Cruella. Czerń Biel i Czerwień
Cruella. Czerń Biel i Czerwień to kolejna mangowa propozycja od Egmontu wykorzystująca bogatą bazę tytułów, do których prawa ma Disney. Po zabawnej przygodzie Sticha w feudalnej Japonii (więcej tu – klik1) oraz po wyzwaniach młodej księżniczki rozgrywających się dawno temu, w odległej galaktyce (klik2), przyszła pora na jednego z większych złoczyńców, straszących mnie w dzieciństwie.
Co w artykule?
Czarno, biało i krwawo(!!!) … eee, nie bardzo
Przyznam, że byłem bardziej niż zaintrygowany tym tytułem, zwłaszcza że potencjału jest tu bardzo dużo. Cruella jest doskonale skrojoną postacią, jako dzieciak jej nie cierpiałem, ale to tylko świadczy o dobrym pomyśle. Bezwzględna, genialna, bogata, ale nie zawsze tak było. Na sukces musiała zapracować. Historia okrutnej projektantki mody została opowiedziana w filmie z 2021 roku z Emmą Stone w roli głównej. Manga Cruella. Czerń Biel i Czerwień rozwija wątki z kinowego widowiska, ale w mocno zawężonej perspektywie.
Po pierwsze Hachi Ishie nie zaczyna od samego początku, czyli od narodzin dziewczyny, umiejscawia akcję w Londynie, gdy bohaterka ma już 19 lat i działa w szajce kieszonkowców. Nie jest to tylko nawiązanie do wątku z filmu, bo postacie wyglądają i w filmie, i w komiksie tak samo, łącznie z pieskami. Jak się dobrze wpatrzyć, to na okładce rzeczywiście widać spojrzenie Emmy Stone, na szczęście w środku pominięto jej mimikę, zwyczajnie jej nie znoszę.
Gdzie jest Cruella?
Dziewczyna tak naprawdę ma na imię Estella i zakrywa swoją charakterystyczną, czarno-białą fryzurę (w jakiś dziwny sposób naturalną) rubinowym kolorem. Najpierw farbując włosy, później nosząc perukę. Czytelnik zżywa się z ekipą drobnych kieszonkowców, którym jest coraz ciężej, bo policja depcze im po piętach i czasem trzeba zwyczajnie się przyczaić. Tu Hachi Ishie wprowadza wątek Emilii, studentki mody, szukającej natchnienia, zmagającej się ze swoją nijakością i brakiem wyobraźni.
Muszę przyznać, że dzięki temu wątkowi ta manga nie jest tylko odcinaniem kuponów od filmu, czy też sprzedawaniem tego samego produktu w innym opakowaniu. Główna bohaterka w 101 dalmatyńczykach była potworem, w filmie z Emmą Stone była buntowniczką, która szturmem podejmowała świat mody i której zwyczajnie się kibicowało. Tu jest dość zagubioną dziewczyną poszukującą własnej tożsamości oraz przestrzeni do realizacji własnych pomysłów. Droga otwierana przez Emilię jest szeroka i płaska niczym autostrada, ale ta współpraca ma opierać się na kłamstwie, a podział zasług zapowiada się na nieuczciwy.
Slogany motywacyjne
Z tego komiksu zdaje się krzyczeć hasło „bądż prawdziwym sobą”. Tylko kim jest Estella, bo jednak znam ją jako zupełnie inną osobę. Moim największym rozczarowaniem po lekturze jest to, że Cruella pojawia się tylko w nielicznych scenkach zamyślenia na pograniczu snu i jawy oraz zaraz po tym, jak opada kurtyna. Tak samo jest z nakrapianymi bestiami (chyba że lubicie dalmatyńczyki, to sory) pojawiają się tylko w nielicznych migawkach sugerujących jakąś traumę, ale ten wątek nie jest rozwijany. Szkoda też trochę wątku z punk rockiem, tu zdecydowanie jeszcze mogłoby się dziać, a akcja akurat rozgrywa się w połowie lat 70. Gotycki styl Cruelli mógłby popłynąć na fali popularności tej hałaśliwej, bezkompromisowej muzyki powiązanej z nastoletnim buntem.
Najgorsze jest jednak to, że Cruella jest ledwie poprawna graficznie. Pewnie nie było co oczekiwać, że będą tu jakieś fajerwerki, ale jednak myślałem, że czerwień będzie grała tu większą rolę, a w środku nawet rubinowe włosy bohaterki, są po prostu szare. Tytuł nieco koresponduje do marvelowego cyklu Czerń, biel i krew (swoje miniserie dostali m.in. Wolverine, Elektra i Deadpool), niestety na skojarzeniu się kończy. W oko wpada dosłownie kilka kadrów, choćby dynamiczne kadrowanie na buta w scenie pościgu przez Scotland Yard, no i gdy pojawia się Cruella, a to zdecydowanie za mało, aby oczarować. Ogólnie dość przyjemny ten komiks, ale było tu trochę potencjału na dużo lepszą rzecz.
Scenarzysta: Hachi Ishie
Ilustrator: Hachi Ishie, Alice Lewis
Tłumacz: Mateusz Lis
Wydawnictwo: Egmont
Format: 148×210 mm
Liczba stron: 176
Oprawa: miękka
Papier: offset
Druk: czarno-biały – czerwony tylko na okładce 🙁