Lucy. Nadzieja – „egzystencja bez świadomości jest pozbawiona sensu”
Rozgwieżdżone niebo, lśniące iskierkami przypominającymi diamenty. Łąka pełna kwiatów rozsiewająca słodki zapach. Motyl poruszający skrzydełkami połyskującymi feerią barw. Istota nachylająca się nad taflą wody rozpoznająca swoją twarz. Lucy. Nadzieja to opowieść o rodzącej się świadomości, przełomowym wydarzeniu w historii stworzenia. No bo po co komu to wszystko, jak nikt nie doceniłby jego piękna.
Co w artykule?
Co wiemy o tamtych czasach?
U podstaw fabuły komiksu Lucy. Nadzieja leżą dwa znaleziska archeologiczne. Lucy to imię nadane szkieletowi żeńskiego osobnika przed człowieczego gatunku Australopithecus afarensis, którego wiek określono na 3,2 miliona lat (w obozie często słuchano Beatlesów). Odkrycia dokonano w listopadzie 1974 roku w regionie Afar w Etiopii.
Drugie znalezisko to odciski stóp w skamieniałych popiołach wulkanicznych sprzed 3,6 miliona lat odkryte przez Mary Leakey w 1978 w Tanzanii. Z tych śladów odczytać można, że postawiła je para o postawie wyprostowanej, a po śladach dorosłego osobnika podążało dziecko.
Po śladach zostawionych miliony lat temu
Patrick Norbert stawia Lucy w centrum swojej fabuły i w malutkich kroczkach otwiera jej oczy. Są to wszystko drobne gesty, tu się nie dzieje rewolucja, rozwój dokonywał się przez miliony lat. Bohaterka opuszcza plemię, nie z chęci poznawania świata, a dlatego, że ucieczkę odcinają jej burza i bóle porodowe. Ogień był w tamtych czasach żywiołem nieokiełznanym, który niósł ze sobą śmierć.
Lucy. Nadzieja to opowieść o odkrywaniu, ale miejscami też historia miłosna. Bohaterka wpada na Adama, przedstawiciela innego gatunku o postawie wyprostowanej. Ta para mocno na siebie oddziałuje, ciekawość i fascynacja wyzwala bohaterskie postawy, stawanie w obronie drugiego i troskę. Co prawda zaloty realizowane są przez rzucanie w siebie kamieniami. Dobrze, że współczesny człowiek nie ma takich zwyczajów.
Lucy wraca na chwilę do swoich, ale nic już nie jest takie samo, odkrycia wyzwalają tęsknotę za czymś nowym, pociągającym. Pora na nowe życie i krok w stronę przyszłości.
Poetycka wizja świata
Oczywiście, Lucy. Nadzieja to tylko wizja tego, jak mogły wyglądać realia, w których żyły jeszcze tylko na wpół rozumne istoty i to do tego wizja poetycka. Uwagę, od faktu, że nie jest to film dokumentalny, odciągają fotorealistyczne ilustracje Tanino Liberatore, włoskiego artysty, którego być może znacie z Ranxa. Grafiki skutecznie wciągają do świata, urzekają rozplanowaniem kadru, a cyfrowe kolory (czy może trafniej struktury) oszukują oko. W dodatkach można odkryć, w jaki sposób powstawały oszałamiające ilustracje, ale mi i tak najbardziej podobają się studia postaci wykonane farbkami.
Świat Lucy jest zarówno prosty, jak i dziko nieokiełznany. To, co dzisiaj dla nas jest trywialnie oczywiste, jak choćby zdobycie jedzenia, bo wystarczy pójść do sklepu, w dziczy było niebezpieczne. Pozostawione na widoku mango potrafiło zwabić głodne i zabójcze stado małp. Ucywilizowaliśmy świat na tyle, że groźne drapieżniki oglądamy najczęściej w klatkach, na filmach, albo na zdjęciach. Mimo to, komiks Patricka Norberta zasiewa we mnie ziarno smutku, bo zwraca uwagę na fakt, że w wyniku milionów lat ewolucji straciliśmy zachwyt, nad tym, że istniejemy i to w przepięknych okolicznościach.
Patrick Norbert wymaga od odbiorcy skupienia. Muszę zauważyć, że do komiksu Lucy. Nadzieja podchodziłem trzy razy, cofając się na początek. Autor starał się być dobrym sprawozdawcą, chwila nieuwagi i można stracić wątek. Znowu, gdyby nie tekst to otrzymałoby się dość prostą historię o przetrwaniu. To narrator zauważa, że Lucy zachwyca się migoczącymi iskierkami, że zaczyna płonąć ognik ciekawości, że ktoś w końcu chciałby odgadnąć zagadkę wszechświata. Przepiękny spektakl zdobył w końcu swojego odbiorcę.
Scenarzysta: Patrick Norbert
Ilustrator: Tanino Liberatore
Tłumacz: Krzysztof Umiński
Wydawnictwo: Kultura Gniewu
Format: 210×290 mm
Liczba stron: 96