Dogman. Tom 1
Psi glina Dava Pilkeya ma szczególne miejsce w moim sercu. W segmencie kibelkowego humoru dla dzieci nie ma sobie równych! Kot Pet, jedna z postaci drugoplanowych, jest absolutnie fantastyczny i zwyczajnie go uwielbiam. „Dogman” wraca na nasz rynek, a powód jest bardzo konkretny – już za chwilę (światowa premiera 24.01.2025) do kin wejdzie ekranizacja. To świetna okazja, by widzowie zainteresowali się też komiksem. A naturalnym wyborem jest oczywiście ten, od którego to się zaczęło!


Początek Dogmana, a początek mojej przygody z Dogmanem
Tak się też składa, że bardzo mnie to cieszy, bo sam pierwszego tomu nie czytałem. Właściwie moja znajomość z tym uniwersum zaczęła się od ekranizacji, gdy przed laty obejrzałem w kinie „Kapitana Majtasa” (więcej tu – klik). „Dogman” to niejako spin-off serii z przemieniającym się w superbohatera dyrektorem szkoły. To taki komiks w komiksie – George i Harold pojawiają się tu kilka razy, aby wprowadzić nas w kulisy tworzenia komiksu. To zabawny zabieg Pilkeya, w który dla frajdy daję się wkręcić.


Pierwsze, na co wpadamy, co zupełnie nie dziwi, to geneza bohatera. Jako że sam zacząłem przygodę z tą serią od siódmego tomu – „Komu bije dzban”, warto zadać pytanie, czy zobaczenie na własne oczy wypadku, który doprowadził do przeprowadzenia karkołomnej operacji, jest zupełnie niezbędne, by cieszyć się z przygód. Odpowiedź to oczywiście, że nie, i to nie tylko z tego powodu, że choćby przygodę ze Spider-Manem zaczynałem w okolicy trzechsetnego zeszytu jego głównej serii. Dav Pilkey przypomina w zwięzły sposób to, co najważniejsze, ale i tak wszyscy wiemy, że pierwszy tom jest magiczny i przyciąga – zwłaszcza nowych czytelników.
Kot Pet jest super… ale nie w tym tomie
Pokochałem tę serię głównie dlatego, że niesie w sobie dużo ciepła, treści dotyczących siły przyjaźni i jedności rodziny. Co dla mnie zaskakujące, takich motywów w pierwszym tomie jest jednak stosunkowo mało. Na pierwszy plan wysuwa się relacja policyjnego Szefa i niesfornego Dogmana, wywodząca się z relacji z aspirantem Naciem i psem Gregiem. Co ciekawe, po zabiegu i zszyciu dwóch postaci w jedną, ta relacja niewiele się zmienia. A ponieważ głowa bohatera jest psia, pod względem charakteru mamy do czynienia z niesfornym pupilem – wylegującym się na nowej kanapie, choć nie wolno, i załatwiającym się gdzie popadnie. Wiadomo, pies myśliwsko-pokojowy: chodzi po pokoju i myśli, gdzie by się tu załatwić.


Największym rozczarowaniem jest dla mnie Kot Pet, który w tym tomie jest zwyczajnym bandziorem, co chwilę uciekającym z więzienia i wywołującym zamieszanie na mieście. Patrząc z perspektywy dalszych tomów, robi wrażenie, jaką przemianę przeszła ta postać i jak bardzo Pilkey ją pogłębił. Niemniej jednak w późniejszych częściach zakamuflowane jest, że to właśnie on jest odpowiedzialny za feralny wypadek, który doprowadził do stworzenia Dogmana. Choć, gdyby nie jego działania, tej serii by w ogóle nie było, więc chyba nie ma co się na niego złościć.
Komunikat do nauczycieli
„Dogman. Tom 1” skonstruowany jest wokół kolejnych prób powstrzymania Kota Peta, którego pomysłowość zadziwia na każdym kroku. Najbardziej przypadł mi do gustu wątek ogłupienia całej ludzkości przez wymazanie treści wszystkich książek, ale klasyczna niewidzialność czy spray ożywiający martwe przedmioty również robią wrażenie. Z rudzielcem lepiej nie zadzierać, choć jak to bywa z nakręcaniem bączka w komiksach, na koniec każdego epizodu Pet i tak wraca do kicia.
Na pewnym poziomie zarówno „Kapitan Majtas”, jak i „Dogman” można odczytać jako protest Davida Pilkeya wobec nauczycieli, którzy nie wierzyli w jego potencjał i robili wszystko, by przestał bazgrać po zeszytach. Czy szkoła zabija kreatywność? Trudno się z tym nie zgodzić. Niemniej jednak, choć odkręcenie kurka w żartach to znak rozpoznawczy Pilkeya, nie zawsze działa na korzyść. Chodzenie z kupą w ręku (która prawdopodobnie jest bardziej ludzka niż psia), zbicie piątki, a potem zdziwienie, co tak śmierdzi, balansuje na granicy dobrego smaku – a może już nawet ją przekracza.


Od samego początku widać pojawiające się ruchome obrazki, czyli specjalne strony, które, gdy się je szybko przewraca, imitują ruch. To fajny i angażujący element, zwłaszcza dla dzieci, choć warto zauważyć, że sam komiks, z dobrze skonstruowanymi sekwencjami, potrafi sprawić wrażenie „ruchomych” obrazów bez potrzeby takich sztuczek. Pilkey czasem puszcza narracyjne lejce, zostawiając kadry bez dialogów czy narratora, co robi z powodzeniem, nadając tym momentom dodatkową dynamikę.
Na okładce tej edycji znajduje się dopisek „film w kinach”, który zaciekawia. Nie sądzę, żeby ta edycja różniła się czymś od poprzednich pod względem zawartości. W środku znalazłem również instrukcję, jak rysować postacie z komiksu. Mi udało się jak na razie narysować niewidzialnego Kota Peta, co może i nie jest wielkim osiągnięciem, ale mogę powiedzieć, że opanowałem to do perfekcji. Kolejnym wydarzeniem związanym z premierą ekranizacji jest oficjalna kolorowanka, ale o niej opowiem już następnym razem.
Autor: Dav Pilkey
Tłumacz: Stanisław Kroszczyński
Wydawnictwo: Jaguar
Format: 140×210 mm
Liczba stron: 240
Oprawa: miękka