Elon Musk. Amerykański oligarcha
„Elon Musk. Amerykański oligarcha” to bezkompromisowa, nieautoryzowana biografia jednej z najbardziej wpływowych postaci XXI wieku. W swojej najnowszej powieści graficznej Darryl Cunningham bierze na warsztat nie tylko samego Muska, ale też cały system, który umożliwia miliarderom nieograniczoną ekspansję — polityczną, technologiczną i ideologiczną. Już podtytuł sugeruje, że nie mamy do czynienia z laurką, a okładka bezceremonialnie wbija szpilę w neoliberalny mit self-made mana.


Co w artykule?
Komiksowa biografia — czy to działa?
Czy komiks nadaje się do przedstawiania biografii? Jak najbardziej — szczególnie gdy mówimy o historii pełnej rakiet kosmicznych, futurystycznych samochodów i spektakularnych porażek oraz sukcesów. Potencjał wizualny takiej opowieści jest ogromny, a medium komiksowe może doskonale oddać zarówno dynamikę technologii, jak i złożoność osobowości. Niestety, „Elon Musk. Amerykański oligarcha” pod względem graficznym rozczarowuje.
Narracja kurczowo trzyma się sztywnego, sześciokadrowego układu stron, co nadaje całości monotonię i ogranicza ekspresję. Dopiero w drugiej połowie pojawia się nieco więcej swobody w kadrowaniu, ale rygor formalny i tak nie znika całkowicie. Brakuje również sekwencji, które mogłyby w pełni wykorzystać potencjał wizualnej ciągłości — choć trzeba przyznać, że sceny lądowania Falcona (zarówno nieudanego, jak i triumfalnego) wreszcie dają oddech i pokazują, co ten komiks mógłby osiągnąć, gdyby wykorzystywał możliwości jakie daje medium komiksowe.


Najbardziej jednak doskwiera wrażenie, że warstwa graficzna bywa w tej książce zbędna — wiele ilustracji po prostu pokornie podąża za tekstem, zamiast tworzyć z nim organiczną całość. Obrazki często jedynie ilustrują narrację, rzadko ją komentując czy rozwijając. Czasem pojawia się jakiś błysk – jak w przypadku Visorsata, satelity z parasolem mającym chronić przed nagrzewaniem się od ciemnej powłoki – który wnosi odrobinę humoru lub pozwala postaciom na dodanie czegoś od siebie. Ale to wyjątki.
Co zaskakujące, mimo tych zastrzeżeń komiks wciąga. Informacje są dobrze uporządkowane i podane chronologicznie. Cunningham zaczyna od rodzinnych korzeni Elona Muska — skupiając się m.in. na jego dziadku — i konsekwentnie prowadzi czytelnika przez kolejne etapy życia przyszłego miliardera i samozwańczego wizjonera, którego fortuna rosła w tempie niemal tak zawrotnym, jak prędkość rakiety Falcon 9.
Nowe fakty i dobrze znane historie
Fakty z życia Muska są przedstawione z niemal dokumentalną suchością, pozbawione sensacji czy przesadnych ocen. I muszę przyznać, że mimo iż Elon Musk jest postacią medialnie wszechobecną — trudno dziś nie wiedzieć, kim jest — to jednak kilka rzeczy mnie zaskoczyło. Szczególnie ciekawy był dla mnie wątek jego dzieciństwa i dorastania w Republice Południowej Afryki, a także pierwsze kroki w świecie biznesu, zwłaszcza epizod związany z PayPalem, który w komiksie ukazany jest jako kluczowy moment przełomowy.
Im bliżej jednak współczesności — rakiet, Tesli i sieci satelitarnych — tym częściej pojawiają się fakty znane, powielane w mediach czy dokumentach. W końcu Starlinki można zobaczyć gołym okiem na nocnym niebie, a elektryczne samochody z logiem „T” jeżdżą po naszych drogach. Trzeba by naprawdę nie patrzeć, albo bardzo wybiórczo patrzeć na świat, by nie zauważyć zasięgu wpływu Elona Muska — niezależnie od tego, czy ten wpływ budzi podziw, czy niepokój.


