Saint-Elme. Termopile. Tom 5
Detektywistyczno-mistyczna seria Lehmana i Peetersa dobiegła końca. „Saint-Elme. Termopile” to finał, ale czy spełnia wszystkie oczekiwania? Choć daleki jestem od stwierdzenia, że rozczarowuje, spodziewałem się odpowiedzi na wszystkie postawione pytania. Część z nich rzeczywiście zostaje wyjaśniona, jednak na pierwszy plan wysuwa się rozwałka. Z licznych wykreowanych postaci nie każda doczeka końca — choć prędzej czy później wszyscy ostatecznie umrzemy.
Co w artykule?
Finał serii: Czy „Saint-Elme. Termopile” spełnia oczekiwania?
Zaczęło się dość niewinnie od zadania odnalezienia pewnego człowieka zwanego Derwiszem (o początkach przeczytacie tu – KLIK). Proste zlecenie dla pary detektywów, ale im głębiej wchodzą w sprawę, tym bardziej wszystko się komplikuje. W końcu muszą wezwać posiłki. Spokojne górskie miasteczko, gdzie woda jest cenniejsza niż złoto (jak w Krościenku nad Dunajcem, gdzie sprzedaje się pienińską Kingę), staje się areną niewytłumaczalnych zjawisk i podejrzanych interesów.
Wydawanie kryminału w odcinkach, jak już kiedyś wspomniałem, to wyjątkowo sadystyczny zabieg. Jednak i „Twin Peaks”, z którym „Saint-Elme” kojarzy mi się od samego początku, był serialem emitowanym co tydzień — a przecież kiedyś nie dało się obejrzeć wszystkiego naraz. Co ciekawe, jestem pewien, że sam obejrzałem wszystkie odcinki dopiero po latach. Nie mam wątpliwości, że finał serii Lehmana i Peetersa inaczej by działał w wydaniu zbiorczym. Czy lepiej? Tego nie jestem pewien. Na szczęście na początku każdego tomu znajdowało się przypomnienie wydarzeń, choć w tym przypadku było ono długie i zawiłe.
Mistrzostwo w kolorach
Frederik Peeters to obecnie jeden z moich ulubionych rysowników. Uwielbiam jego prace w czerni i bieli. Choć tutaj również jest obecna, to jednak wycofana. Pierwsze skrzypce grają kolory – purpury, seledyny i limonkowe zielenie. Niby to komiks kolorowy, ale tonowany na poszczególnych planszach zaledwie jedną, dwiema, no, góra trzema barwami. Mimo to podczas lektury zupełnie się tego nie odczuwa, bo tajemnice i akcja skutecznie odciągają uwagę od ilustracji. Mózg w takich przypadkach pokazuje, jak niesamowitym jest organem, uzupełniając luki w realizmie.
„Saint-Elme. Termopile” jest nieco dłuższy od poprzednich części, choć tylko o 8 stron. Te dodatkowe strony, jak można się domyślić z okładki, zostały poświęcone strzelaninom w stylu rodem z westernu. Wreszcie dochodzi do konfrontacji między postaciami, które poznaliśmy w poprzednich tomach. Nie ma miejsca na negocjacje ani wyjaśnienia. Każdy chwyta to, co ma pod ręką, choć padają rozważania nad polem rażenia i użytecznością broni. Ten, kto pierwszy przekracza próg, uruchamia kaskadę strzałów.
Finał pełen akcji i napięcia
W zasadzie nie mam zastrzeżeń do takiego przebiegu akcji, zwłaszcza że Frederik Peeters doskonale czuje medium komiksowe. Nawet jeśli na kilku planszach brakuje dialogów, nie odczuwa się żadnych braków w narracji. Ale co z plagą żab, relacjami między postaciami drugoplanowymi, czy nieszczęsnym bohaterem, który rozmawia z pustym krzesłem, twierdząc, że siedzi tam jego zmarła żona? No właśnie – tu, moim zdaniem, Serge Lehman poszedł trochę na skróty. Niektóre wątki, jak choćby gejowski związek, zostały wprowadzone chaotycznie i bez większego uzasadnienia. Inne przemilczał, a jeszcze kolejne otrzymały tak banalne rozwiązania, że aż szkoda o nich wspominać.
Czy to psuje mi odbiór całości? Nie. W końcu „Twin Peaks” też nie kończył się rozwiązaniem wszystkich wątków, a raczej skłaniał do szukania odpowiedzi na własną rękę. Tutaj, jeśli to jest celowy zabieg fabularny, to nie jest aż tak bezpośredni. Mam jednak wrażenie, że Serge Lehman albo nie miał pomysłu na zakończenie, które nie byłoby rozczarowujące, albo chciał zostawić sobie furtkę na ewentualną kontynuację. Niemniej „Saint-Elme” to seria, do której na pewno wrócę i przeczytam ją przynajmniej raz jeszcze. Mimo to zdaję sobie sprawę, że poszukiwania drugiego dna mogą okazać się daremne.
Scenarzysta: Serge Lehman
Ilustrator: Frederik Peeters
Wydawnictwo: Nagle Comics
Seria: Saint-Elme
Format: 214×280 mm
Liczba stron: 88
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo