Śmierć – jeszcze kiedyś ją spotkam
Co prawda jestem w stanie wyobrazić sobie, że śmierć to urocza, młoda gotka, ale z resztą monologu Endymiona, zwanego Borisem całkowicie się zgadzam. „Śmierć to nicość. Śmierć to pustka. Śmierć to zagranie akordu C na Fenderze Stracie, który niestety jest akurat podłączony do prądu”.
Co w artykule?
Rodziny się nie wybiera
Neil Gaiman znany jest komiksowej gawiedzi przede wszystkim z rewelacyjnego cyklu Sandman, który obecnie wydawany jest w Polsce po raz trzeci. Na twardo i z nowymi, rewelacyjnymi grafikami na okładkach. W międzyczasie wznowienie otrzymał też zbiór komiksowych opowiadań o starszej siostrze Władcy Snów, o której podczas przedstawiania nieskończonych na początku Pory Mgieł Neil Gaiman napisał tylko „I jest jeszcze Śmierć”, no bo co. Kogo jak kogo, ale jej nikomu nie trzeba przedstawiać.
Cykl Sandmana to 10 tomów… i jest jeszcze Śmierć
Sandmana zacząłem czytać na miękko, kolega przynosił mi do pracy, otwierając w ten sposób furtkę powrotną do świata komiksów. Skompletowałem całość i przeczytałem od deski do deski z drugim wydaniem i nawet trochę zazdroszczę tym, którzy wchodzą do krainy Śnienia z trzecią edycją. Czy tom o Śmierci jest jazdą obowiązkową? Nie. To, czym jest? Jak tak na niego popatrzeć z zewnątrz to takim trochę przypadkowym zlepkiem wątków o siostrze Sandmana. Tak by się zdawało po oględnym przyjrzeniu, oczywiście na koniec lektury optyka się nieco zmienia.
Po wstępie Tori Amos (zazwyczaj wstępów nie czytam, ale że nie chciałem z tego tomu uronić nawet kropli, przestudiowałem i ten lekko bełkotliwy tekścik) wjeżdża zwieńczenie Preludiów i Nokturnów, czyli Łopot Jej skrzydeł. Sandman siedzi sobie tu lekko zamroczony na schodach i karmi gołębie. To opowiadanie zamyka pierwszy rozdział w historii Władcy Snów zdefiniowany jako powrót z niewoli i odzyskanie władzy. I nad artefaktami, i nad swoją krainą. Co tu robić, jak już wszystko się osiągnęło? Tu na scenę wkracza Śmierć i wtrąca tak od niechcenia kilka swoich opowiadań, o innym charakterze niż dotychczas. Podczas gdy historie Władcy Snów mogą snuć się wiecznie, podania jego siostry wyprowadzane są z perspektywy końca, często zawierając wyciąganie wniosków i rozliczenie.
Gdzie jesteś o śmierci?
Zaraz później następuje Fasada z Krainy Snów, wywierająca na mnie piorunujące wrażenie za każdym razem, gdy ją czytam. Rainie jest nieśmiertelna i niezniszczalna, co można rozumieć w kategoriach superbohaterskich. Dla niej jest to przekleństwo i powód do życia w samotności, bo takiego potwora nikt nie zaakceptuje. Tak się jej przynajmniej wydaje. Śmierć, która tu się pojawia, jest wybawieniem, jest miłosierna i wyczekiwana, a chmura myśli jeszcze długo unosi się nad kartkami po wygaśnięciu zakończenia.
Odsmażane kotlety i danie główne
Po skończeniu dwóch historii znanych z głównego cyklu opowieści można przejść do właściwej treści, którą są podzielone na trzy rozdziały opowieści Wysoka cena życia i Pełnia życia przełożone kilkoma shortami (w tym jeden z Nocy Nieskończonych). Właściwie te opowiadanie nie są ze sobą powiązane, ale można wyłowić nici, które je spajają i nie jest to tylko drobna, uśmiechnięta dziewczyna z krzyżem Ankh na szyi.
Neil Gaiman czyni Śmierć niemalże ludzką i daje jej niezwykły dar. Daje jej żyć. Jeden dzień w roku, ale zawsze. Przypomina mi to trochę wątek z Dogmy Kevina Smitha, w którym to filmie Bóg przechadza się wśród śmiertelników zaklęty w ciało zwyczajnego śmiertelnika, dzięki czemu na egzystencję ludzi może popatrzeć z zupełnie innej perspektywy. Jednocześnie obydwoje wystawiają się na atak, a tych, którzy mają porachunki do wyrównania ze Śmiercią, jest trochę. Z tym że nie z nią takie numery, nie dała się zniewolić przez Hathawaya, odebranie jej symbolu mocy też niewiele zmienia. Nadto pozaszywane są tu mega interesujące wątki, chłopaka, którego Śmierć znajduje na wysypisku i starej, szalonej kobiety, która gdzieś schowała swoje serce, tak dobrze, że nie może go znaleźć.
Dalej następują rozważania, nad tym, co w życiu jest najważniejsze i czy zawsze trzeba wybierać między miłością a sławą, poklaskiem i pieniędzmi. Neil Gaiman odpowiada też na pytanie, czy ze śmiercią da się negocjować, czy jednak jej nadejście jest chłodne, stanowcze i nieuniknione.
Różne oblicza śmierci
Całość, tak jak to w Sandmanie jest zróżnicowana graficznie, oprawa zmienia się symbolicznie, dopasowując się do bohatera, który akurat jest w opowieści najważniejszy. A może zwyczajnie wynika to ze sztafety rysowników.
Z dodatków jest galeria grafik ze Śmiercią, miła dla oka, a talentem w tych pin-upach popisują się tacy artyści jak Geof Darrow, Moebius, Jon J Muth, Dave Gibbons, Dave McKean czy Greg Capullo. Jest jeszcze humorystyczny shorcik z Constantinem, z którego najbardziej mi się podoba, jak Śmierć wychodzi poza kadr, po czym zamieszczono krótkie biografie artystów i finito.
Czy Śmierć da się czytać w oderwaniu od głównego cyklu? Myślę, że tak, choć wątek Foxglove wynika bezpośrednio z Sandmana, nadal Neil Gaiman tak to wszystko podaje, że historie tu zawarte mają wartość same w sobie i nie są tylko uzupełnieniami, czy dokończeniem wcześniejszych opowieści.
Obcowanie ze śmiercią nie jest niczym przyjemnym, ale takie spotkanie pozwala docenić, to co się ma. Tę skromną ilość chwil życia, która mi pozostała. Czy jeszcze kiedyś ją spotkam? O, niewątpliwie.
Scenarzysta: Neil Gaiman
Ilustrator: Chris Bachalo, Mark Buckingham, Mike Dringenberg
Tłumacz: Paulina Braiter
Wydawnictwo: Egmont
Format: 170×260 mm
Liczba stron: 320
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor