Thorgal. Klatka. Tom 23
Po przeciętnych „Gigantach” i przełomowym odzyskaniu pamięci (więcej tu – KLIK), Thorgal wraca do domu. Znowu? Tak, ale tym razem powrót nie będzie tak prosty. Aaricia, choć tęskni, nie wita go z otwartymi ramionami. „Thorgal. Klatka” to album o klasycznym mijaniu się, przypominającym bajkę o żurawiu i czapli. Niestety, trudno nie zauważyć wszechobecnych klisz z wcześniejszych tomów.
Co w artykule?
Jak żuraw i czapla
Niemniej jednak to mijanie się Aaricii i Thorgala ma w sobie coś niezwykle urokliwego, co mnie szczerze urzekło. Podczas gdy Syn Gwiazd zmierza na wyspę, jego żona i syn pakują się na łódź, planując zwrócić się do piratów z prośbą o odbicie Shaigana. W zamian oferują łup, który piraci będą mogli zatrzymać dla siebie. Jeśli dobrze przyjrzycie się okładce, dostrzeżecie ich na horyzoncie. Co za pech! Ale jednocześnie – co za świetny sposób na podtrzymanie napięcia!
Na wyspie pozostają Louve, która Thorgala nie pamięta, oraz reszta dzieciaków – Darek, Lehla i wierny Muff. Aby uchronić młodzianów przed niebezpieczeństwem, zastawiono tytułową pułapkę, w którą Syn Gwiazd wpada, gdy tylko na moment opuszcza gardę. To jednak nie tak, że Thorgal nie zostaje rozpoznany – Muff merda ogonem, a nawet przekazuje Louve informację o przybyszu. Mimo to Darek, który wyrasta na najbardziej irytującą postać tego tomu (a może i całej serii), ignoruje wszelkie znaki świadczące na korzyść Thorgala. Co więcej, Aaricia, wracając z nieudanych negocjacji, również postanawia przetrzymać zarośniętego ukochanego w odosobnieniu. Lista zranień jest po prostu zbyt długa, by tym razem wykręcić się przysłowiowym „co wraca, po gitarę przyszedłem”.
Po co poprawiać coś, co działa?
Czas na klisze. Powtórek jest tu całkiem sporo, bo to przecież nie pierwszy powrót Thorgala wieńczący jego przygody. Po raz kolejny podczas drogi Syn Gwiazd rozkochuje w sobie przypadkową kobietę. No cóż, brzydki chłop to nie jest, ale żeby aż tak? Chyba że winna jest zawadiacka blizna. Tym razem jednak siostra księcia Galathorna okazuje się zbyt charakterną bestią, by puścić płazem chłodne odtrącenie, więc Thorgal jak zwykle ściąga na siebie kłopoty. Do tego dochodzą powtórki wizualne. Wpadają znajome klatki z „Wilczycy” – użycie mocy przez Jolana, zbliżenie na rękę atakującego i znikająca broń wyglądają niemal identycznie. Te déjà vu nie są może szczególnie drażniące, ale trudno ich nie zauważyć, gdy zna się serię na wylot.
Podchody na wyspie między rodziną (już całkiem pokaźną) a bandytami także rozegrano w stylu przypominającym starcie z „Wilczycy”. Dezorientacja, ciężki deszcz, atakowanie swoich przyjaciół, zranienie psa i zagrożenie dziecku. Jednak finał różni się od poprzedniego, bo Louve udowadnia, że potrafi sobie poradzić nawet w niebezpiecznej sytuacji. Wystarczy, że w pobliżu znajdą się jakieś zwierzęta – a przy klifie zbiera się całkiem pokaźne stado mew. Brrrr! Scena wywołuje dreszcze i aż przywodzi na myśl „Ptaki” Hitchcocka.
„Złotą klatkę sprawię Ci, będę karmić owocami”
Było miejsce na szczęśliwe zakończenie – i nawet zakończenie całej serii. Thorgal mógł zostać u boku księcia Galathorna, objąć tytuł lorda czy hrabiego i wspierać w rządzeniu krainą. W takiej sytuacji miałby możliwość sprowadzenia rodziny, by wieść spokojne życie – choć po przejściach z księżniczką mogłoby to nie być takie proste. Jednak Syn Gwiazd marzy o zupełnie innym finale: z dala od cywilizacji, hałasu i zgiełku. Wyspa wydawała się idealnym rozwiązaniem, ale los zdecydował inaczej. Kryjówka została spalona, wrogowie piętrzą się na horyzoncie, a Thorgal i Aaricia mają tylko jedną opcję – ucieczkę.
Grzegorz Rosiński od lat udowadnia, że najlepiej odnajduje się w scenach nocnych, pełnych mroku i delikatnych cieni otulających postacie i krajobrazy. Trzeba jednak przyznać, że kolory Grazy świetnie dopełniają te ilustracje, szczególnie w leśnych ujęciach. Tam gra światła i cienia rzucanego przez liście wypada naprawdę malowniczo.
Najbardziej poruszająca scena w albumie to jednak pożegnanie Thorgala z Aaricią – subtelnie zaakcentowana dzięki delikatnej palecie kolorów. Jest w niej cicha melancholia, kiedy Thorgal, po latach rozłąki i tłumaczeniu się stratą pamięci, uświadamia sobie, że to za mało, by odbudować zaufanie. Aaricia wycierpiała zbyt wiele. Ujęcie ich ostatniego spojrzenia, gest pożegnalnego pocałunku i samotne odprowadzenie wzrokiem widać, jak wiele emocji niesie to rozstanie. Szczególnie bolesne jest dla Thorgala żegnanie się z Louve, córką, której praktycznie nie znał. Lata, które stracił, już nie wrócą, a kolejne rozłąki wydają się nieuniknione. To moment pełen żalu i rezygnacji, a jednocześnie subtelny dowód na mistrzowskie wykorzystanie barw i światła, które podkreślają emocjonalną głębię sceny.
Na dość udanej okładce, w której zderzają się barwy niebieska i czerwona, widać bohatera w szacie, którą Thorgal będzie nosił później w serii. W „Klatce” jednak Graza zmienia kolory, co sprawia, że Syn Gwiazd pojawia się w ubraniu purpurowym z rubinowymi akcentami, a nie na odwrót. Coś mi to pachnie nieporozumieniem. Podsumowując. Morał tej historii można odczytać jako humorystyczny, bo okazuje się, że wystarczyło się ogolić, aby wrócić do łask. To niewielka, ale znacząca zmiana, która podkreśla zmiany w relacjach Thorgala z Aaricią i stanowi pewną ironię tej opowieści.
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo Hachette.