Ultimate Elektra. Devil`s Due

     Niecodzienny to widok na naszym blogu, bo o Elektrze nie zdarzało nam się często pisać. Ani ja, ani Mariusz nie sympatyzujemy jakoś szczególnie z grecką pięknością, która „wpadła w oko” Mattowi Murdocowi. W gruncie rzeczy nie wiem co powodowało u mnie taką antypatię do tej postaci, koszmarny film, kiepski komiks wydany jeszcze w latach 80 czy podrzędne role w komiksach o innych bohaterach. W każdym razie przyszło mi dziś zmienić pogląd o tej postaci, a to wszystko za sprawą komiksu Ultimate Elektra. Devil’s due.
 

     W tej historii Elektra nie jest pewną siebie morderczynia, jest raczej normalną dziewczyną z ciekawą przeszłością. Zaletą takiej kreacji jest fakt, że bardzo łatwo dostrzec cechy normalnej dziewczyny w głównej postaci. Zawsze raziła mnie ta chęć zrobienia z Elektry kobiecej wersji Wolverine’a, zimnej jak lód, nie znającej litości płatnej morderczyni (patrz np. Wolverine – Wróg publiczny – KLIK) Powiedzmy sobie szczerze, uniwersum Marvela pełne jest kobiet, które dużo lepiej nadają się do takiej roli. W omawianej historii Elektra jest zwykła zatroskaną o swoją rodzinę córką, która popełnia wiele błędów chcąc jakoś tej rodzinie pomóc. Z wielką przyjemnością oglądałem powolną przemianę bohaterki, która ostatecznie sięga po umiejętności, których wolałaby nie używać.

 
 

No dobra, Elektra to, Elektra tamto a o czym tak naprawdę jest ten komiks? Historia przedstawiona przez Mike`a Carey`a jest świetną mieszanką dobrego mafijnego kryminału z dramatem. Otóż rodzina Elektry ostatnio bardzo słabo przędzie, na tyle słabo, że jej ojciec zmuszony jest zaakceptować oferfę współpracy ze swoimi kuzynami, którzy z kolei pracują dla mafii. Pralnia, której właścicielem jest Dimitri Natchios (ojciec Elektry) ma służyć praniu brudnych pieniędzy samego Kingpina.

Cały ambaras zaczyna się kiedy księgowy kuzynów Natchios postanawia pójść na układ z sądem w swojej prywatnej sprawie i sprzedać informacje o całej mafijnej szajce i ich brudnych interesach. Ojciec Elektry chcąc nie chcąc zostaje wciągnięty w solidne bagno, które przez swoją pochopność pogłębia jego córka. Co konkretnie się dzieję w komiksie musicie doczytać sami, możecie mi jednak wierzyć, że nie będziecie zawiedzeni.

     Opowieść jaką zaserwował scenarzysta przekroczyła moje oczekiwania. Po samym tytule i okładce z Daredevilem spodziewałem się jakiejś typowej superbohaterskiej naparzanki. Pomimo, że w komiksie dość istotną role odgrywa Daredevil (a raczej Matt Murdock, bo ani razu nie widzimy go w swoim kostiumie), pomimo, że pojawia się typowy superbohaterski złoczyńca Bullseye (tutaj nazwany Poindexter) to nie pasuje on do superbohaterskiej konwencji, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło. W Ultimate Elektra. Devil’s due nie znajdziemy nadludzkich wyczynów ani dialogów pełnych patosu z jakich słyną komiksowi herosi. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony tą historią, a najbardziej chyba zakończeniem.
 
    Ultimate Elektra. Devil’s due poza interesująca historią i ciekawym budowaniem fabuły (całkowity brak narratora) jest również bardzo przyjemny w odbiorze wizualnym. Rysunki są bardzo wyraziste i realistyczne, żywe kolory świetnie akcentują klimat. Szczególne ukłony dla grafików za spotkanie Kingpina z Savagem. Mam jedna małą, ale to maleńką uwagę… Dlaczego do cholery Elektra wygląda miejscami jak murzynka?
 
Paweł Warowny

Share This: