Sandman przedstawia. Bajania
„Sandman” to fenomenalna seria, której oprócz wspaniałej przejażdżki zawdzięczam coś jeszcze – powrót do komiksów po latach. Dziesięć tomów tworzy zamkniętą całość, choć właściciel marki chętnie sprzedaje dodatkowe albumy w twardej oprawie, jak choćby „Bajania”. Czy warto unikać takich dodatków, przypinając im łatkę „odcinania kuponów”? Może nie ma co liczyć, że ktokolwiek dorówna poziomowi głównego cyklu, ale trzeba przyznać, że Bill Willingham ma kilka przyjemnych historii do zaoferowania. W końcu snucie opowieści w Śnieniu to właśnie sedno całej serii.
Baśnie ze snów
Twórca „Baśni”, sporej komiksowej marki, bierze się za uniwersum Sandmana, ale w dość nieoczywisty sposób. Nie zajmuje się ani Morfeuszem (starym czy nowym), ani żadną z głównych postaci, choćby kimś z Nieskończonych. Zamiast tego wybiera bohaterów z drugiego, a nawet trzeciego planu. Jedna z historii kręci się wokół dyniogłowego woźnego biblioteki, Merva. Najdłuższa opowieść skupia się na ostatniej czarownicy z Tesalii, a dodatkowo wprowadza autorską postać, Danny’ego Noda, pomocnika bibliotekarza. Chłopak pomaga odzyskać książki od osób, które nie spieszyły się z ich zwrotem (przyznam ze wstydem, że mogło się zdarzyć, że też mnie kiedyś odwiedził). Na koniec dostajemy lekkie „szorciaki”, połączone delikatną fabularną nicią.
Najmocniej, najmroczniej i najbrutalniej jest w epizodzie o Tesalii. W końcu, jeśli czytaliście „Sandmana”, to zapewne pamiętacie, że kiedyś odcięła komuś twarz i przybiła ją do ściany. „Tesaliadę” spokojnie można by wkomponować w „Zabawę w ciebie” i nikt by się nie zorientował. No, chyba że ktoś zna komiksy Neila Gaimana na pamięć.
Świadome sny
Merv Dyniogłowy opowiada mocno podkolorowaną historię o tym, jak został agentem i wyruszył z misją sprowadzenia snu erotycznego. Nie wiem, jak wy, ale ja mu uwierzyłem. Choć patrząc po zakończeniu, chyba jestem jednym z niewielu. Niemniej jego urok osobisty mnie przekonuje, a środki, jakich użył, by doprowadzić akcję do sukcesu, całkowicie kupuję.
We „Wszystko, co kiedykolwiek chcieliście wiedzieć o snach… ale baliście się zapytać”, mimo luźnej formuły krótkich opowieści, wyraźnie przebija wątek brzydkawej elficy, której pozwolono wyreżyserować sen pewnej kobiety. Humorystycznie, ale z ambicją zdobycia władzy i pełnienia ważnej roli. Kolejne pytania i odpowiedzi skierowane są w stronę niezrozumienia, czego wszyscy właściwie oczekiwali. Elfica próbuje wykorzystać tę okazję, by osiągnąć więcej, niż początkowo zakładano, co dodaje fabule ciekawy zwroty.
No i Danny Nod, który z pozoru wydaje się mało znaczący, ale podchodzi do swojej roli z pełnym zaangażowaniem i powagą, pokazując, że dzięki determinacji i pewności siebie można naprawdę wiele osiągnąć. Nawet gdy staje przeciwko trzem świnkom zamkniętym w swoim domku, czy krwiożerczym olbrzymom, Danny udowadnia, że nawet w tak niepozornej roli można być bohaterem.
Snucie baśni
Bill Willingham narracyjnie potrafi zbliżyć się do głównego cyklu, ale jednocześnie pokazuje, że wykształcił swój własny styl. Zwłaszcza w epizodzie z Mervem odnosi się wrażenie, że czyta się „Baśnie” (zwłaszcza, że za deską kreślarską usiadł Mark Buckingham). Przez chwilę nawet czekałem, aż pojawi się przerywnik z niebieskim bykiem (zajrzyjcie też do „Jacka z Baśni” – KLIK), który w swoim charakterystycznym stylu dorzuci kilka słów, niezbyt potrzebnych, ale zawsze obecnych. Ta subtelna gra z konwencją sprawia, że czytelnik odnajduje znajome elementy, a jednocześnie cieszy się nowymi perspektywami.
Najszersze możliwości twórcze pokazują się w „Dalszych przygodach Danny’ego Noda”, gdzie mamy do czynienia ze sztafetą rysowników, zmieniającą się co kilka stron. Taka konwencja odzwierciedla zmieniających się bohaterów opowieści, którzy zapomnieli o zwrocie książek. Najbardziej ucieszyłem się z rysunków Paula Pope’a; skromnie dodam, że rozpoznałem jego styl bez zaglądania do stopki. Właściwie każdy z rysowników wniósł do tej historii coś od siebie. Z pewnością zapamiętam epizod z umierającym waśmościem, który prosi, aby pochować go tam, gdzie spadnie wystrzelona przez niego strzała, po czym strzela w… jelenia!
Czy da się „Bajania” zrozumieć bez znajomości „Sandmana”? Oczywiście, ale traci się przynajmniej połowę zabawy, ponieważ kadry wręcz zalane są postaciami drugoplanowymi. Bill Willingham składa hołd twórczości Neila Gaimana, choć jego historie, którymi obdarza wybranych przez siebie bohaterów, są przyjemne i sączą się niczym bajki opowiedziane przy kominku. Cytując zakończenie… „I to już wszystko. Dobrej nocy.”
Moja ulubiona linia: „Ci, którzy odczuwają pokusę skrzywdzenia mnie, muszą wiedzieć, że jeśli tylko spróbują, dopadnę ich i zniszczę”.
Scenarzysta: Bill Willingham
Rysunki: Mark Buckingham, Peter Gross, Daniel Torres, Paul Pope, Michael Kaluta, Phil Jimenez, Adam Hughes, Linda Medley, Marc Laming, John Stokes, Zander Cannon, Albert Monteys, Bill Willingham, Shawn McManus, Albert Monteys, Duncan Fegredo, Kevin Nowlan, Jason Little, Niko Henrichon
Tusz: John Stokes
Kolory: Lee Loughridge, Daniel Vozzo
Konsultant i twórca uniwersum Śnienia: Neil Gaiman
Tłumacz: Zofia Sawicka
Wydawnictwo: Egmont
Format: 170×260 mm
Liczba stron: 224
Oprawa: twarda
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo