Departament prawdy. Ministerstwo kłamstw. Tom 4
Po odwiedzeniu zaułków świata w odchyleniach z trzeciego tomu (więcej tu – KLIK) Tynion IV powraca do Cole’a Turnera i dopowiada ciąg dalszy historii w stylu political fiction. Gwieździsty sztandar łopocze na wietrze, do lotu zrywa się idealnie upierzony orzeł, ale te piękne symbole mają za zadanie tylko odwrócić uwagę od brudnych zagrywek. Stawką jest prawda, bo należeć może tylko do jednej strony. Jedni to Departament prawdy. Ministerstwo kłamstw to ci drudzy.
Co w artykule?
Przekonać cały świat do swojej wersji
Tynion IV wymyślił sobie to tak. Zebrał najgrubsze teorie spiskowe świata, z tymi dotyczącymi lądowania na Księżycu, czy Paniki Satanistycznej i stwierdził, że wymyślona historyjka może stać się rzeczywistością. Wystarczy tylko przekonać odpowiednią ilość ludzi, aby kłamstwa stały się prawdą, a tą każdy chciałby mieć tylko dla siebie. Tu konflikt podwyższany jest do rangi światowego, wspominana jest Zimna Wojna, a Rosjanie jak najbardziej chcieliby wszystkich przekonać, że to oni wygrali.
Departament prawdy. Ministerstwo kłamstw. Jak się je ze sobą zestawi, to wydaję się, że są to przeciwstawne organizacje, ale oprócz tego, że pracują do wrogo nastawionych do siebie państw, to raczej niewiele ich różni. Ta szczerość Rosjan, ma coś w sobie, bo ci nie ukrywają, że chodzi o wmówienie wszystkim ściemy, oszustwa, blagi. Prosto z mostu, zamiast wybielania się i udawanie świętości, że to niby prawda jest taka ładna i krystaliczna.
Przygotowanie pola walki
Właściwie Tynion IV czwartym tomem niewiele popycha fabułę do przodu. Porządkuje wszystkie wątki, tak aby przed końcem można było sobie poprzypominać, co do tej pory się wydarzyło, nawet gdy pierwszy tom czytało się już jakiś czas temu. Ten przecież wyszedł u nas ponad dwa lata temu, ale nie trzeba być ze wszystkim bardzo na świeżo, aby się zorientować w nowym albumie. Choć na pewno nie zaszkodziłoby odświeżyć sobie poprzednie odcinki. Nie jest to też tak, że nowych wątków zupełnie nie ma, pojawia się krótkie napomknięcie o Die Glocke, tajnej broni III Rzeszy wyglądającej jak wirujący dzwon, obleczonej teoriami, jakoby miałby to być wehikuł czasu, lub (jak to określa Tynion IV) „nazistowskie UFO”.
Pojawiają się też inne drobne wyjaśnienia, jak choćby skąd się wzięła tajemnicza kobieta bez oczu, autor wraca też do innych tulp, nie mogło oczywiście zabraknąć człowieka z gwiazdą. Aha, wyłowić jeszcze można gorzką, choć krótką krytykę młodego pokolenia, które ma nieskończony dostęp do wiedzy, ale zupełnie z niego nie korzysta, mając historię w głębokim poważaniu. Pewnie żadna nowość, bo ludzie jak widać z ciągle to nowych konfliktów zbrojnych, rzadko kiedy wyciągają wnioski z przeszłości. Niemniej scenarzysta ma rację, taka postawa jest nierozsądna, co by nie powiedzieć, że głupia.
Doprowadzić do szaleństwa głównego bohatera
Resztę tomu zajmuje relacja Cole’a Turnera i jego męża, trzymanego pod kloszem, z dala od tego całego szaleństwa. Wedle zasady, im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. I może jest w tym sporo racji, ale przecież trwałe związki muszą być zbudowane na szczerości, więc zaczyna tu zgrzytać coraz bardziej. Sytuację wykorzystuje Czarny Kapelusz, wróg agencji, dociera do Matty’ego i wyjawia mu w mało wybredny sposób, jakich okropnych rzeczy dopuszcza się jego partner. Ten gejowski związek jest tu na samym froncie, aż do tej pory nie był tak bardzo wyeksponowany. Pocałunek pod pomnikiem Waszyngtona nasączony jest patriotyzmem i wiarą w Amerykański Sen. Wojny podjazdowe i osłabienie pozycji oraz mentalnej stabilności głównego bohatera ma stworzyć pole dla wrogów departamentu przed finałem, ale ten póki co nie następuje.
Przede wszystkim cieszę się, że na łamy serii wrócił Simmonds, bo jego ekspresjonistyczne grafiki są zwyczajnie mistrzowskie. Kolorystyka, rozedrgany klimat, jest brudno i artystycznie. Kadry rozrzucane są na tle dwustronicowych splashy, zwyczajnie jest na co popatrzeć i w co wlepiać wzrok. Bywa, że zarys postaci wypełniony jest barwami sztandaru państw, dla którego służy, tak aby podkreślić, jaka idea jej sprzyja. Obrys dymków nie zgrywa się z białym obszarem, bo warstwa graficzna ma niepokoić, sprawiać wrażenie, że coś jest nie w porządku, wywoływać zawroty głowy i mdlenie związane z poznawaniem rzeczywistości poza światem realnym.
Departament prawdy. Ministerstwo kłamstw to nie ostatni tom, seria złapała lekką zadyszkę, ale po pauzie Image wznawia wydawanie kolejnych odcinków (zeszyt #23 zapowiedziany jest na czerwiec). Lee Oswald Harvey zamierza zdradzić opinii publicznej wszystkie tajemnice Departamentu prawdy. Czy jest to kolejna przemyślana zagrywka? O, nie ulega wątpliwości, ale tego dowiemy się pewnie gdzieś w przyszłym roku.
Scenarzysta: James Tynion IV
Ilustrator: Martin Simmonds
Tłumacz: Paulina Braiter
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Seria: Departament prawdy
Format: 170×260 mm
Liczba stron: 144
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor