10

Łukasz Kowalczuk pozwala nam znaleźć Stefana Janowskiego w pewnym niezbyt ekskluzywnym barze, aby nie nazwać go mordownią. Polska, ba! Cały świat potrzebuje pomocy tej żywej legendy! Rotmistrz Polonia musi uratować populację ludzką przed zmiennokształtnymi jaszczurami, których mogliście poznać na okładce. Tyle że najpierw musi dopić swoją gorzałę i zrobić burdę we wspomnianym przybytku. Czarno-białą historyjkę obrazkową ozdobioną szarymi cieniami zilustrował Łukasz Godlewski, to danie główne ma swoje momenty, takie jakby chociaż kadr, na którym postrzelony Prezydent Narutowicz mówi do bohatera, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Mimo że ilustracje stwarzają wrażenie surowych, zwłaszcza przez paletę użytych barw i twardość kreski, to Misję 10 czyta się przyjemnie. Kadry cieszą oko dynamizmem i pojedynkami, a całość kończy się zawieszeniem związanym z nie lada przeciwnikiem Rotmistrza o jakże uroczej ksywce Rzeźnik.

Biała Plama

Pod koniec dostajemy kolejną niespodziankę i zmianę formy. Tym razem otrzymujemy przygodę w formie litego tekstu, tylko miejscami przyozdobionymi ilustracją, ot, tak jak w większości książek. W ostatniej przygodzie przenosimy się do Ameryki Południowej, gdzie Rotmistrz Polonia ściera się z Minotaurem (w barze, jakżeby inaczej), a później przenosi się na Tajemniczą Wyspę, aby sklepać kilku zmiennokształtnych. Aż szkoda, że ta opowieść nie została zrealizowana w formie komiksu, ale w takim przypadku nie otrzymalibyśmy kilku znakomitych, złotych tekstów Kowalczuka w stylu: Znał jedno słowo po polsku – nigdy nie wahał się go użyć. Na końcu okazuje się, że Łukasz Kowalczuk przez tę historię chciał nam powiedzieć coś jeszcze, bo jest to też tytuł gry fabularnej stworzonej przez Łukasza Kołodzieja, czy mówiąc ściśle: setting gry Fajerbol. No cóż, niech będzie. Reklama dźwignią handlu.

Rotmistrz Polonia

Rotmistrz Polonia, ze względu na mnogość użytych form, jest najdziwniejszym komiksem (jeżeli nadal można go tak nazwać), jaki przeczytałem w ostatnim czasie, jeśli nawet nie w dłuższym okresie, albo i nawet w całym moim życiu. Nie można mu odmówić swojego uroku, wpisującego się w misję Wydawnictwa 23: wydawania komiksów z dziwnej Polski. Rzadko kto umiejscawia też akcję w okresie międzywojennym, co uważam za ogromną zaletę komiksu. Kopia, którą mi udostępniono do tego artykułu (pedeef, żeby nie było, że się obławiam na tych artykułach) został ozdobiony przepiękną pieczątką (na każdej stronie pośrodku!) – egzemplarz recenzencki – nie dla Reptilian. Bardzo ciekawy zabieg, mający na celu wzbudzeniu we mnie złych uczuć. Cóż, nie udało się. Pozwólcie, że skończę recenzję tego osobliwego komiksu stwierdzeniem samego Rotmistrza: Tym razem to już naprawdę koniec.

Sylwester

Dziękuję Wydawnictwu 23 za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Zdjęcie szabli użyte z pewnego rodzaju zgodą (źródło: sklep.agru.pl)

Share This: