Weź się w garść

Wydawnictwo Komiksowe wróciło, tak jak zapowiedziało. No, prawie. Bo Weź się w garść to nie jest premierowy komiks, a drugie wydanie debiutu Anny Krztoń. Można by marudzić, że to taki come back na pół gwizdka, ale ja jestem im bardziej niż wdzięczny. Na okładce pojawiły się laury zwycięstwa, w tym też i nominacje. Zawsze więcej znaczy dla mnie moje własne przeżywanie treści niż  nagrody i wyróżnienia. Po skończonej lekturze składam i swój laur wielkiego uznania.

Weź się w garść

Kilka dni temu naszło mnie, aby odświeżyć sobie stare płyty Hey i poznać te nowe, które do mnie nie trafiły. No, może oprócz singli. Co ciekawe, zespół ewoluował w rejony, w jakie zmienił się też mój gust muzyczny, czyli od ostrych gitarowych brzmień w stronę elektronicznych pasaży. Przy odsłuchu moich dwóch ulubionych albumów z lat nastoletnich, Ho! i ? czułem się znowu jakbym miał 16 lat. Ta energia i te teksty, które otwierały moją głowę niczym szabla ścinająca szyjkę butelki szampana.

Weź się w garść

Tu pojawia się Anna Krztoń, która też wspomina swoje nastoletnie czasy. Uproszczona kreska komiksu Weź się w garść skłania do tego, aby identyfikować się z bohaterką i poprzypominać sobie, jak to było kiedyś. Następuje transformacja z dotyczących określonej jednostki przeżyć na formę uniwersalną. Oczywiście nie wszystko daje się przełożyć, nie przeżyłem życia Anny Krztoń, ale w niektórych szczegółach mogę się odnaleźć bez problemu. Na ten przykład, część z grzbietów książek walających się w artystycznym nieporządku po kadrach jest mi doskonale znana, że wymienię tylko Sto lat samotności. Czasem przynajmniej nazwisko autora przyśpiesza bicie serca, tu wymienię Hesse’a i Lema.

W Weź się w garść autorka porusza relację ze swoimi przyjaciółkami, z którymi dzieliła zainteresowania. Sięga do przełomowego okresu, w którym ciało i jaźń przechodzą z dziecięctwa do dorosłości. Zauważa bardzo istotny fakt, że w tym przełomowym dla człowieka okresie (o zgrozo!) zostaje on sam, zdany na pastwę losu. Nikt nie jest mu w stanie pomóc, tylko te parę osób z jego najbliższego otoczenia. Na dodatek wszystkie błędy i brudy wynikające z kulejącego procesu wychowania wypływają na wierzch i okropnie psują powietrze.

Weź się w garść

Weź się w garść wpisuje się doskonale w mój obecny gust komiksowy. Raz, że sięga obyczajowych treści, które to czyta mi się teraz najlepiej, najprzyjemniej, bez zbędnego wysiłku i przekładania na cokolwiek. Dwa, w warstwie graficznej, czy komiksowej jest dokładnie to, co lubię. Tusz, dużo tuszu i jeszcze więcej tuszu. Klatki, zwyczajne sceny, rozglądanie się po pomieszczeniach, takie to normalne i niewymagające wysiłku w interpretacji.

Weź się w garść

To nie znaczy, że w Weź się w garść nie ma momentów artystycznych. O, wręcz przeciwnie. Anna Krztoń naczytała się komiksów i to czuć. Doskonale potrafi używać środków, które wyłapuję wyczulony przez Scotta McLouda. To kreska staje się nerwowa, rozedrgana, gdy bohaterkę nachodzi koszmar. To znowu nad głową koleżanki krąży czarna, nabazgrana chmura, przysłaniając całą jej twarz, podczas gdy dziewczyna walczy z depresją. Tam, gdzie chce, autorka wpuszcza w ilustracje powietrza i rozciąga je na rozkładówki, a przecież już sam tytuł umieszczony na okładce bardzo ładnie gra na emocjach, literki rozsypują się w nieładzie, sugerując, że wcale nie tak łatwo jest wziąć się w garść.

Weź się w garść

Koledzy z paczki, to było kiedyś całe moje życie. Nasze drogi dawno się rozeszły, ale czasem zastanawiam się, co się z nimi dzieje. Część z nich pojawia się gdzieś na horyzoncie zdarzeń, w końcu media społecznościowe umożliwiają odnajdywanie zagubionych kontaktów. Część odeszła, zdaje się, że bezpowrotnie. Anna Krztoń uporządkowuje stare, zagmatwane sprawy i relacje, a życie przecież nie czeka z niczym, tylko prze do przodu. Czasem nawet okazuje się, że to, co było nie do rozwiązania, ot tak, z biegiem czas,u samo się rozwiązuje.

Weź się w garść

Miło było popatrzeć na szczegóły geekozy z lat 90. Zabrzmię staro, ale niech tam. Dzisiejsza młodzież tego nie zrozumie. Oglądanie filmu na komputerze z monitorem w formacie 4:3, kto to teraz widział takie cuda? Kolekcjonowanie starych konsoli do gier. Kafejka komputerowa, eeee, że co takiego? Przegrywanie płyt? Po co to robić? Całość tworzy bardzo zgrabny zapis wspomnień, który czyta się od deski do deski. Mój ulubiony cytat? „Życie bez kawy… tak pewnie wygląda piekło”. Oj, tak. Bez wątpienia.

Sylwester

Dziękuję Wydawnictwu Komiksowemu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Share This: