Marvel Origins. Thor 1. Tom 3 – marvelowe love story
Na walentynki w dystrybucji pojawi się trzeci tom najnowszej kolekcji od Hachette (strona kolekcji tu – klik), zatytułowany Marvel Origins. Thor 1. Album zawiera zeszyty Journey into Mystery #83-91, z pierwszymi przygodami nordyckiego boga od piorunów.
Co w artykule?
Opowieść o bogach w klimacie sci-fi
Co ciekawe początki Thora nasiąknięte są klimatem serii, w której pojawił się po raz pierwszy i to mnie najbardziej zaskakuje. Journey into Mystery było magazynem, w którym ukazywały się krótkie, kilkustronicowe komiksowe historyjki z fantastyczno-naukowym motywem przewodnim. Nie powinno więc dziwić, że bóg piorunów musi uporać się z najazdem kamiennych ludzi z Saturna. Wpada też na innych obcych, zmiennokształtnych Xartian, bliźniaczo podobnych do Skrulli (a nawet koniec ich historii jest podobny, bo zmieniają się w drzewa). Dziwna i wyrafinowana technologia pojawia się też co chwila, m.in. w rękach komunistów.
Kartki z kroniki Marvela
Między poszczególnymi zeszytami pojawiają się stronicowe ciekawostki przybliżające historię wydawnictwa i nawet w skrócie pojawia się biografia Martina Goodmana, redaktora wydawnictwa, wujka i szefa Stana Lee. Nie pojawiło się jednak ani słowo, że zarówno Thor, jak i Loki pojawiali się już wcześniej w komiksach Marvela (a właściwie Atlasu) w towarzystwie bogów Olimpu w różnych numerach serii Venus, opowiadającej o perypetiach bogini miłości. Z tym że trudno powiązać w jakikolwiek te wersje ze Złotej Ery, z tymi powstałymi w 1962 roku, więc może i lepiej to przemilczeć.
Tajemna tożsamość
Geneza Thora zawiera bardzo ciekawe podejście do superbohaterszczyzny, bo nordyckiemu bogowi piorunów zostało tu doszyte alter ego, w postaci cherlawego doktora Dona Blake’a, który w dziwnych okolicznościach, podczas wczasów w Europie wchodzi w posiadania starego kostura, dającego mu boską moc (no i aparycję umięśnionego przystojniachy). Bardzo blisko stąd do Supermana, bo przebraniem superbohatera jest zwyczajny człowiek, ale i u Marvela to nie była żadna nowość. Pojawiający się od września 1948 Black Rider, okryty czarną maską bohater westernów, w Leadville znany był jako spokojny, nienoszący broni doktor Masters. Ciekawostka, Martin Goodman bardzo lubił, gdy jego magazyny (w tym komiksy) ozdabiane były fotografiami na okładce, stąd na froncie Black Rider #8 możecie zobaczyć zdjęcie określane czasem jako pierwsze cameo Stana Lee.
Marvelove love story
Przysięga, którą złożył przed laty gubernatorowi Teksasu Masters, zobowiązywała go do unikania przemocy, zakładanie maski i alter ego pozwalało na obronę ludności miasteczka, w tym często Marie Lahtrop, do której czuł coś więcej, niż tylko przyjaźń. Niestety, dramat polegał na tym, że dziewczyna podkochiwała się w dzielnym Black Riderze, a Doktora Mastersa uważała za miękiszona. Aby rozbić zaklęte koło, wystarczyło złamać przysięgę, ale to nie wchodziło w grę.
Bardzo podobny vibe znajdziecie w pierwszych historiach o Thorze. Doktor Blake darzył uczuciem swoją asystentkę, którą jest Jane Foster (nazywana na początku Jane Nelson), ale czuje, że nie ma u niej szans. Dziewczyna zresztą wzdychała do Thora, który przysiągł Odynowi, że nie zdradzi swojej tajemnej tożsamości, choć w sumie to nie wiem z jakiego powodu.
(Nie tak) wszechpotężny Stan Lee
Pojawienie się nowego superbohatera po sukcesie Fantastycznej Czwórki (więcej tu – klik) to naturalny krok, ale Stan Lee i czołowy rysownik wydawnictwa Jack Kirby nie mieli aż tyle czasu, by w pełni poświęcić się kolejnej serii. I tak scenarzystą historii z Thorem został Larry Lieber , młodszy brat Stana (a Lee wymyślał historie), a szkice króla komiksów tuszował Dick Ayers (twórca oryginalnego, westernowego Ghost Ridera). Odbiło się to niestety na jakości, bo Marvel Origins. Thor 1 to najsłabszy z trzech pierwszych tomów kolekcji, głównie za sprawą narracji. Thor, na przemian z doktorem Blakiem chodzą w kółko i powtarzają te same kwestie, wyjaśniając dokładnie to, co się dzieje w kadrach.
Po pewnym czasie ma się dość tego biadolenia, choć dość ciekawe jest szczegółowe wnikanie we właściwości Mjolnira. Co się stanie, gdy uderzy się młotem w ziemię raz, dwa, czy cztery razy? Ma to znaczenie, efekt jest zgoła inny. Elementów RPG jest więcej, bo Thor zostaje obdarowany jeszcze pasem, który zwiększa jego moc, w detalach został też wyjaśniony sposób, w jaki bóg piorunów lata.
Terminy, terminy i niewyrabiający się rysownicy
Lubię kreskę Kirby’ego, niemniej miło popatrzeć na pracę innych artystów z tego okresu, a czuć wpływ Ayersa na warstwę graficzną. Później rysownicy zaczęli się wymieniać. W Journey Into Mystery #90 pojawia się Al Hartley władający cieniutką i figlarną kreską i to ten zeszyt spodobał mi się najbardziej z całego tomu.
Tam gdzie Thor, tam i Loki
Najzacieklejszym przeciwnikiem Thora jest oczywiście Loki, pojawia się w tym tomie aż trzy razy i to on odpowiedzialny jest za największe zamieszanie (m.in. za incydent, w którym broń policjantów zwraca się przeciwko właścicielom). Przy okazji bardzo ciekawie wyszły eksperymenty z komiksowym medium, bo bóg kłamstwa raz sprawia, że przypadkowi przechodnie wyglądają jak negatywy, a w innym miejscu są tylko konturami.
W polskim tłumaczeniu postanowiono trochę pójść na łatwiznę, bo zarówno Thor, jak i inni bogowie nordyccy nie wypowiadają się archaicznie, tak jak w oryginale (poza jednym, czy dwoma „jam jest Thor”). Wiem, że gożej by się to czytało, ale wycięto w ten sposób sporą dawkę klimatu. Na dodatek w tym tomie pojawiło się trochę literówek i błędów z fleksją, na poziomie powyżej bezpiecznego poziomu zwracania uwagi na takie detale. Co dalej? W następnym tomie początki Hulka, a Thor (prawdopodobnie) pojawi się w ósmym tomie.
Prezentację trzech pierwszych tomów kolekcji Marvel Origins znajdziecie w poniższym filmiku: