Maria Skłodowska-Curie. Światło w ciemności
Październik mija mi pod znakiem komiksów biograficznych. To przecież proste, najlepsze scenariusze pisze samo życie. Po Róży Luksemburg (Czerwona Róża – raz) i Witoldzie Pileckim (Raport W – dwa), przyszła pora na kolejny tytuł. Pod moją strzechę trafiła właśnie Maria Skłodowska-Curie. Światło w Ciemności. Poza tym, że każda z wymienionych pozycji traktuje o znamienitej polskiej obywatelce/obywatelu, nie mają ze sobą za wiele wspólnego. Każdy z tych komiksów w jakiś sposób mnie poruszył, ale to ten ostatni zabłysnął w mroku.
W telegraficznym skrócie o bohaterce. Maria Skłodowska-Curie urodziła się w 1867 roku w Warszawie, a zmarła w 1934 w Passy. To jedna z najsławniejszych obywatelek Polski, uznana polska fizyk i chemik, dwukrotna laureatka Nagrody Nobla. Pierwszy raz nagrodzona w 1903 roku, za badania nad zjawiskiem promieniotwórczości (wraz z mężem Piotrem Curie oraz Henrim Becquerelem), a drugi w 1911 roku za odkrycie radu i polonu oraz wyodrębnienie radu w czystej postaci i badanie właściwości pierwiastków promieniotwórczych. Jest jedyną kobietą, która została nagrodzona dwukrotnie w dwóch różnych dziedzinach.
Właściwie z komiksu nie dowiemy się o Marii Skłodowskiej-Curie niczego, czego nie możemy znaleźć poprzez kilka kliknięć w przeglądarce internetowej. Po paru chwilach i przeczesaniu Wikipedii albo wygooglowaniu ciekawostek o sławnej Polce można pozyskać tyle samo, albo i więcej informacji, niż z omawianego komiksu. No tak, ale jaki jest to piękny sposób nauki. Anna Błaszczyk (animatorka, m.in. nagradzany Caracas i pełnometrażowy Jeż Jerzy) operuje specyficznym stylem przywodzącym na myśl wycinankowy kolaż. W ten to sposób plansze, które znalazły się w komiksie, są śliczne, choć (nielicznymi) momentami nieco rażą infantylnością i przywołują skojarzenia z książeczkami dla dzieci. W ogromnej większości jest jednak znakomicie, subtelnie, delikatnie. Czuć, że grafiki wykroiła kobieta, do scenariusza dwóch innych (Dunek, nawiasem mówiąc) i, że to biografię kobiety się czyta.
Strony zatopione są w mroku. Początkowo może to wynikać z ciemności, w jakiej znalazła się Polska, po nieudanym Powstaniu Styczniowym. Car docisnął naród polski nowymi rozkazami, nie pozwalał na naukę w języku ojczystym, za nieposłuszeństwo groziło zesłanie. Wśród ludności roiło się od szpiegów i kontrolerów. Inspektor Hornberg został w trafny sposób przedstawiony na planszy, na której, wykrzykując kolejne rozkazy w stronę uczącej się młodzieży, coraz bardziej przypomina wieprzka.
Po wyjeździe do Paryża oraz zawarciu małżeństwa z francuzem, Piotrem Curie, ciemność to mrok laboratorium, w którym przeprowadzane są kolejne doświadczenia. Jakby jeszcze mało było czarnego koloru, wszystko dokoła przybrudzone jest rudą uranową, którą Maria musiała przerzucać wiaderkami, aby wyizolować nowy pierwiastek. Po ciężkiej pracy, sukces nagradzany jest wątłą poświatą promieniującego radu.
Trzeba oddać Polce honor, należała do grona najznamienitszych naukowców XX wieku. Jej osiągnięcia są epokowe bez dwóch zdań, w każdej jej biografii musi się znaleźć o nich wspomnienie. Jednak to, co najbardziej mi się podoba w komiksie Maria Skłodowska-Curie. Światło w ciemności to obraz Polki, nie-naukowca, jeżeli podobnie do radu można by go odseparować od pozostałości. Miejsca, w których można poczuć, że jest człowiekiem z krwi i kości, co prawda diabelnie inteligentnym i błyskotliwym, ale że oddycha, czuje i kocha. Ze stron pała jej pierwsze zauroczenie do Kazimierza Żórawskiego oraz rozczarowanie, gdy rodzina sprzeciwiła się małżeństwu (panicz nie może wyjść za guwernantkę, kto by pomyślał o takich powodach w dzisiejszych czasach?). Czuć też czarną rozpacz, wylewającą się z ciemnych, pustych stron po śmierci jej męża pod kołami wozu.
Marii nie pomagał też na pewno fakt, że żyła w czasach, w których jako znakomity naukowiec była samotna w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Na fotografiach, które znamy, nie widać, aby Polka jakoś specjalnie się uśmiechała, ale to nie znaczy, że w jej życiu nie było powodów do uśmiechu. Tym bardziej, jeżeli chodzi o lekturę komiksu. Przy kilku szalonych faktach, aż trudno się nie uśmiechnąć, jak choćby gdy Le Petit Parisien fotografuje kota naukowców, albo małżeństwo rusza w podróż poślubną na rowerach, bo akurat ktoś im je sprezentował. Jak to mawiał mój historyk, „tym optymistycznym akcentem kończymy na dzisiaj”.
Sylwester
Dziękuję wydawnictwu Media Rodzina za udostępnienie egzemplarza do recenzji.