W działaniach Muska można wyczuć coś więcej niż tylko chłodną kalkulację miliardera — jest w nich swoista wizja przyszłości, która kiedyś była zarezerwowana wyłącznie dla powieści science fiction. Motywacja do przełamywania barier technologicznych i zmieniania świata pobrzmiewa nie tylko w medialnych deklaracjach, ale także w samych projektach: SpaceX ze swoim planem kolonizacji Księżyca i Marsa (nawet jeśli to wciąż bardziej koncept niż konkret), czy w idei autonomicznych samochodów, które — przynajmniej w teorii — miałyby ograniczyć wypadki i zmienić sposób, w jaki poruszamy się po świecie.
Ciekawie wypada też projekt Hyperloopa, ogłoszony w 2013 roku jako rodzaj „ćwiczenia myślowego” — transportu publicznego nowej generacji, opartego na kapsułach lewitujących w próżniowych tunelach. Choć dziś wciąż bardziej inspiruje niż realnie działa, to jego obecność w debacie publicznej pokazuje, jak silnie Musk wpływa na kierunek naszych marzeń o przyszłości.


Rakiety, auta, kapsuły — łatwo byłoby to zbyć jako kosztowne fanaberie miliardera, wielkie i drogie zabawki dla kogoś, kto może sobie pozwolić na ryzyko. A jednak nie da się nie zauważyć, że to właśnie ta determinacja i brak strachu przed bankructwem sprawiają, że rzeczy wcześniej nierealne — stają się realne. Przykład? Koszty lotów kosmicznych. Obniżenie ich, choć może brzmieć jak księgowy detal, w praktyce odblokowało coś, co przez dekady było poza zasięgiem — załogową misję na Księżyc. To, co dla NASA było przez lata zbyt drogie, zbyt ryzykowne lub zbyt polityczne, Musk potraktował jako kolejne wyzwanie, które należy pokonać — i pokonał, przynajmniej w aspekcie technologicznym.
Cień wizjonera
Z tym że mocno oświecone obiekty rzucają długi cień. I choć Musk to niewątpliwie wizjoner, Cunningham nie pozwala zapomnieć o jego mroczniejszym obliczu. W ostatnich rozdziałach komiksu wybrzmiewa gorzka konkluzja — że oto mamy do czynienia z człowiekiem, dla którego sprzeciw jest równoznaczny z wrogością. Kultura pracy podszyta strachem, impulsywne decyzje, brak kontroli i filtrów — to nie są cechy tylko ekscentryka, ale kogoś, kto ma realny wpływ na globalne procesy. Przejęcie Twittera (czy raczej X) było tylko kolejnym krokiem w tworzeniu wizerunku kogoś, kto działa bez zastanowienia nad konsekwencjami. A że grzywny liczone w milionach nie są w stanie go zatrzymać — tym bardziej niepokojące staje się pytanie: kto właściwie trzyma rękę na hamulcu?


Cunningham wieńczy swoją opowieść czerwoną planszą — jak sygnał alarmowy, jak światło ostrzegawcze na pulpicie rakiety. Musk siedzi w fotelu, za jego plecami płonie Cybertruck, wznosi się Falcon, a w tle majaczy Kapitol — scena jak z dystopijnego komiksu science fiction, choć to przecież tylko nieco przerysowana wersja rzeczywistości. Stopy spoczywają nie na ziemi, nie na trawie, ale na pliku dolarów — i trudno o bardziej wymowny symbol. Czy Musk faktycznie wyśle człowieka na Marsa, czy raczej zdoła przejąć władzę nad informacją, mediami i technologią na skalę globalną? Jedno nie ulega wątpliwości: potęga, jaką dają nieograniczone zasoby finansowe, niesie ze sobą ryzyko — nie tylko dla jego przeciwników, ale dla nas wszystkich.
Scenariusz, rysunki i kolor: Darryl Cunningham
Tłumacz: Wojciech Birek, Maciej Muszalski
Wydawca: Non Stop Comics
Druk: Kolor
Oprawa: Miękka
Format: 194×255 mm
Liczba Stron: 200
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo