Miasto – Ricardo Barreiro / Juan Giménez
Miasto pokazywane przez Barreiro i Giméneza to niezwyczajna metropolia. Jego dzielnice to zbiór przestrzeni, idei, fantazji i snów. Nie da się tam po prostu trafić. Tak jak na wyspę niewidniejącą na żadnej mapie. Prawdopodobnie to z tego powodu nieszczęśni mieszkańcy nazywani są rozbitkami. Ot, któregoś nieszczęsnego dnia, w myśl miejskich legend skręcili w zaułek, którym wcześniej nigdy nie spacerowali i dostali się gdzieś poza standardowo pojmowany czas i przestrzeń.
Co w artykule?
Miasto pełne rozbitków
Jean wiedzie monotonne życie, oparte o pracę i spotkania z dziewczyną, zupełnie do niego niepasującą, wolącą spędzać czas na dyskotekach, zamiast spokojnie osiąść w kinie. Między tą parą iskrzy, wybuchają sprzeczki, w klimacie braku chęci znalezienia jakiejkolwiek nici porozumienia.
Jednego takiego wieczoru z chmurą niezadowolenia nad głową postanawia wrócić pieszo do domu, mimo kiepskiej, zimowej pogody, mrozu i opadów śniegu. Przechodzi doskonale znaną dzielnicą, ale nagle przestaje rozpoznawać otaczające budynki. Wpada w kłopoty, z których ratuje go Karen. Towarzysząc tej parze, będziemy mogli zwiedzać miasto, a jest to wycieczka dynamiczna, niebezpieczna, ale i fascynująca.
Miasto ma formułę rozdziałową, każdy z nich dotyczy innej dzielnicy. Różnią się od siebie tak bardzo, że spokojnie można by powiedzieć, że są to różne metropolie, albo nawet i wszechświaty. Można też rozpatrywać ten album jako zbiór opowiadań, bez większego wpływu na siebie, choć oczywiście wejście i wyjście muszą być na swoich miejscach.
Od zrujnowanej dzielnicy, przez którą przeszła apokalipsa, a ulice przemierzają uzbrojone po zęby komanda, poruszające się opancerzonymi pojazdami, niczym z Mad Maxa. Przez park, w którym żyje niebezpieczna mięsożerna istota wabiąca ofiary szukające spokoju. Czy strzeżony azyl, w którym panuje prawo i porządek, ale społeczność i tak gnije od środka. Aż po spokojne centrum, no bo w oku cyklonu przecież nie wieje. Tam to też znajduje się wyjście z miasta. Niezbyt przyjemne i nienapawające nadzieją, ale zawsze jakieś jest.
Mistrzowska czerń i biel
Juan Giménez świetnie radzi sobie z kolorem, ale w czerni i bieli wychodzi z niego krwiożercza bestia. Twardo, z gęstym kreskowaniem i rozlewającym się swobodnie cieniem, czemu dzielnice, w których panuje ciągle noc, sprzyjają. Warstwa graficzna podkreśla klimat lekko old schoolowego science fiction, który uwielbiam każdą komórką ciała. Scenariusz stawia na eksploracje, Jean i Karen popychani są do ciągłej tułaczki, niedziwne, że jedyne czego czasem pragną, to odpocząć w przyjemnym cieniu, mimo że w powietrzu unosi się klimat zagrożenia.
Strzelaniny, pościgi, ucieczka. Dynamiki nie brakuje, ale moją ulubioną sekwencją jest genialna rozmowa w metrze temporalnym, w którym słychać zarówno echa przyszłości, jak i przeszłości. Słowa, które padły kiedyś, trafiają w teraźniejszość z ogromnym impetem, wybijając zaskoczenie i wzburzając emocje. Przyszłość za to, jak już się ją pozna, jak zauważa Karen, nie musi nastąpić, można ją zmienić, trzeba tylko wiedzieć jak.
Dopracowane do szczegółu
Druga mistrzowska plansza, to scena, w której napotkana pod koniec albumu postać wysnuwa teorię, że wydarzenia, które przeżyli do tej pory, mogłyby pochodzić ze scenariusza do filmu, albo… komiksu, co wywołuje sekwencję wachlarza planszy, w planszy. Miasto właśnie takie jest. Zbiera różne wyobrażenia, sny i fantazje w bardzo szerokim spektrum.
Wejść można do nowoczesnego sklepu obsługiwanego przez maszyny, z którego niemożliwe jest wyjście bez zapłaty, a kara za wykroczenie jest bardzo surowa. Zejść też można do kanałów, w których żyją potwory, które narodziły się z ludzkiego strachu. Czego, jak czego, ale metamorfa z Obcego to się nie spodziewałem tutaj spotkać, chociaż szczęka opadła mi jeszcze bardziej, gdy w centrum zobaczyłem Batmana przechodzącego w towarzystwie Robina. Najwyraźniej im też należy się zasłużona chwila spokoju.
Całość opatulono czerwoną okładką z ładnie wystylizowanym tytułem zamkniętym w błędne koło. Przynajmniej w opcji standardowej, mi się podoba dużo bardziej niż limitowana, ale spokojnie. W środku znajdziecie obie. Wiele wydawnictw wie już, jak wydawać komiksy czarno białe, nie pchając się w kredę, ale jakby ktoś miał jeszcze wątpliwości, niech weźmie Miasto do ręki. Może to i detal, ale dodający jeszcze ziarnko do przyjemności obcowania z kapitalnym albumem.
Scenarzysta: Ricardo Barreiro
Ilustrator: Juan Giménez
Tłumacz: Jakub Jankowski
Wydawnictwo: Lost in Time
Format: 210×290 mm
Liczba stron: 192
Oprawa: twarda
Papier: offset