Dum-Dum – Komiks stworzony w AutoCADzie — nietypowe narzędzie, oryginalna opowieść

„Dum-Dum” to komiks stworzony w AutoCAD-zie – programie zazwyczaj kojarzonym z projektowaniem technicznym i rysunkami inżynieryjnymi. Tam, gdzie zwykle powstają rzuty, plany i przekroje, Łukasz Wojciechowski buduje opowieść o wpływie rozwoju na codzienne funkcjonowanie człowieka. Nieszablonowy wybór narzędzia okazuje się w pełni uzasadniony – zarówno pod względem treści, jak i formy.

Dum-Dum - okładka

Technologia i społeczeństwo – jak to łączy się z tytułem „Dum-Dum”?

Na końcu albumu znajdziemy dwie stare fotografie, które zainspirowały fabułę. To one przywołują realia I wojny światowej – wówczas nazywanej po prostu „wielką”, bo nikt jeszcze nie przeczuwał, że będzie druga. Był to czas bezprecedensowego okrucieństwa i masowego cierpienia. Na froncie zdarzały się bratobójcze walki – dosłownie. Sąsiedzi, znajomi, a nawet członkowie tej samej rodziny trafiali do armii walczących po przeciwnych stronach.

„Dum-Dum” opowiada alternatywną, fikcyjną, ale historycznie prawdopodobną historię Stanisława – chłopca wcielonego do armii pruskiej. To właśnie udział w wojnie otwiera mu później drogę do leczenia i nowego życia w powojennym Berlinie.

Kule dum-dum – brutalność i zakazy w Wielkiej Wojnie

Kule dum-dum, przywołane w tytule, już w czasach Wielkiej Wojny objęte były restrykcjami i zakazami. Wszystko przez ich makabryczne działanie: deformacja przy uderzeniu powodowała niewielką ranę wlotową, ale rozległą i nieludzką ranę wylotową. Problemem była zarówno ich konstrukcja, jak i brak płaszcza ochronnego. Być może właśnie przez tę brutalną widowiskowość kojarzę dum-dumy głównie z amerykańskim kinem — z filmami takimi jak Full Metal Jacket czy The Punisher (2004).

Choć w komiksie Wojciechowskiego nie brakuje strzałów, po lekturze mam wrażenie, że nie o same kule tu chodzi. Raczej o zjawiska, które – choć wydają się małe i pozornie nieistotne – wywierają ogromny, często niszczycielski wpływ.

Dum-Dum

Wojna napędziła rozwój technologiczny, a Stanisław – przemianowany po wojnie na Stana – trafia do biura projektującego S-Bahn, czyli szybką kolej miejską. Dziś, sto lat później, taki wynalazek nie robi już na nikim większego wrażenia. Żyjemy otoczeni urządzeniami i systemami znacznie bardziej zaawansowanymi, których istnienie dla ludzi z początku XX wieku byłoby wręcz niewyobrażalne. Bohater komiksu Wojciechowskiego zostaje przemielony przez dwie niemieckie maszyny: wojenną i szpitalną. Ostatecznie zanurza się w świecie kresek, kina i rytmicznego huku kół pędzących wagoników. Technologia staje się jego nowym środowiskiem – i nową tożsamością.

Sama historia jest interesująca, choć podobnych opowieści pewnie już kilka powstało. Tym, co naprawdę intryguje w Dum-Dum, jest sposób, w jaki treść łączy się z warstwą graficzną. Jak nietrudno się domyślić, kreska Wojciechowskiego jest oszczędna – to wynik narzędzia, jakim się posługuje. Ale ta oszczędność działa na korzyść – niemal fizycznie czuć tu więź z technologią. W stronę czytelnika wyrzucony zostaje cały arsenał zabiegów formalnych: ludzie narysowani są tymi samymi liniami co wagoniki czy schematy elektryczne.

Gdy pada zdanie: „Chciałbym być urządzeniem elektrycznym”, nie jest to tylko fraza – to konsekwencja sposobu, w jaki opowiedziano tę historię. Rysunek i treść mówią jednym głosem.

Komiks zaczyna się od linii prostej.

Dla mnie to wcale nie jest pójście na łatwiznę – z moim wykształceniem technicznym potrafię interpretować nawet zwykłą kreskę. Weźmy choćby Geometrię Wykreślną – tam potrzebne są ogromne pokłady wyobraźni, inaczej rysunki z zajęć wyglądałyby jak zbiór mało znaczących figur geometrycznych. Wszystko zależy od kontekstu. „Taka linia może ważyć tony” – zauważa autor. I trudno się z tym nie zgodzić. Bo przecież równie dobrze na początku mógłby pojawić się tylko punkt. Jeszcze bardziej podstawowy. Jeszcze bardziej znaczący.

Dum-Dum

W pierwszej scenie – podobnie jak u Świdzińskiego w Brzasku – białą kartkę przemierza samotna postać, zostawiając za sobą ślad. Przypomina to moment, gdy projektant stawia pierwszą kreskę na pustej stronie – zaczynając pracę, nadając kierunek. Później będzie więcej. I linii, i postaci, które podążą za tą pierwszą. Ta scena – chłodna, niemal opuszczona – uderza w swoją absurdalnością. Zwłaszcza gdy Rokita zapewnia dziewczynkę, że zabobony to tylko wymysł, stworzony do straszenia dzieci. Tyle że tu, w tej rzeczywistości złożonej z geometrii, wspomnień i przemocy, granice między wymysłem a rzeczywistością są niepokojąco płynne.

Oszczędne formy i nowoczesny modernizm

Z rzadka pojawiają się trójwymiarowe rysunki, ale narracja Dum-Dum opiera się głównie na dwuwymiarowych, oszczędnych formach. Wojciechowski nie boi się pustych przestrzeni, milczenia i stron, na których pada zaledwie jedno zdanie. „Ten brudny, pokrzywiony świat potrzebuje tyle nowych, prostych linii, które wyznaczą nowe cele…” – słowa te wybrzmiewają mocno właśnie dzięki formalnej powściągliwości. Wystarczy kilka kresek i kwadracików, by przed oczami czytelnika wyrósł nowoczesny, modernistyczny gmach radia. Proste środki, ogromna siła wyrazu.

Z drugiej strony, obok chłodnych kresek i geometrycznych układów, pojawiają się plamy tuszu – nienormatywne, niemożliwe do zwymiarowania. To momenty wnikania w poranioną psychikę bohatera, obserwacji z boku, wystawienia go na działanie filmu i sztuki. W komiksie, który przez większość czasu wydaje się odhumanizowany, zimny i inżynieryjnie dokładny, zdanie: „Twoja dusza jest narysowana odręcznie” – uderza z ogromną siłą. Rozsadza system. Zostaje w głowie długo po lekturze.

Dum-Dum

Ach, no i jest jeszcze jeden zaszyty smaczek komiksowy, idealnie wpisujący się w ducha czasów. Choć sam nigdy nie wycinałem pasków z gazet, miałem swój specjalny zeszyt na wklejki, rysowanie własnych komiksów i rozmaitych rysunków. Może niektórzy z Was też powspominają stare, dobre czasy, a przy okazji uśmiechną się na widok tego humorystycznego elementu, który autor zręcznie wplótł w swoją opowieść.

Dum-Dum to może i oszczędny komiks, zwłaszcza pod względem graficznym, ale Wojciechowskiemu udaje się tytułowy zabieg lawinowego wywołania myśli. Warunkiem odbioru jest jednak otwartość na różne formy sztuki – bezwzględnie wymagana, by zanurzyć się w tę historię i jej niuanse.

Scenarzysta: Łukasz Wojciechowski

Ilustrator: Łukasz Wojciechowski

Wydawca: Kultura Gniewu

Format: 210×150 mm

Liczba stron: 272

Oprawa: Miękka

Druk: cz.-b.

Share This: