Mity Cthulhu według Lovecrafta
Mity Cthulhu według Lovecrafta to zbiór adaptacji trzech pierwszych opowieści klasyka grozy zaadaptowanych przez Estebana Maroto na początku lat 80. Editorial Bruguera zamierzało wydać jeszcze dwa podobne zbiory, które miały być zlecone innym artystom, na liście byli Alex Niño i Sergio Toppi, do czego nie doszło, bo wydawnictwo upadło. W sumie mamy do czynienia z pierwszym porządnym wydaniem tego komiksu, ze wstępu dowiemy się o dość koślawych próbach (w tym jedna w zupełnie niepotrzebnym kolorze), zaginionych materiałach i odtworzeniu materiału.
Co w artykule?
Wejście w świat grozy Lovecrafta
H.P. Lovecraft położył podwaliny pod science fiction i wykreował grozę, którą ciężko przełożyć na jakikolwiek inne medium. Przede wszystkim ze względu na psychotyczny klimat i działanie na wyobraźnię. Każdy z odbiorców boi się czegoś innego i inaczej wyobraża sobie najgorsze okropności. I rzeczywiście, gdy dochodzi do pokazywania potworów, w tym samego Cthulhu, to kilka razy przebiegło mi przez głowę, że to ani wcale okropne, ani straszne, ale jednak grafiki Maroto mają jednak wysoką wartość ze względu na wykonanie, rzadko już wykorzystywaną techniką manualną wypartą przez cyfrowe narzędzia.
Album podzielony jest na trzy części, pierwsze dwie: Bezimienne miasto i Ceremoniał wprowadzają do lovecraftowego świata grozy, pojawia się nazwisko szalonego poety Abdula Alharazeda i tajemnicza księga Necronomicon. Obie opowieści stawiają w centrum narracji nieszczęśników, którzy w mniej, lub bardziej przypadkowych okolicznościach natrafili na zapiski prowadzące do odkrycia prastarych pomieszczeń, zamieszkiwanych przez przerażające monstra, lub w których dochodzi do brutalnych obrzędów.
Czytelnika trafia znajome zimne uczucie strachu związanego z ciekawością. Gąbczaste nogi wykonują kolejne, choć niepewne kroki do przodu, mimo że zgroza paraliżuje. Spojrzenie w stronę, z której się przybyło, trochę po to, aby sprawdzić, czy jest jeszcze droga do ucieczki, a trochę, aby odegnać wrażenie śledzenia potęguje wrażenie niepewności i zagrożenia. Obie te opowieści rozgrywają się na granicy snu i jaźni w onirycznym klimacie i kończą się w sposób, z którego trudno wywnioskować, czy rozegrały się na prawdę, czy były tylko hipnotyczną wizją.
Mity Cthulhu według Lovecrafta
W trzeciej części prezentowane są trzy opowiadania z Mitów Cthulhu. Horror w glinie, Opowieść inspektora Legrasse’a i Szaleństwo na morzu . Znowu jakiś biedak zostaje wplątany w tajemniczą sytuację. Odziedzicza zapiski po swoim wujku, który umarł w bardzo zagadkowych okolicznościach. Wiedza, którą zdobywa, prowadzi do miasta zbudowanego w pradawnych czasach, zamieszkiwanego przez istotę, która przybyła przed wiekami. W związku z tym, że w czasach starożytnych nie istniało futurologiczne słownictwo używane obecnie, logiczne jest, że dla opisów ras przybyłych z kosmosu używa się określeń bardziej bliskiego demonom i piekła.
Mocą tego albumu jest to, że nawet ktoś mało obeznany z prozą Lovecrafta może wejść w wykreowany przez niego świat. Autor stawia przewodnika do każdego miejsca, do którego chce nas zaprowadzić, odnajdującego drogę do zaginionego i zapomnianego miejsca. Otwierającego przejście (pionowy kadr z wrotami przypominającymi dziurkę od klucza jest potężny), o którym reszta świata wolałaby nie wiedzieć. Dochodzącego do źródła tajemnicy, a ogromny strach przepala w głowach bezpieczniki tak bardzo, że albo dochodzi do śmierci, albo do wyparcia wspomnień.
Czarno białe rysunki!
No i Maroto jest naprawdę świetny w swojej narracji, choć sam przyznaje, że przy pomocy obecnej technologii zrobiłby ten komiks inaczej. Niemniej zacienione przejścia oświetlane tylko przez nikły płomień pochodni albo powykrzywiane wierzby pnące się ku niebu, czy pionowe urwiska przy przepaściach bez dna mają swój urok, którego nie dałoby się uzyskać inaczej. Czerń na papierze kredowym jest mocna, ale offset dodałby jeszcze trochę klimatu. Nie brakuje też dobrze poukładanych sekwencji, podkreślających dotarcie do celu podróży, albo spowolniony upływ czasu przy mozolnym przechodzeniu mrocznymi zaułkami, czy też opętańczy taniec w rytuale z biczowaniem. Wypada to trochę oldschoolowo i sieje skojarzeniami do takich mistrzów jak Bernie Wrightson, ale jak najbardziej jest to zaleta tego albumu.
Album wieńczy stwierdzenie, że „Cthulhu żyje”, ale co z tym zrobi czytelnik, to już zależy tylko od niego. Można sięgnąć po materiał źródłowy, można poszukać innych adaptacji, albo udać się do tytułów zainspirowanych prozą Lovecrafta, o choćby do Neonomiconu stworzonego przez samego alchemika komiksów, Alana Moore’a (więcej tu – klik). Pamiętajcie tylko, że nadmiar wiedzy, może być niebezpieczny.
Soundtrack: lekturę tego komiksu umilał mi album Ulver: Scary Muzak
Materiał źródłowy: H.P. Lovecraft
Adaptator: Esteban Maroto
Ilustrator: Esteban Maroto
Tłumacz: Jakub Jankowski
Wydawnictwo: Elemental
Format: 215×290 mm
Liczba stron: 80
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: czarno-biały
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo