Sandman. Panie łaskawe. Tom 9
Sandman. Panie Łaskawe to przede wszystkim powrót do głównej osi fabularnej, od której to mieliśmy przerwę w 8 tomie. Historia przedstawiona w Paniach Łaskawych należy do tych nieco bardziej obszernych, mamy tu bowiem wydanie liczące ponad 350 stron, co w przypadku tej serii stanowi rekord. Sama opowieść jest również nieco bardziej kompleksowa, a autor serii, Neil Gaiman, zaserwował nam kilka przeplatających się ze sobą wątków, w których to mamy prawdziwe zatrzęsienie postaci z poprzednich części sagi. Jeśli ktoś sympatyzował z niektórymi bohaterami, to jest duża szansa, że będzie musiał się z nimi pożegnać w tym tomie.
Sandman. Panie łaskawe ma wyraźnie podniesioną stawkę, a w grę wchodzi nie tylko los sługów Morfeusza, ale również jego samego, jak i całego królestwa. Czym jest to spowodowane, oczywiście nie zamierzam zdradzać, dodam tylko, że to wydanie naturalnie wymaga od nas znajomości poprzednich części serii. Całość opowiada o konsekwencjach decyzji podejmowanych przez głównego bohatera w poprzednich opowieściach, a wątki związane z jego dziećmi znajdują tu swój finał, który niekoniecznie można nazwać happy endem.
Nie jest to bynajmniej wada, a wręcz zaleta. Neil Gaiman po raz kolejny pokazuje, że nie boi się odważnych decyzji, co przekłada się nie tylko na śmierć jakiejś postaci, ale ukazanie jej w najbardziej możliwie wiarygodny sposób. Sam główny wątek pokazuje, jak niejednoznaczną postacią jest sam Sandman. To gość, który pomimo tego, że jest nieskończonym bytem, stanowi również uosobienie ludzkich słabości takich jak choćby mściwość, czy niestabilność emocjonalna.
Przywary Morfeusza uwydatniają się co jakiś czas, a wątek główny jest tego dowodem. Dotyczy on bowiem Lyty Hall i jej syna, Daniela, który jest również dzieckiem samego Władcy Snów. Lyta jednak nie chcę mu go oddać i ciężko mieć wobec niej pretensje, wszak obdarzyła swojego potomka prawdziwym matczynym uczuciem. Ciężko więc kibicować Sandmanowi w sytuacji, w której chcę bezpardonowo pozbawić kobiety jej jedynego dziecka. Sadman. Panie Łaskawe ponownie ukazuje brak skrupułów tego bohatera, co również potrafiło być komentowane przez innych bohaterów. Tu można chociażby wspomnieć o Nadii, która nie odwzajemniła uczuć Piaskowego, a ten, w zalewie swojej frustracji, skazał ją na długoletnie cierpienie.
Sprawa Daniela jednak nie jest taka łatwa w ocenie, bo od tego, czy Morfeuszowi uda się przejąć swojego potomka, zależy los jego całego królestwa, co siłą rzeczy przekłada się na to, jak będzie wyglądało życie jego poddanych, jak i całej ludzkości. Pamiętacie skutki absencji Sandmana na początku sagi? Właśnie te negatywne następstwa są ciągle w jego pamięci, więc jego motywacje stanowią niejako uzasadnienie tego wątpliwego moralnie procederu.
Świetnie wypadają tu podwładni Morfeusza, a zwłaszcza ten, który został przez niego wskrzeszony (choć tak naprawdę mowa o nowej personie w tych samych szatach, jak i identyczną charakterystyką). Wzbudza to w pozostałych wątpliwość co do sensu postępowania ich władcy, ale dalszy przebieg historii w Sandman. Panie łaskawe. Tom 9 pokazuję, że Kształtujący miał słuszny powód, by przywrócić go do życia. Naturalnie nie niweluje obiekcji jego podwładnych. Chociażby kruk Matthew, wierny kompan protagonisty, na każdym obawia się o swój los w związku z powrotem wspomnianego jegomościa.
Jak już wspomniałem na początku, mamy istny zalew postaci, również tych bardziej przyziemnych. Powraca Rose Walker, którą mieliśmy okazję poznać jeszcze w drugim tomie sagi. O ile w Sandman. Dom Lalki. Tom 2 nastoletnia wówczas Rosemary odgrywała prominentną rolę w historii, tak w Sandman. Panie Łaskawe. Tom 9 jej wątek stoi na uboczu. Są oczywiście pewne powiązania, natomiast jej obecność nie wpływa bezpośrednio na główną oś fabularną, przy czym nie jest to zbędny i bezpodstawny zapychacz.
Powraca również tajemnicza Tesalia, znana z Sandman. Zabawa w Ciebie. Tom 5, tutaj przedstawiająca się jako Larissa. Nie chcąc psuć zabawy, powiem tylko, że jej udział – w odróżnieniu od Rose – jest wręcz kluczowy, a krótki dialog między nią a Sandmanem wypada fantastycznie. Naturalność bijąca każdej strony podczas tej sceny sprawia, że to zdecydowanie jeden z moich ulubionych fragmentów w całej sadze. Szkoda więc, że rozmowa między nimi trwa tak krótko, co pozostawiło mnie z pewnym uczuciem niedosytu, nawet jeśli wypada to tak dobrze.
Na tym plejada barwnych postaci się nie kończy, ale na tym się zatrzymam, ponieważ Neail Gaiman ma w zanadrzu jeszcze kilka niespodzianek. Poza tym, gdybyśmy mieli tu omówić każdego bohatera, który ma coś ciekawego do zaoferowania, to ta recenzja rozrosłaby się do niezdrowych rozmiarów.
Wypada jednak wspomnieć o tytułowych Paniach Łaskawych, wszak to właśnie im Król Śnienia ma stawić czoła. O ile na poziomie konceptualnym, jak i wizualnym, potrafią zrobić jakieś wrażenie, tak nie są to moim zdaniem antagonistki, które zapiszą się w pamięci czytelnika na dłużej. To po prostu takie przeciwieństwo Deus Ex Machiny, czyli Panie dostają haka na Morfeusza, dzięki czemu mogą dokonać aktu zemsty na nim i jego krainie. Jeśli więc ktoś oczekiwał od tej trójki jakiejś głębi i charakteru, to może się zawieść. Z drugiej strony, to nie one pełnią tu najważniejszą funkcję jako postacie same w sobie, także można to niejako usprawiedliwić.
Jeśli chodzi o warstwę wizualną, to Sandman. Panie Łaskawe wypada w porządku, aczkolwiek mam pewne zastrzeżenia. Mamy do czynienia z pracami w mocno cartoonowym stylu, co może budzić skojarzenia z twórczością Darwina Cooke’a. Osobiście mi to nie przeszkadza, lubię taki styl i ma on również rację bytu w Sandmanie. Szkopuł tkwi jednak w tym, że na pewnym etapie zacząłem odczuwać ich przesyt. Jak już wspomniałem, tom 9 to najbardziej obszerne wydanie ze wszystkich, przydałaby się zatem większa różnorodność w kontekście rysunków. To z pewnością podbiłoby moje skądinąd duże wrażenie.
Nie znam historii powstawania Sandmana, ale bardzo możliwe, że Gaiman był poddany presji czasu i wydawnictwo nie chciało przekładać terminu wydania na rzecz zaangażowania innych artystów. Czy tak było w istocie? Cytując klasyka, nie wiem, choć się domyślam, ale nawet jeśli, to w żadnym stopniu nie ucierpiały na tym okładki do każdego z zeszytów. Dave McKean czaruję od początku do końca, jego styl idealnie wpisuję się w estetykę tego świata, wręcz nadaje mu jeszcze bardziej eteryczny charakter. Współpraca tej dwójki to najlepsza wizytówka ówczesnego Vertigo, jaką można było sobie wymarzyć.
Czas na podsumowanie. Sandman. Panie Łaskawe. Tom 9 stanowi fantastyczny finał tej wielowątkowej sagi. Neil Gaiman jest niezwykle płodnym i kreatywnym twórcą, a saga o Morfeuszu i jego Kranie Snów stanowi opus magnum jego twórczości. To pełna emocji i zwrotów akcji opowieść, w której te wszystkie nieskończone byty stanowią odzwierciedlenie naszych lęków, słabości i wad. Na samą myśl, ile w to musiano włożyć pracy, robię się mały, co więcej, doskonale sobie zdaję sprawę, że nie napisałem tu niczego odkrywczego. Podróż po nieskończonych krainach za mną, a po niej nic już nie będzie takie samo. Podobnie zresztą jak kolejne komiksy, na które będę patrzył przez pryzmat Sandmana.
PS. Dlaczego tak właściwie napisałem, że to koniec historii? Tom 10 stanowi swego rodzaju epilog, a zasadniczy finał, jak i zwieńczenie głównych wątków następuje właśnie w Sandman. Panie Łaskawe. Ostatnie wydanie nie jest rzecz jasna odcinaniem kuponów, Gaiman zadbał o jakość także tutaj, przedstawiając krajobraz po wydarzeniach które miały miejsce w Paniach Łaskawych, także zdecydowanie warto zaopatrzyć się w Sandman. Przebudzenie. Tom 10. Jest tu parę niespodzianek, które mogą wywołać uśmiech u czytelnika w trakcie lektury.
Scenarzysta: Neil Gaiman
Ilustrator: Marc Hempel, Richard Case, D’Israeli
Tłumacz: Paulina Braiter
Wydawnictwo: Egmont
Format: 170×260 mm
Liczba stron: 352
Oprawa: twarda
Druk: kolor