Gargulce. Klucz czasu. Tom 2
Grzesiu wraca do świata pełnego magii, Gargulce. Klucz czasu to kontynuacja jego przygód. W drugim tomie czeka na niego jeszcze więcej niebezpieczeństw i nauki, ale nie tylko takiej nudnej, bo jako młody adept sztuk magicznych uczy się czarować, lata i staje się niewidzialny.
Co w artykule?
Zmiana rysownika
Doszło dość ważnej zmiany na stołku rysownika. J. Etienne został zastąpiony przez Silvio Camboniego, z którym Filippi już kilkukrotnie współpracował. Czy to przy Niezwykłej podróży, czy przy europejskich przygodach najsławniejszej myszki świata, choćby przy przepięknym albumie Miki i kraina Pradawnych (więcej tu – klik). Za pokolorowanie plansz odpowiedzialna była Christelle Moulart, a wynik jest taki, że… została zachowana spójność graficzna z poprzednim tomem. Tak po prostu. Różnice są niewielkie, ale właściwie ledwo dostrzegalne. Gargulce. Klucz czasu to ładny, kolorowy komiks z postaciami o sympatycznych, cartoonowych mordkach.
Grzesiu to wiercipięta. To że odkrywa sposób na podróżowanie między epokami wcale mu nie ułatwia życia. Udaje mu się pobić jakiś kolejny rekord, bo tym razem zostaje zawieszony w obowiązkach ucznia już pierwszego dnia szkoły. A to wszystko przez to, że historyk wyjawia mu dość istotne informacje dotyczące wydarzeń z 1694 roku, a to w ten czas chłopak się cofa, aby ocalić świat magii.
Dziewczyny są fuuuuuj
Na drugim planie pojawia się Edna, kuzynka Grzesia, która tak samo jak główny bohater, jest młodą adeptką sztuk i pod kilkoma względami już go dość poważnie wyprzedza. O, choćby dysponuje już swoim kluczem czasu, niezbędnym, jeśli młody czarodziej chciałby się rozwijać. Problem jest tylko taki, że dziewczyna jest córką ciotki Agaty, która znana jest jako Aglae i najwyraźniej działa po ciemnej strony mocy. Niemniej między dzieciakami powstaje nić porozumienia, choćby widoczna w chęci wzajemnej pomocy.
Grzesiu to ten typ chłopaka, który szuka najszybszych i najmniej wymagających rozwiązań i w sumie to zupełnie mu się nie dziwię. Jeśli coś można zrobić bez wysiłku, to po co sobie komplikować życie. Zostają co prawda sprawdzone pozostałe opcje prowadzące do pozyskania klucza na swój użytek, ale wytworzenie dedykowanej formy wiedzie przez prace w kuźni i poprzez wysiłek, który można łatwo ominąć magią. No skoro tak, to po co się męczyć.
W bok, zamiast do przodu
Pojawia się spora ilość magicznych stworzeń. Są oczywiście tytułowe gargulce, bohaterowie wpadają na syreny, atakowane przez dziwne żaboludy. Nie ma co prawda smoków, po których pozostało tylko piórko z poprzedniego tomu, ale do uratowania jest zadufany w sobie rudy i gruby kot weny, który współpracował z takimi sławami jak Leonardo da Vinci, czy Mikołaj Kopernik. W sumie to Fillippi skupia się bardziej na wyprowadzeniu nowych przygód, zahaczając nawet o piratów, zamiast starać się rozwiązać wątki z poprzedniego tomu, na te pewnie przyjdzie czas.
Gargulce to seria dla najmłodszych, widać to już po samej okładce, ale jak najbardziej nadaje się do wspólnego czytania z dziećmi. Czas przy tym komiksie płynie miło, a 48 stron kończą się, nie wiadomo kiedy. Wątek kota co prawda kończy się tragicznie (nawet mimo zwyczajowych dziewięciu żyć) i co bardziej wrażliwi mogą to chwilę przeżywać, ale w finale Filippi ładnie i to po baśniowemu wychodzi z sytuacji. Wiadomo, komiksiarze nie pogardzą dobrym komiksem dla dzieci, przez co na konwentach kolejka po autografy do rysowników tworzących książeczki dla dzieci wygląda dość zabawnie. Gargulce to pełna młodzieńczej żywiołowości seria, z przyjemnością sięgnę po następny tom.
Scenarzysta: Denis-Pierre Filippi
Ilustrator: Silvio Camboni
Kolory: Christelle Moulart
Tłumacz: Maria Mosiewicz
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Gargulce
Format: 215×290 mm
Liczba stron:48
Oprawa: miękka
Druk: kolor
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo