Fungae – rodzina w dżungli problemów
Fungae to komiks urzekający swoim pięknem. Pisząc to, nie myślę tylko o rysunkach Leśniaka, ale też (a może i przede wszystkim) o tym, co chce powiedzieć Wawszczyk. Przed Wami historia o rodzinie, wychowaniu, relacjach, przetrwaniu i celu tego wszystkiego.
Co w artykule?
Niełatwe rodzinne perypetie
W dość dziwnej dżungli znajdziemy modelową rodzinę typu 2+1, której hasłem przewodnim jest „trzeba iść, żeby żyć”, skandowanym w szczególny dla nich sposób z zawołaniem i odzewem. Nie mam pewności czy takie miejsce znajduje się gdziekolwiek w czasie i przestrzeni, ze względu na brak technologii umiejscowiłbym je gdzieś w epoce kamienia łupanego, ale tezę tę podważają olbrzymie komary, czy przedziwne, olbrzymie mięsożerne rośliny.
Niemniej ze względu na przebijające się co chwilę treści dotykające relacji rodzinnych, myśląc o rodzinie z Fungae, myślę o Krudach. Druga rodzina, która pojawia się w komiksie, jeszcze bardziej podsyca to skojarzenie, bo córka tych drugich to dzikuska, która najpierw gryzie, a dopiero później… eee, właściwie to tylko gryzie, przez co często trzymana jest na smyczy.
Najważniejszy jest cel
Dżungla to niezwykle niebezpieczne miejsce, ciągle trzeba uważać, a zdobycie pożywienia też nie jest łatwe, bo roślinność zdatna do jedzenia, sama by chciała coś (czy kogoś) zjeść. Świat wykreowany w Fungae oplata i wciąga niczym chodzenie po bagnach. I mówię tu zarówno o bohaterach, którzy znają tylko dżunglę, jak i czytelniku. Nie mogłem oderwać się od lektury, a 400 stron przeleciało mi nie wiadomo kiedy. Mimo że nie jest to komiks niemy, to postacie rzadko się odzywają, podkreślając klimat czyhającego niebezpieczeństwa. W połączeniu z mega wciągającą fabułą, ilustracjami na całą, dwie strony, wychodzi z tego torpeda, którą szybko się kartkuje. W sumie to nie pamiętam, kiedy przewracałem aż tak szybko strony.
Wydostanie się z dżungli, determinuje rodzinę do działania. Mogliby się gdzieś zaszyć i spokojnie doczekać swojego końca. W członkach rodziny tli się nadzieja, że gdzieś jest lepszy świat. Nawet gdy się okazuje, że wyznaczony cel jest bezsensowny, to i tak rodzina brnie przed siebie. Oplatająca wszystko dokoła roślinność to nie wszystko. W powietrzu unoszą się zarodniki grzybów, które są szkodliwe dla ludzi i wywołują chorobę. Okazuje się, że mają jeszcze jedną właściwość. Są psychoaktywne.
Ojciec i syn
W czułe miejsce uderza mnie postawa ojca, który z troski o swojego syna jest twardy i srogi. Za wszelką cenę chce nauczyć go przetrwania w dżungli, mimo że na szali jest ich relacja. Ciągłe szkolenie, krytyka i brak ciepła przynoszą często odwrotny efekt od zamierzonego. Niemniej, gdy chłopak zdobywa sam pożywienie, ojciec aż pęka z dumy. W tych miejscach odpływałem myślami do swojego dzieciństwa i relacji z moim tatą. No cóż, chyba nie tylko ja miałem w domu szkołę przetrwania.
Ciemno tu jak w… dżungli
Fungae to komiks bardzo ciemny, czerni jest bardzo dużo (po wyjęciu z folii aż musiałem go lekko przewietrzyć przed lekturą), ale operowanie kolorem daje mu niesamowitego światła. Barwy nieco różnią się między poszczególnymi epizodami, przez co nie ma mowy o monotonii. Co prawda chętnie zobaczyłbym ten komiks na innym papierze niż kredowy, nie obyło się bez pozostawienia odcisku palca, ale to połyskiwanie wydobywa z mroku niesamowicie wiele życia. Ufam, że to najlepszy kompromis, jaki udało się uzyskać.
Co znaczy to fungae?
Szczerze mówiąc, nie wiem, ale domyślam się, że wyjaśnienia należy szukać w fungus infection, wyrażenia tłumaczonego na grzybiczą infekcję. Ma to sens. Napis na okładce stylizowany na pismo gotyckie połyskuje fosforyzując, co łączy się z halucynogenną właściwością, rozszerzając skojarzenia do grzybków halucynków, a że w środku została zobrazowana wielobarwna podróż w hipnotyczną wizję przecinającą szarą rzeczywistość, to jakoś mi to się łączy w całość.
Fungae to komiks bardzo starannie zaprojektowany graficznie. Krecha Leśniaka, zwłaszcza przy postaciach ludzi, nie stroni od cartoonowości, przez co ryjki bohaterów są sympatyczne, a czytelnik w mig się z nimi zaprzyjaźnia. Rzadko zwracam uwagę na font, biała czcionka w czarnych dymkach dopełnia całości i robi wrażenie, zwłaszcza gdy bohaterom odbija, a słowa nakładają się na siebie.
Scenariusz aż prosi się o interpretacje, czy nawet o nadinterpretacje. Fabuła rezonuje momentami z minioną pandemią, zwłaszcza w miejscach, gdy jedna z postaci odmawia zakładania maski, mimo że wie, iż w powietrzu unosi się zaraza. Zakończenie niby nie jest zbyt optymistyczne i raczej nie zwiastuje drugiej części, ale nie jest też zamknięte. Osobiście nie obraziłbym się na kontynuację, bo Fungae zachwyciło mnie nie na żarty.
Scenarzysta: Wojtek Wawszczyk
Ilustrator: Tomasz Lew Leśniak
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Format: 165×215 mm
Liczba stron: 416
Oprawa: miękka
Druk: kolor