WKKM 53 – Astonishing Thor
Astonishing Thor to jeden z tych albumów przy czytaniu, których zadaje sobie pytanie – „dlaczego ja właściwie czytam takie bzdety?”. Podczas lektury tego albumu to pytanie pojawiało się kilkukrotnie. Niestety, w moim przekonaniu autor scenariusza, Robert Rodi zatracił się w fantastyce i przekroczył ulotną granicę pomiędzy fantastyczną fikcją, a irracjonalnym bełkotem. W efekcie czego otrzymujemy krótką (całe szczęście) historyjkę o tym jak to Thor próbuje powstrzymać dwie żyjące planety przed zjedzeniem siebie nawzajem… Nie, nie pomyliłem się, ten komiks naprawdę jest opowieścią, w której Gromowładny próbuje walczyć z planetami.
Podczas czytania tego komiksu wpadła mi do głowy pewna myśl. Ta historia idealnie pasuje do wizerunku geeka, takiego, który jest kreowany np. w serialu Big Bang Theory. Od dziś kiedy będę chciał wyobrazić sobie geeka będę widział nieprzystosowanego do życia w społeczeństwie, pryszczatego grubaska, z wielkimi
Tak wiem, że ten komiks miał być ukłonem w stronę twórców postaci blondaska dla Marvela, tak wiem, że fabuła tego albumu to oczko puszczone w stronę wieloletnich fanów, którzy pamiętają jeszcze komiksy o Synu Odyna, które opracowywali Lee z Kirbym. Jednak smaczki dla fanów, którzy kojarzą dzieje bohatera opisywane przed dekadami nie powinny autorowi przesłonić wartości treści jaka trafi do aktualnych czytelników. A treść ta jest koszmarna, w tym zeszycie panuje totalny chaos i nie wiadomo czego się spodziewać po kolejnej stronie. Pomyślicie zaraz, że oszalałem, przecież nie raz pisałem, że cenię komiksy za nieprzewidywalne zwroty akcji. Jak najbardziej, rozwiązania, których się nie spodziewałem stanowią dużą zaletę dla każdego komiksu, jednak nie w tym przypadku. W Astonishing Thor zwroty akcji są po prostu denne. Np. Thor, który jeszcze kilka stron wcześniej strzelał piorunami w kosmosie (w kosmosie nie ma atmosfery więc się nie da się) ostrzega Zephyr przed wstrząsami wtórnymi, które zatrząsną planetą po tym jak Thor uderzy w jej jądro. Po tym następuje już ciąg bezsensownych zdarzeń jak np. Zephyr podróżująca przez czasoprzestrzeń, nadrabiająca 600 lat 😉 Może i się czepiam, ale naprawdę ten komiks oceniany w perspektywie faktu, że jest częścią zbioru o nazwie Wielka Kolekcja Komiksów Marvela
Na koniec czas przyznać, że jest jedna sfera, w której ten komiks jako tako się broni. Rysunki Mike`a Choi (Choi`a?), naprawdę epickie i w swoim realistycznym stylu pasujące do opowieści o Thorze. Rysunki, a w szczególności ilustracja z okładki to jedyne co miło zapamiętam z lektury tego komiksu. Spójrzcie tylko na okładkę, czyż z gromowładnego nie bije boski majestat i niepojęta siła?
Ps. W ocenie szaty graficznej pomijam okładki zeszytów #1-3 bo te były wręcz komiczne. Poniżej okładka trzeciego zeszytu 😉