Marvel Origins. Hulk 1. Tom 4 – potwór zaklęty w jednym ciele z geniuszem
Stan Lee i Jack Kirby otworzyli Fantastyczną Czwórką (więcej pod tym linkiem – klik) nowy rozdział w wydawnictwie znanym dzisiaj jako Marvel Comics. Czytelnicy komiksów pokochali rodzinę z nadludzkimi mocami, niedziwne że Goodman (szef wydawnictwa) polecił stworzenie nowych superbohaterów. Zaraz po Ant-Manie pojawiła się nowa seria, The Incredible Hulk, której pierwsze sześć zeszytów znajdziecie w Marvel Origins. Hulk. 1, czyli w czwartym tomie najnowszej kolekcji od Hachette.
Co w artykule?
Jak coś się sprzedaje, to trzeba rozszerzyć ofertę o produkty tego typu
Stan Lee marzył, aby zostać pisarzem, niestety dla tych planów wylądował w wydawnictwie swojego krewnego i przez wiele lat tworzył dość proste historyjki, grzeszące nieraz całkowitą powtarzalnością. Choć kilka przebłysków się zdarzyło, tak jak np. genialne łamanie czwartej komiksowej ściany w Millie the Model #77, gdzie tytułowa bohaterka wraz z koleżanką z pracy spotkały Stana i Dana i dyskutowały o uruchomieniu spin-offu serii. W końcu marazm wywołany po części przez cenzurę komiksową został przerwany i Stan uwolnił pokłady swojej kreatywności. W Fantastycznej Czwórce czuć, że mu się chciało. W The Incredible Hulk przebijają fascynacje Frankensteinem Shelley oraz Doktorem Jekyllem i Panem Hydem Stevensona.
Z drugiej strony Marvel Origins. Hulk 1 jest też reakcją na atmosferę polityczną wywołaną incydentem w Zatoce Świń. Napięcie między USA a ZSRR narastało i znowu zaczęto się obawiać konfliktu nuklearnego. Nie pierwszy raz komiksy reagowały na to, co, się dzieje na świecie, ale do tej pory efektem było pojawianie się superbohaterów owiniętych we flagę (takich jak Kapitan Ameryka). Tym razem ze strachu narodził się potwór.
Definicje, które przetrwały dziesięciolecia
To, co mnie zachwyca we wczesnych wersjach postaci Marvela, to użycie środków tak mocnych, że przetrwały do dziś w prawie niezmienionym kształcie. Bruce Banner to genialny naukowiec badający promieniowanie gamma, podkochujący się w Betty Ross, córce generała zwanego Thunderboltem. Hulk narodził się w wypadku spowodowanym wtargnięciem na teren wojskowy Ricka Jonesa, który przy okazji też ulega transformacji z lekkomyślnego nastolatka w odpowiedzialnego przyjaciela.
Szlifowanie pomysłów
Seria The Incredible Hulk była poligonem doświadczalnym, zaobserwować można mocne rozwijanie postaci. Już w drugim numerze skóra potwora zmienia się z szarej na zieloną, bo taki kolor lepiej wychodził w druku na papierze offsetowym. Co ciekawe na początku Hulk wcale nie pojawiał się wtedy, gdy Bruce Banner się wściekał, transformacja następowała po zachodzie słońca. Szybko jednak z tego zrezygnowano na bardziej kontrolowaną formę wywoływania zmiany promieniem gamma. Przez chwilę Rick Jones miał całkowitą władzę nad zielonym potworem, ale też nie trwało to długo. Można to niby nazwać rozwojem fabularnym, mi to jednak bardziej przypomina działania po omacku i wybierania rozwiązań na ślepo.
The Incredible Hulk z 1962 roku trudno nazwać komiksem superbohaterskim, ale nadal jest to akcyjniak napędzany przez wątki fantastyczno-naukowe. Nie mogło więc zabraknąć znanych już wcześniej rozwiązań fabularnych w stylu inwazji obcych z kosmosu takich jak Ropucholudzie, czy dziwnych stworzeń mieszkających od lat po powierzchnią planety, których prowadzi potężny Tyrannus. Niestety, mimo że pojawiające się postacie chwilowo zdają się zagrożeniem dla całej planety, to szybko są pokonywani i prawdopodobnie już nie wrócą.
Planeta Hulka(?)
Zawartość Marvel. Origins. Hulk 1 czytałem po raz pierwszy, ale przy lekturze mocno zabrzęczały nuty wykorzystane wiele lat później przez Grega Paka przy tworzeniu Planety Hulka (mojej ulubionej opowieści z sałatą w roli głównej). W The Incredible Hulk #2 generał Ross, uważając Hulka za największe zagrożenie na ziemi, wystrzeliwuje go w kosmos, tak więc pomysł, na który wpadli genialni Illuminati ani nowy, ani przełomowy nie był. W The Incredible Hulk #5 Tyrannus robi z sałaty niewolnika i jako gladiatora wpycha na arenę. Cud, miód i orzeszki, z przyjemnością wyławiam te wszystkie małe inspiracje dla późniejszych historii.
Jack Kirby i Steve Ditko w jednym numerze
Aha, oprócz kreski Jacka Kirby’ego można też w jednym zeszycie podziwiać Steve’a Ditko i w sumie fajnie, bo czuć, że król męczył się na końcówce. A tak, przynajmniej na chwilę zostało wpuszczone trochę świeżego powietrza.
Bardzo podobają mi się też strony kronikarskie, pojawiające się między poszczególnymi zeszytami. Przybliżają tamten okres historyczny i tłumaczą historię wydawnictwa, które w tamtym momencie działało już z komiksami od ponad 20 lat. Pozwala to trochę uporządkować informacje, choć pełnej wiedzy w ten sposób się nie nabędzie, bo jednak miejsca na te wynurzenia jest mało.
Co dalej z Hulkiem?
Ze względu na wyniki sprzedaży seria została anulowana po szóstym numerze, ale Hulk jak się domyślacie, w końcu powrócił. Najpierw pojawiał się gościnnie w innych seriach, aż w końcu dostał kolejną szansę w serii Tales to Astonish (co najprawdopodobniej zobaczymy w 17. tomie kolekcji Marvel Origins). A tymczasem to wszystko, dałoby się jeszcze pognębić tego zielonego potwora, ale tym razem uszanuję jego najgłębsze pragnienie, aby wszyscy dali mu spokój.
Zajrzyjcie też na nasz kanał na YouTubie. W poniższym filmiku zobaczycie unboxing i prezentację omawianego tomu oraz zapowiedzi następnych.