Nightwing. Upadek Graysona. Tom 4

Uwielbiam Nightwinga, ale oto jego koniec. No, może nie samego superbohatera, ale przynajmniej serii Toma Taylora. „Nightwing. Upadek Graysona” ma przy miniaturce okładki na skrzydełku przykrą, szarą etykietkę w szarym kółeczku. Ostatni tom. Szkoda, bo ja czytałbym to dalej. Niemniej, na pożegnanie dostajemy zgrabną i dynamiczną fabułę.

Nightwing. Upadek Graysona

Tajemnica maski

Dick Grayson, jak być może wiesz, był kiedyś Robinem. Jednym z Robinów, tych pomocników Batmana, stanowiących kolorową i rozgadaną alternatywę dla mrocznego głównego bohatera. W końcu chłopak wyrósł z kolorowych fatałaszków, a Gotham stało się za małe dla dwóch obrońców. Dzięki temu Blüdhaven dostało swojego kalesoniarza patrolującego ulice. I w sumie dobrodzieja, bo Dick Grayson, dysponując odziedziczoną fortuną, pomaga potrzebującym. Skoro ktoś czyni tyle dobra, to trzeba być naprawdę bez serca, aby starać się go powstrzymać. Dlatego to głównym nemezis jest… Heartless!

Nightwing. Upadek Graysona

No ale zaraz. Ja wiem, że Dick Grayson jest Nightwingiem, ale w mieście to jednak wiedza tajemna, przeznaczona dla nielicznych. Co mnie wprowadza w osłupienie, bo maska tego bohatera zakrywa tylko oczy. No naprawdę, chyba trzeba mieć IQ stołka kuchennego, aby się nie połapać. Trzeba to łapać jako definicję mało realną, ale w jakiś sposób w tym uniwersum funkcjonującą.

W dół i z powrotem

W tytule tego tomu ukrywa się chytry plan szarego światka, aby przywrócić stary porządek. Tytuł też ma drugie dno. Z jednej strony opisuje, na czym polegać będzie fabuła, z drugiej sięga do dzieciństwa chłopaka, rezonuje z tragicznym wypadkiem, w którym stracił rodziców, i z niedawnym, dość dziwnym i nagłym wystąpieniem u niego lęku wysokości. Trudno skakać po dachach, jeśli kręci ci się w głowie, a kolana się trzęsą.

„Nightwing. Upadek Graysona” ma klasyczną konstrukcję paraboli. Nie po to Taylor zrobił z Nightwinga gwiazdę, aby go nagle zostawić na dnie. Choć i takie przypadki się zdarzały — jak choćby wtedy, gdy na koniec swojego runu Bendis zostawił Daredevila w więzieniu. No spoko, ale niedosyt zostaje. Tymczasem po tytułowym upadku następuje odbudowanie pozycji i… szczęśliwe zakończenie.

Nightwing. Upadek Graysona

W pierwszej części pełno jest Batmana, przez co Nightwing automatycznie oddaje pole. Wprowadzające zeszyty pełne są napięcia i planowania. Gdy pada kwestia „nadszedł czas na upadek Graysona”, wjeżdżają przerywniki. Najpierw krótka, niema historyjka w metrze, z fantastycznymi kolorami od Hi-Fi. Później długa historia z Annuala, w której swoją opowieść snuje Bea Bennett, czyli Destiny, czy Siren. Przy okazji pada wiele informacji na temat Nightwinga, co porządkuje fakty przed finałem.

Deadman mentorem

Niby Deadman stwierdza, że Nightwing zaprzecza wszystkim stereotypom, ale jednak wyciąganie bohatera z dna odbywa się wśród znanych klisz. Po wprowadzeniu planu w życie i zmiażdżeniu bohatera Dick Grayson, aby uzdrowić ciało i umysł, wybiera się… do ukrytego miasta w Himalajach. Aż dziw bierze, że nie witają go mnisi, tylko Deadman, ale za to ten odziany w czerwień jegomość zabawnie opisuje, jak ta scena powinna wyglądać, więc w sumie nie jest aż tak źle. Prawie dochodzi do przełamania czwartej ściany.

Nightwing. Upadek Graysona

Bruno Redondo, który jest tu wiodącym rysownikiem, dostarcza mnóstwo przystojnych grafik, choć brakuje mi tu przemyślanych konstrukcji graficznych. Jest niby szybka powtórka z widokiem z pierwszej perspektywy, i to w krytycznym momencie. No i jest dwustronicowa sekwencja pierwszej wspinaczki na cyrkową drabinę. No, o to mi chodzi, ale zdecydowanie jest tego za mało.

Pożegnanie na tle gwieździstej nocy

Z zakończenia bije rodzinne ciepło. Ogromnie też polubiłem Barbarę, tak cudnie pasuje do Graysona, mam nadzieję, że ktoś zrealizuje obietnicę, którą Tom Taylor włożył w usta bohatera. Mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł, aby przygody Nightwinga były mroczniejsze. Na koniec wpada reinterpretacja „Gwieździstej nocy” Van Gogha. Piękne i lekko wzruszające pożegnanie całej ekipy z serią. Tymczasem Nightwing powróci w kolekcji Hachette i to Nightwing Taylora. Po co to komu, nie wiem. No, ale tak to jest z kolekcjami.

Scenarzysta: Tom Taylor

Ilustrator: Bruno Redondo

Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz

Wydawca: Egmont

Seria: Nightwing

Format: 167×255 mm

Liczba stron:  264

Oprawa: Miękka

Druk: kolor

Papier: kredowy

Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo

Share This: