Extremity. Wojowniczka. Tom 2
Powiem to od razu: „Extremity. Wojowniczka” powinno zostać wydane w jednym tomie razem z „Artystką”. Rozumiem, że obecne wydanie pasuje do standardowych amerykańskich zbiorczych wydań po pięć zeszytów, ale moje albumy na półce i tak przypominają krzywy zgryz wołający o aparat, więc estetyka nie ma dla mnie większego znaczenia. Mimo to, choć czas oczekiwania na kontynuację był krótki, i tak trochę zepsuł mi frajdę. A przecież właśnie o nią tu głównie chodzi.
Co w artykule?
Krwawe ścieżki Thei
Z tym że, i owszem, Daniel Warren Johnson przygotował dość konkretną fabułę. „Extremity” to nie tylko dynamiczna jazda pełna eksplozji na rozkładówkach. Jak czytaliście „Wojowniczkę”, to już to wiecie (a więcej znajdziecie tutaj – KLIK).
Thea, córka wodza Paznina, jednego z plemion walczących w brudnym postapokaliptycznym świecie na miarę „Mad Maxa”, tyle że rozrzuconego na dryfujących wyspach, podąża szlakiem krzywd i wymierzania sprawiedliwości w krwawej zemście. Nos za nos, ręka za rękę, najcenniejsze za to, co najbliższe sercu… i najbardziej potrzebne do przetrwania. Liczba ran – zarówno fizycznych, jak i psychicznych – ciągnie się jak anakonda.
W całym tym szaleństwie tylko Rollo, młodszy brat Thei, i wydobyty ze złomu wojskowy android zdają się nie ulegać wirującej spirali wendetty. Przemoc donikąd nie prowadzi, a zaślepionym krwią plemionom trzeba aż pokazać, że robot może zachowywać się bardziej ludzko, by przypomnieli sobie, czym jest człowieczeństwo.
To robi wrażenie, ale tylko z dystansu. Wielką nienawiść pomiędzy w gruncie rzeczy niezbyt różniącymi się plemionami można pokonać jedynie większym poświęceniem lub mozolną pracą od podstaw. I to chyba całkiem naturalne, że gdzieś na uboczu tworzy się mała grupka, która odrzuca walkę i szuka pokoju, choćby miało to wydawać się naiwne.
Przerwa w środku
Johnson nie zna hamulców. Cliffhanger, który zawiesił między tomami, mocno uderza, bo to sam środek dynamicznej sceny, w której bohaterka ratuje brata na pędzącym skuterze i z zawrotną prędkością spada w pewną śmierć. Oczywiście, można było się domyślić, że na początku drugiej połowy nikt nie zginie – przecież cała reszta historii jeszcze przed nami.
A jeśli komuś taka przerwa przeszkadza, w teatrze antrakt przecież nikogo nie dziwi. Dzięki temu zabiegowi „Extremity. Wojowniczka” startuje z ogromnym impetem, a dopiero po zderzeniu z twardym otwarciem nadchodzi chwila wyciszenia. To moment kluczowy, w którym bohaterka przechodzi metamorfozę, by wrócić do głównego wątku odmieniona i gotowa na kolejne wyzwania. Była artystką, przez wojenne zawirowania stała się wojowniczką. Teraz los wyznacza jej jeszcze ważniejszą rolę – wybawicielki wskazującej drogę do pokoju. Aby przemiana nabrała siły, potrzebny jest jednak symbol poświęcenia. Może ta ostatnia ofiara naprawdę będzie ostatnią.
Ilustracje – prawdziwy pokaz mięcha
Daniem głównym w tej rozpędzonej historii są dla mnie ilustracje Daniela Warrena Johnsona. Sama opowieść nie jest szczególnie skomplikowana, opiera się na znanych kliszach, a naiwne poszukiwanie harmonii i pokoju zostawia lekki zgrzyt między zębami. Za to ilustracje? To czyste mięcho. Masa szczegółów, brudna rzeczywistość, rozmazane onomatopeje, dynamizm podkreślany rozedrganymi kreskami i liniami uwydatniającymi perspektywę. Bywa, że trzeba przekręcić komiks na bok, co zawsze przypomina mi piękne czasy, gdy zaczytywałem się w „Spider-Manie” McFarlane’a.
Tym razem mamy nieco mniej ogromnych potworów, choć zdarza im się wskoczyć na rozkładówkę czy dwie. Jest za to świetny gryf z okładki, trzygłowy smok i kilka smaczków. Android z pierwszego tomu wykonuje manewr rodem z debiutu Obcego albo finału w „Staruszku Loganie” Millara. Jeden z wojowników przypomina Wolverine’a, a jednego z robotów wystylizowano na Żółwia Ninja. To raczej mrugnięcia okiem do maniaków niż próba stworzenia eklektycznego dzieła – bo tu chodzi o coś zupełnie innego.
Daniel Warren Johnson z każdym kolejnym albumem wspina się w moim rankingu i już zalicza się do grona ulubionych twórców komiksowych. Jeszcze przede mną „Martwa ziemia”, „Murder Falcon” i pierwszy tom „Transformers”, więc trochę przyjemności w zapasie. Co prawda, nie dałbym rady czytać takich komiksów na okrągło, ale frajda jest ogromna – a czasem to właśnie to, czego potrzeba, by naładować wyczerpane akumulatory.
Scenarzysta: Daniel Warren Johnson
Ilustrator: Daniel Warren Johnson
Kolroysta: Mike Spicer
Wydawnictwo: Nagle Comics
Seria: Extremity
Format: 170×260 mm
Liczba stron: 144
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo