Czytam pierwszy raz. Sandman. Wydanie III. Dom lalki, tom 2. i Kraina snów tom 3.
Sam nie śnię zbyt często. Lub po prostu o tym nie pamiętam. Raz na jakiś czas mam jednak to dziwne uczucie budząc się rano czy to co właśnie przeżyłem wydarzyło się na jawie czy we śnie. Od czasu do czasu zatem moja świadomość rejestruje co ciekawsze sny i dość długo pozostają one w głowie. Ostatnimi wieczorami podobnie miałem z czytaniem Sandmana. Swoją wyjątkowością sprawił, że jeszcze następnego dnia wrażenia z lektury pozostawały w pamięci i w sercu.
Bo sercem trochę się to dzieło odbiera. Te komiksy się „czuje”. Podczas obcowania z nimi wchodzi się na inny metafizyczny poziom pobudzający zmysły, które i tak często nie pozwalają się zorientować czy to co właśnie widzimy jest realne, rzeczywiste czy jest jedynie częścią tajemniczego Śnienia.
Niemal ciągiem przeczytałem ostatnio tomy z cyferkami 2 i 3, Dom Lalki oraz Kraina Snów. Powyższe wydania zbiorcze kontynuują naszą podróż w głąb Śnienia, którego władcą jest Morfeusz, uwięziony w pierwszym tomie tytułowy Sandman. Tej niemal boskiej postaci udało się po 70-ciu latach wyrwać z niewoli, lecz jego nieobecność przyniosła światu śmiertelników, ale i w relacjach rodu Nieskończonych wiele zmian. Konsekwencje tego stanu rzeczy obserwujemy w opisywanych tomach.
Dom Lalki to według mojego serdecznego komiksowego przyjaciela najlepszy tom serii. Poznajemy tutaj Rose Walker, młodą Amerykankę, której życie pewnego razu odmienia się o 180° oraz przecina się z Władcą Snów, dla którego staje się śmiertelnym zagrożeniem. I motyw mi się bardzo podobał, bo lubię kiedy protagonista, choć z pozoru wszechmocny, nie jest zbyt potężny i ma swoje ograniczenia. Rose też jest świetną bohaterką i postacią oprócz Śmierci, którą polubiłem do tej pory najbardziej. Historia mi się podobała, lecz momentami delikatnie przytłoczyła.
Kraina Snów pozwala trochę odsapnąć po wymagającym emocjonalnie drugim tomie. To całkiem inny konstrukcyjnie oraz tonalnie album zbierający zaledwie 4 zeszyty. Każdy z nich opowiada inną, powiązaną jedynie postacią tytułowego bohatera historię.
Kaliope mówiący o niemocy twórczej oraz niekontrolowanym potoku pomysłów i myśli, towarzyszący zapewne nie raz Gaimanowi i innym autorom. To również opowieść o naturze ludzkiej i tym do czego człowiek jest gotowy się posunąć, by uzyskać uznanie w oczach innych. Na końcu tomu znajduje się obszerny scenariusz wraz z naniesionymi „na brudno” komentarzami autora. Świetna gratka dla fanów serii ale i całego medium!
W Śnie tysiąca kotów Morfeusz jest kotem. Prawda, że wystarczy za rekomendację?
Sen nocy letniej to jeden z najbardziej uznanych zarzutów całej serii. To intrygująca i wymyślona całkowicie przez Gaimana historia sztuki Williama Szekspira.
W Fasadzie pałeczkę przejmuje moja ulubiona Śmierć. Zeszyt z nią musi być dobry i taki właśnie jest.
Podsumowując lektura zeszytów od #9 do #20 oryginalnej serii zebrana w tych dwóch tomach była więcej niż satysfakcjonująca. Wiele już o samej serii zostało powiedziane i napisane. Ja chciałem zaznaczyć, że zamiast tych wszystkich abstrakcyjnych tworów i pomysłów, najbardziej lubię trafność z jaką autor opisuje naturalne zachowania ludzkie i złożoność psychiki człowieka. Ponadto uwielbiam głównego bohatera, który nie jest jednoznaczny, wymierza sprawiedliwość na własnych zasadach, nie wybacza, a nawet potrafi być mściwy. Choć i tak jestem jeszcze większym fanem siostry Morfeusza w postaci Śmierci i czekam na jej pojawienie się w kolejnych tomach.
Bartosz
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji