Thorgal. Ja Jolan. Tom 30 – nowy początek, znajoma ręka
„Thorgal. Ja Jolan” to pierwszy tom serii, który nie został napisany przez Van Hamme’a — choć nadal ilustrowany (a właściwie: malowany) przez Grzegorza Rosińskiego. Drakkar płynie dalej, a zmiana steru odbyła się zaskakująco płynnie. Rodzina w komplecie, wraz z przysposobionym dzieckiem, wraca do domu — czyli na Północ. Pozostał jednak do domknięcia wątek obietnicy, którą Jolan złożył tajemniczej postaci (mnie osobiście przypominającej Doktora Dooma). Nowy kierunek dla przygód był więc łatwy do wyznaczenia.


Co w artykule?
Czas Jolana
Skupienie się na Jolanie to całkiem niezły pomysł, dobrze współgrający z nowym początkiem i zmianą scenarzysty. Yves Sente mógł dać Thorgalowi odpocząć… no chociaż na chwilkę. Ale macierzyńskie instynkty Aaricii nie pozwoliły jej siedzieć bezczynnie — chciała chociaż dowiedzieć się, co dzieje się z jej synem. Czy jest cały, czy nie grozi mu niebezpieczeństwo itd. Bardzo podoba mi się sekwencja, którą rozrysował Rosiński — ta, w której Thorgal zostaje skutecznie powstrzymany przed mieszaniem się w sprawy zatroskanej matki. Świetny moment.
Plask naprężoną gałęzią i wracaj do domu. Spokojnie można powiedzieć, że w tym tomie Thorgal dostaje dokładnie to, czego od dawna chciał: zero przygód, spokój ogniska domowego. Oczywiście, nie jest tak, że problemów nie ma wcale — ale są do ogarnięcia. Z tym że z kłopotami tak to już jest: nawet jeśli ich nie szukasz, to one i tak znajdą ciebie same. Ale na to przyjdzie jeszcze czas. Syn Gwiazd kurą domową? Dla mnie bomba.


Scenę, na której Thorgal występował raczej niechętnie, zajmuje teraz jego syn. Czuć, że wchodzi na miejsce centralne z impetem — choć do tej pory, w wątkach Van Hamme’a, raczej trzymał się spódnicy matki, wykorzystywał swoje ponadprzeciętne umiejętności dość nieporadnie i tylko w sytuacjach kryzysowych. Na tle młodszej siostry wypadał dość mizernie, ale teraz to on przejmuje inicjatywę — i robi to bez żadnego zawahania.
Choć i tak odchodzi nocą, bo jeszcze Aaricia wyperswadowałaby mu tę włóczęgę.
Zanim ruszymy w nowe przygody, Yves Sente prowadzi nas przez korytarz wspomnień, pokazując migawki z życia Jolana. Pojawiają się sceny z „Wilczycy„, „Między ziemią a światem” czy „Korony Ogotaia” — krótkie, ale znaczące przypomnienia, które układają się w osobistą oś narracyjną bohatera. To emocjonalny, nastrojowy fragment, zakończony wschodem słońca — piękne, spokojne otwarcie, zanim wskoczymy w galopującą akcję.
Próby i współpraca
A pułapek, zagrożeń i niebezpieczeństw nie brakuje — zanim Jolan zostanie przyjęty na służbę do Manthora, musi najpierw dotrzeć do jego siedziby. Podobną drogę przechodzi czwórka innych młodych i utalentowanych śmiałków. Wejście do świata prób otwiera się dopiero wtedy, gdy stopy jednego z nich staną na progu. Fabuła oparta jest na dobrze znanym motywie współzawodnictwa, który na różnych etapach miesza się ze współpracą — bo bez niej nie sposób przejść tej niebezpiecznej drogi. Kluczem okazuje się zaufanie i działanie zespołowe, a pierwszym, który to rozumie i stosuje w praktyce, jest oczywiście Jolan.


Rosiński kontynuuje serię w malarskim stylu z kolorem bezpośrednim — i nadal robi to świetnie. Wschód słońca zachwyca, nocne sceny są naprawdę mroczne, a twierdza Manthora wygląda upiornie. Najbardziej zapadła mi w pamięć wspomniana już sekwencja z gałęzią, ale właściwie cały komiks działa trochę inaczej niż wcześniejsze tomy. Tu to właśnie kolor gra pierwsze skrzypce — prowadzi nastrój, buduje atmosferę i jednoznacznie określa charakter scen. To nie tylko tło — to osobna warstwa narracji.
Nie wszystek umrę
Jak już wielokrotnie się przekonaliśmy na łamach tej serii — Thorgala nie da się zabić. Nawet jeśli umrze, zaraz wraca z martwych. Ale mechanizm „masz dobę, żeby się ocalić” nie działa już tylko dla Syna Gwiazd. I tu robi się ciekawie. Kriss de Valnor co prawda jest martwa — i magicznie do życia przywracana nie jest — ale Sente wpuszcza trochę światła na jej przeszłość, słusznie zauważając, że do tej pory niewiele o niej wiedzieliśmy. Wygląda na to, że Aniel ściągnie na swoją przysposobioną rodzinę falę nowych kłopotów.


Jeden z kadrów w tym tomie wyraźnie zwiastuje okładkę pierwszego tomu spin-offu „Kriss de Valnor” — który, zgodnie z chronologią dostępną na stronie Egmontu, wypada przeczytać jako kolejny. Czyli grzebania w bolesnej przeszłości zadziornej brunetki ciąg dalszy, tyle że już na osobnym torze. Przyznam, że jestem ciekawy, bo Sente naprawdę mnie zaintrygował.
Scenarzysta: Yves Sente
Ilustrator: Grzegorz Rosiński
Wydawca: Egmont
Seria: Thorgal
Format: 215 x 290 mm
Liczba stron: 48
Oprawa: Twarda
Druk: kolor