Wolverine. Broń X – kultowy komiks Barry’ego Windsor-Smitha w nowym wydaniu

„Wolverine. Broń X” to nie tylko komiks — to komiksowa legenda, która od lat trzyma się mocno w mojej osobistej topce i absolutnie nic nie wskazuje na to, żeby miała z niej spaść. Barry Windsor-Smith stworzył dzieło, które przeraża, fascynuje i zachwyca zarazem — wizualną opowieść grozy, w której poznajemy brutalne szczegóły eksperymentu, jaki uczynił z Logana maszynę do zabijania. Adamantium, najtwardszy metal świata (przynajmniej w uniwersum Marvela), wprasowane w kości, staje się tu nie tyle supermocą, co przekleństwem. Gdy pierwszy raz przeczytałem „Broń X”, nie miałem pojęcia, że trzymam w rękach jedną z najlepszych historii, jakie Marvel kiedykolwiek opowiedział.

Wolverine. Broń X

Dotychczasowe wydania „Broni X”

Za każdym razem, gdy myślę i piszę o pierwszej lekturze „Broni X”, mam przed oczami Mega Marvel 4/94, który przyszedł do mnie… pocztą. Zmęczony wiecznym brakiem nowości w kiosku Ruchu, namówiłem mamę na prenumeratę od TM-Semic – co wtedy było niemal aktem desperacji, a dziś wspominam z rozrzewnieniem. Wydawnictwo zdecydowało się zachować oryginalny tytuł „Weapon X” i umieściło na okładce jedną z dynamicznych scen walki — i był to kapitalny zabieg, który do dziś uważam za niedościgniony wzór komiksowego marketingu.

Być może to tylko melancholia i tęsknota za dzieciństwem, ale ta okładka nadal robi na mnie ogromne wrażenie. Wydanie było dalekie od luksusu: miękka oprawa, offsetowy papier, brak wszystkich oryginalnych okładek z zeszytów Marvel Comics Presents #72–84… ale miało w sobie wszystko, co potrzebne, by zapisać się w pamięci na całe życie. Niestety, większość mojej dziecięcej kolekcji przepadła — a egzemplarza Mega Marvela 4/94 już nie mam. I bardzo, bardzo tego żałuję.

Na kolejne wydanie przyszło nam czekać aż 20 lat. Wolverine. Broń X pojawił się w 45. tomie WKKM od Hachette — w twardej oprawie, z wstępem, posłowiem i wszystkimi okładkami. To wtedy po raz pierwszy zobaczyłem fantastyczną, podwójną okładkę Marvel Comics Presents #84. Niestety, papier kredowy nie przysłużył się tej historii — plansze miały zbyt duży kontrast, były zwyczajnie za ciemne, jakby ktoś pokolorował je flamastrami. Miło było wrócić do tej opowieści w edytorsko bardziej dopracowanej formie, choć niepozbawionej wad.

Wolverine. Broń X

Kolejna dekada — i w zeszłym roku Egmont uderzył albumem w linii Marvel Limited, czyli w powiększonym formacie, z planszami drukowanymi na wysokiej jakości papierze offsetowym — matowym, doskonale nasyconym i przyjemnym dla oka. Oprócz głównej historii w albumie znalazły się także opowieści z oryginalnych zeszytów Wolverine #166 i Uncanny X-Men #205, które u nas ukazały się wcześniej w X-Men 2 i 3/1993. Nie załapałem się na premierę — pamiętając, że Eternalsi i Doktor Strange z tej samej linii długo zalegały na półkach, nie spodziewałem się szybkiego wyprzedania nakładu. Tym razem jednak było inaczej — obie wersje okładkowe zniknęły błyskawicznie.

Piękne pocieszenie dla spóźnialskich

Na szczęście Egmont nie zostawił w rozpaczy tych, którzy chcieliby mieć Broń X w solidnym, estetycznym wydaniu. W tym roku ukazało się już czwarte polskie wydanie tej historii — tym razem w twardej oprawie, ze wspomnianą wcześniej podwójną okładką z „Marvel Comics Presents #84”, ale bez dodatkowych zeszytów ilustrowanych przez Barry’ego Windsor-Smitha. Format pozostał standardowy, ale sam tom — choć zawiera materiał podobny do tego z WKKM — jest prawie dwa razy grubszy. Trzymając go w rękach, mam wrażenie, że ten komiks wreszcie doczekał się wydania, na jakie zasługuje — wygląda świetnie i czyta się równie dobrze.

Mistrzowski kunszt Barry’ego Windsor-Smitha

A sama historia? To absolutny klasyk Marvela — ujawnia wydarzenia, które do tej pory były owiane tajemnicą albo starannie ukrywane, dopóki ktoś nie wpadł na wystarczająco dobry pomysł, jak je sensownie opowiedzieć. Tym kimś okazał się Barry Windsor-Smith — brytyjski rysownik, znany choćby z pracy przy Conanie Barbarzyńcy. Nad historią Wolverine’a zapanował w pełni autorsko — odpowiadał za każdy aspekt komiksu poza liternictwem. A że mówimy o czasach przedcyfrowych, to pracy miał naprawdę dużo.

Efekt? Znakomity. Być może właśnie dlatego, że całość wyszła spod jednej ręki — styl się nie rozjeżdża, spojrzenie na postacie i wydarzenia jest spójne, a klimat historii nie gubi się w tłumie interpretacji. Broń X to komiks z charakterem i wyjątkową tożsamością — także dzięki temu, że nie rozmywa się w pracy zespołowej.

Wolverine. Broń X

Wchodzimy w sam środek brutalnego eksperymentu, którego celem jest stworzenie bezwzględnej broni. Gdzieś w mroźnej Kanadzie, w tajnej bazie wojskowej, rozgrywa się opowieść pełna chciwości, pragnienia kontroli i przemocy — geneza Wolverine’a, a właściwie jego niezniszczalnego szkieletu.

Logan zostaje odarty z człowieczeństwa, rozebrany do biologicznego minimum i na nowo „zaprogramowany” jako śmiercionośna maszyna. Na kolejnych stronach wije się z bólu, wyje jak zwierzę i — doprowadzony do ostateczności — zadaje śmierć. Nie ma tu heroizmu ani triumfu. Jest tylko ból, zimna stal i narzędzie, które wymknęło się spod kontroli.

Uderza duszna atmosfera tajnej bazy wojskowej i ciasna konspiracja, w której przeprowadzono eksperyment. Retrospekcje wprowadzane stopniowo upłynniają fabułę i nadają jej niemal filmowy rytm. Ale to jeszcze nie wszystko — narracja wnika głęboko w psychikę Logana, który przez większą część historii niemal się nie odzywa.

Wydarzenia rozgrywają się na kilku poziomach — zewnętrznym, fizycznym, i wewnętrznym, psychicznym. Nie wszystko, co widzi czytelnik, musi być rzeczywistością. Ta płynność percepcji daje przerażająco pełny obraz tego, co zrobiono z ciałem i umysłem bohatera. To komiks, który bardziej przeżywa się podskórnie niż „czyta”.

Kolory i kreska — mocne strony „Broni X”

Uwielbiam kolory w „Broni X” — Barry Windsor-Smith używa ich w bardzo charakterystyczny sposób, szczególnie operując fioletami, które nadają całości wyjątkowego, niemal mistycznego klimatu. Jednak kilka oryginalnych plansz z dodatków pokazuje, jak fenomenalna jest jego kreska sama w sobie. Chętnie postawiłbym na półce także wersję czarno-białą, która pozwoliłaby w pełni docenić każdy, drobiazgowo narysowany detal.

Wolverine. Broń X

Wersja Egmontu bazuje na tłumaczeniu Jacka Żuławnika, które wypada precyzyjniej i bardziej klimatycznie niż wcześniejsze tłumaczenie Tomasza Sidorkiewicza. Różnice to głównie drobne niuanse — od sposobu zwracania się do „pana Logana”, po użycie systemu metrycznego. Choć to detale, mają one spory wpływ na płynność i naturalność lektury.

Podsumowując, nowe wydanie „Wolverine. Broń X” jest niemal perfekcyjne. Nie obraziłbym się, gdyby pozostałe komiksy Barry’ego Windsor-Smitha doczekały się równie starannego i pięknego wydania — zwłaszcza jeśli w komplecie znalazłoby się też „ŻycieŚmierć” I i II. Ten album to prawdziwa uczta dla fanów, w przepięknej odsłonie. Oczywiście, można polować na większe wydanie z serii Limited, ale jeśli ktoś nie chce przepłacać, to dzięki temu czwartemu wydaniu naprawdę niewiele traci.

Scenarzysta: Barry Windsor-Smith

Ilustrator: Barry Windsor-Smith

Tłumacz: Jacek Żuławnik

Wydawca: Egmont

Seria: Wolverine

Format: 17.0×26.0cm

Liczba stron: 144

Oprawa: Twarda

Druk: kolor

Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo

Share This: