Będziesz smażyć się w piekle – Metal, pasja i mroczne zakamarki życia
„Będziesz smażyć się w piekle” – to tytuł, który doskonale pasowałby do metalowej piosenki, a nawet całego albumu. Na playliście Slayera nie wyróżniałby się wśród takich kawałków jak Angel of Death czy Raining Blood. Prosiak doskonale zdaje sobie z tego sprawę – w swoim komiksie bierze na warsztat najcięższe odmiany muzyki i ich subkulturę. Choć Deathstar to zespół fikcyjny, opowieść pulsuje autentycznym rytmem metalowej sceny.


Komiks nie tylko dla metalowców
Czy to komiks tylko dla metalowców? Albo dla tych, którzy kiedyś nosili długie pióra, ale dawno je ścięli – choć nadal lubią czasem posłuchać czegoś z kopem? Albo chociaż odświeżyć sobie albumy oblane nostalgią? No nie do końca.
„Będziesz smażyć się w piekle” to przede wszystkim komiks obyczajowy, który bierze pod lupę kulisy show-biznesu. Opowiada historię opartą na prostej, ale często ignorowanej prawdzie: to, co błyszczy z daleka, od środka wygląda zupełnie inaczej. Metalowe środowisko wcale się tu nie różni – nawet jeśli epatuje ekstremą, teatralnością i deklaracjami bycia „true”. Z drugiej strony, to często tylko maska, za którą stoi zwyczajna potrzeba zarabiania pieniędzy.
Granie koncertów, produkcja płyt – to owszem, efekt pasji i talentu. Ale też praca. Taka, którą trzeba umieć dobrze sprzedać.
Smaczki dla wielbicieli „czarnej muzy”
Niemniej wielbiciele „czarnej muzy” znajdą tu sporo smaczków dla siebie. Tarantul, główny bohater komiksu Prosiaka, spełnia marzenie o sławie i trafia do składu Deathstar – już na samym początku paraduje w koszulce Cynic, a później przewijają się też Aghora czy Testament. Obok znanych nazw pojawiają się również te bardziej niszowe, jak choćby Aura Noir.


Patrząc na skład Deathstar – w uniwersum Prosiaka jeden z największych i najbardziej popularnych zespołów na świecie – trudno oprzeć się wrażeniu, że poszczególne postacie i wątki stanowią zlepek realnych historii i ruchów z metalowego środowiska. To fikcja, ale bardzo bliska rzeczywistości.
W trakcie lektury w głowie pojawiają się konkretne postacie – choć nigdzie nie padają nazwiska. Trudno nie pomyśleć na przykład o Mariuszu Dziubińskim, który „przemielił” członków Acid Drinkers na dolary na słynnej okładce ich drugiego albumu, Dirty Money, Dirty Tricks. Albo o Robercie Friedrichu, znanym jako Litza. Co prawda nigdy nie słyszałem, żeby grał „Barkę”, ale jego doświadczenia – otarcie się o śmierć, duchowe nawrócenie i założenie Arki Noego – wyraźnie rezonują w świecie przedstawionym przez Prosiaka.
Kontrasty Deathstar i scena metalowa
Z jednej strony Deathstar to maszynka do zarabiania pieniędzy, z drugiej – czysta, śmierdząca ekstrema. Dwa światy, które teoretycznie się wykluczają. Lider zespołu, Lord Solo, to egocentryk trzymający cały biznes twardą ręką i mający resztę składu na krótkiej smyczy. Na scenie pojawiają się krowie łby, co od razu przywodzi na myśl koncerty Mayhem czy Gorgoroth. Zdarza się nawet, że jakieś zwierzę traci głowę – dosłownie – co budzi skojarzenia ze słynnym incydentem Ozzy’ego Osbourne’a. Kot Tarantula to Behemot – być może nawiązanie do Bułhakowa, choć jeśli już, to raczej tylko symboliczne. W tle przewijają się też delikatne mrugnięcia okiem do popkultury: trochę Studia Ghibli, trochę Sagi Zmierzchu – ale to raczej smaczki niż główny nurt narracji.


Muzycy Deathstar to uosobienie różnych ruchów na metalowej scenie. Bogey reprezentuje szkołę starego, dobrego thrashu – z obowiązkową wyszywaną kamizelką, na której plecach dumnie lśni duża okładka albumu The New Order Testamentu. Dworf, niewysoki perkusista ze Śląska, to z kolei żywy dowód na to, że nasi lokalni krasnoludowie dokopali się pod ziemią do samego piekła – bo śląska scena black metalowa nie bez powodu należy do najmocniejszych w kraju. A jakby tego było mało, jest jeszcze menago – Satanisław. Serio, trudno wymyślić lepsze imię dla metalowego managera.
Opowieść o trudach życia
No ale „Będziesz smażyć się w piekle” to przede wszystkim opowieść o ludziach – o życiu, problemach i próbach ich rozwiązania. Tarantul jest utalentowanym muzykiem, ale jego rodzina ledwo wiąże koniec z końcem. Dołączenie do jednego z największych zespołów świata ma być szansą na odmianę losu. Szybko okazuje się jednak, że ta droga usłana jest nie tylko dźwiękami riffów, ale i nieuczciwym traktowaniem, wyzyskiem oraz powtarzanym jak mantra „to dla dobra zespołu” czy „wyrzeczenia są konieczne, jeśli chcesz realizować swoją pasję”. Deathstar to może i szansa, ale na pewno nie akcja charytatywna. Częste zmiany składu zespołu świadczą raczej o czymś zupełnie innym niż o nieustannym poszukiwaniu stylu czy idealnych muzyków.
Poszczególne rozdziały stylizowane są na tytuły metalowych utworów, a na stronach otwierających każdy z nich obraca się – oczywiście czarna – płyta winylowa. Akcja wciąga i momentami autentycznie przeraża. Lord Solo od razu wskakuje w rolę czarnego charakteru, a fabuła początkowo zmierza w stronę walki o sprawiedliwość i godziwe wynagrodzenie za pracę. Szybko jednak skręca ku dramatycznym – chwilami wręcz przejaskrawionym – wydarzeniom. Bo zostaje podważone dobro największej wartości, o którym często się zapomina – rodzina. Marzy się większe mieszkanie, nowy samochód, inne wygody… Ale takiego bogactwa nie da się po prostu kupić w sklepie.


Kopiąc łyżeczką po fabularnych warstwach, docieramy do ciemnej strony tego albumu — lepkiej niczym smoła. W kątach historii czai się depresja, znajdująca wyraz w doskonale napisanych zdaniach, jak to: „Boję się, że niedługo się wypali, podczas gdy ledwie zdołałam się zatlić”. Pojawia się też bolesna przeszłość i brak pogodzenia się z dramatami, które popychają jednego z bohaterów do próby samobójczej — sceny przejmującej, brutalnie szczerej i obrazowo rozpisanej.
Ciary!!!
Wersja na 25-lecie Kultury Gniewu, oprócz dodatków, twardej oprawy i nowej okładki, zawiera także alternatywne zakończenie — mniej rock’n’rollowe, za to zdecydowanie mroczniejsze i oniryczne. To kapitalnie skrojony i narysowany komiks, który bez wstydu można postawić na półce obok „Sali prób” Gipiego. „Będziesz smażyć się w piekle” przynosi cały wachlarz emocji: od zachwytu i zajawki na granie oraz realizację pasji, po wzruszenie, smutek i strach przed utratą bliskich. Moja ocena? Oczywiście 666/10.
Scenarzysta: Krzysztof Owedyk
Ilustrator: Krzysztof Owedyk
Wydawca: Kultura Gniewu
Format: 165×235 mm
Liczba stron: 360
Oprawa: Twarda
Druk: cz.-b.
Egzemplarz udostępniony przez wydawnictwo