Barras III – recenzja

Barras przemyka przez nasz rynek komiksowy niczym Mistrzostwa Europy U-21 w Piłce Nożnej przez arenę sportowych wydarzeń. Całkiem spora impreza zdawałoby się, jest dobrą okazją, żeby się jako gospodarz pochwalić. Tymczasem zawody przebiegły po cichu, wykorzystując małe areny i omijając Warszawę, choć Polsat naprawdę się starał. Podobnie Barras III, zamknięty w małej formie, po cichu nasyca głód komiksowych sportowych wrażeń na płaszczyźnie komiksowej.

Ręka Boga

Barras stworzony jest ręką Emilio Utrery w wyraźnych barwach czarno-białych. Trzeci zeszyt, mimo że zawiera kontynuację stylu wypracowanego do tej pory (sprawdźcie tom I – TU i II o TU), to stworzony jest w pośpiechu i niechlujnie. Przypomina mi to bramkę strzeloną dla Argentyny w ćwierćfinale Mistrzostw Świata w 1986 roku. W pierwszych minutach drugiej połowy Diego Maradona w pośpiesznie rozegranej akcji wbiegł w pole karne Meksyku i strzelił gola. Ręką, co przypomnę, w piłce nożnej nie jest dozwolone.

Rysownik serii Barras musiał się strasznie śpieszyć, mijając połowę cyklu. W trzecim zeszycie widać, że niektóre kadry są niedopracowane i zwyczajnie brzydkie. A szczytem niechlujstwa jest nieusunięcie warstwy szkicu, co skutkuje tym, że spod finalnych rysunków wyzierają szare, wstępne kreski. Na szczęście nie wszędzie to widać, ale i tak razi po oczach.

Barras III

Barras III – najciemniej pod latarnią

Przypomnę, że fabuła o argentyńskich kibicach obraca się wokół intrygi, w wyniku której znikają z pola widzenia wszystkie pistolety, karabiny i tym podobne. No, nie licząc starodawnej pukawki, która była najsilniejszą armatą drugiego zeszytu. Ekipa Indian, bohaterowie Barras, są pod ścianą. Bez żadnego pistoletu nie mogą wyjść na żadną poważną robotę. Z drugiej strony Blondas i inni ludzie od Xuxy zamierzają przejąć towar. Wielkie łapy, krzywe gęby, no i dresy z trzema paskami, do których na tzw. stadionie można było dokupić swego czasu ten czwarty, promocyjny. Co zrobić, aby się nie wyróżniać w takiej sytuacji? Wejść między wrony, czyli na wiksę z samymi kibolami. Całość kończy się zadymą, ale po co komu klamki, skoro można bić się jak prawdziwi mężczyźni?

Dać biednym, zabrać bogatym

Barras III

W Barras III znajdujemy nawiązanie do kultowego Gauchito Gila. Bohater, nazywany też Małym, to otaczana kultem postać argentyńskiej kultury. Urodzony w 1840 roku w rejonie Pay Ubre, jak prawdziwy patriota służył krajowi w konflikcie przeciwko armii Paragwaju. Po odbyciu służby zasadniczej niedane mu było odpocząć, gdyż tuż po powrocie do domu został wcielony ponownie do armii. Walki w argentyńskiej wojnie domowej przeciwko partii liberalnej wykończyły Gauchito do tego stopnia, że postanowił zdezerterować. Od tego czasu ukrywał się w lasach niczym Robin Hood albo tak jak Janosik. Mimo że był ścigany przez prawo, ludność uwielbiała go za rozdawanie biednym tego, co uprzednio zabrane zostało bogatym. Ponadto Małemu przypisywano zdolności uzdrawiania i hipnozy. Jego historia kończy się tragicznie na obławie policyjnej, ale o tym, jak Gauchito ocalił syna komisarza, opowiem następnym razem.

Tymczasem intryga nakreślona w Barras III nabiera rumieńców. Nie należy zapominać, że w przewodzie pokarmowym między drużyną piłkarską a kibicami, znajdują się jeszcze dziennikarze, ale co oni tam wymyślili, dowiemy się dopiero z czwartego zeszytu.

Sylwester

Dziękuję wydawnictwu Mandioca za udostępnienie egzemplarza do recenzji

Share This: